Na Zdrowie. Joga…

 

Piąta pięć. Jeszcze pięć minut. Piąta dziesięć. Jeszcze zupełnie ciemno. Wstaję, a raczej staczam się z łóżka, ostrożnie stawiam kroki żeby nie nadepnąć zlanego z czernią wciąż jeszcze nocy psa czy niewidzialnego, w większości przypadków, kota. Po omacku dochodzę do laptopa, otwieram. Jasność. Znajduję zaprzyjaźniony kanał na YouTube. Włączam dyfuzor (potworna nazwa) i wdycham pierwsze opary olejku. Przebieram się szczękając zębami, rozwijam matę i wcieram w nią kilka kropli olejku eukaliptusowego. Składam ręce, kciukami dotykam mostka. Już jestem.

W kwestii jogi, nie jestem żółtodziobem. Jogę ćwiczyłam przez kilka lat w Niemczech. Ćwiczyłam w domu i w grupie, bardzo swojskiej, kameralnej, zdyscyplinowanej, iście niemieckiej. Asany były dość statyczne, dość restrykcyjne. Medytacje były świeckie, a na koniec każdych zajęć pyszna zielona herbata. Nauczyłam się podstaw i asan i oddychania, ale czegoś brakowało. Miałam wtedy dwadzieścia osiem lat i brakowało mi wielu rzeczy. Brakowało mi cierpliwości, dyscypliny, świadomości własnego ciała i wiedzy na temat czego mi naprawdę potrzeba. Odeszłam od jogi na wiele lat. Przepraszałam matę kiedy pobolewały mnie plecy. Kilka magicznych asan w temacie bólu i mata szła w kąt. Na początku grudnia postanowiłam, że albo coś ze sobą zrobię, albo mnie zabiorą na jakiś pobliski oddział zamknięty. Miałam straszny dół z tysiąca mniej lub bardziej racjonalnych powodów. Potykałam się o własne myśli, gdybania, zakładałam się z losem o kolejny tydzień, przegrywałam każdy zakład. Ktoś poradził medytację. Pół godziny. Jak mam znaleźć pół godziny na siedzenie w bezruchu, kiedy nie mam czasu na spacer z psem, czy rozmowę z dziećmi? I pewnego dnia znalazłam dziesięć minut. Cudem jakimś byłam sama, siedziałam i słuchałam, oddychałam, liczyłam, koncentrowałam się i w tym samym momencie nie koncentrowałam się wcale. Dziwne uczucie. Ciekawe, nowe, trochę wyzwalające. Do dziesięciu minut medytacji dodałam pół godziny jogi. Potem kolejne pół godziny w czasie przerwy na lunch. Od połowy grudnia praktykuje jogę codziennie. Prawie codziennie medytuję. Starcza mi cierpliwości na dziesięć minut, kilka razy udało się pół godziny, raz godzinę. Z maty schodzę inna. Przez trzy miesiące regularnej, codziennej jogi zmieniło się bardzo wiele. I wewnątrz i na zewnątrz. Straciłam pracę. Z pracą straciłam możliwość wyjazdu latem do Polski, z możliwością wyjazdu, straciłam radość z przebywania z rodziną i przyjaciółmi z Polski. Straciłam nadzieję na szybką przeprowadzkę do Europy, straciłam wielką radość i satysfakcję bycia w klasie i bycia częścią językowej przygody moich uczniów – niezwykle intersujących i wiem to na pewno, w przyszłości wielkich ludzi. Straciłam dochód miesięczny, kilka kilogramów i jedną bliską osobę. Joga i medytacje pomagają mi dać sobie z tym radę, oddzielić swoje emocje od emocji innych, nie trzymać się kurczowo myśli, patrzeć jak przychodzą i odchodzą. Joga pomaga mi skupić się na chwili obecnej, na momencie, w którym się znajduje, na teraz. Oddech Ujjayi uratował mnie (a raczej mnie otaczających) od kilku ataków złości, a skręty kręgosłupa od wizyt u ortopedy. Schodzę z maty lepsza, jest we mnie spokój, radość i opanowanie. Nawet jeśli ten stan trwa tylko chwilę po zejściu z maty, to jest to chwilę dłużej niż dawniej. Czuję się dobrze nie dlatego, że poćwiczyłam jogę przez pół godziny, a raczej dzięki temu, że poćwiczyłam czuję się dobrze, czasem nawet bardzo dobrze.

Piąta pięć. Jeszcze chwila. Piąta dziesięć. Za chwilę wstanę, nie nadepnę czworonożnych, pooddycham lawendą lub eukaliptusem, spędzę ze sobą pół godziny na macie, zrobię kawę, nakarmię miauczącego głośno kota, spakuję lancze dzieciom, wyjdę z psem i kubkiem świeżo zaparzonej kawy do ogródka i będę obecna. Tak po prostu…

Wpis powstał w ramach tłumaczenia się z moich spokojniejszych rozmów przez telefon z kilkoma z was, spędzania więcej czasu z dziećmi (mimo, że doby nie wydłużono), coraz to zdrowszego jedzenia, picia mniejszej ilości alkoholu, rzadszych skoków ciśnienia i rzadszego rzucania mięsem. A będzie jeszcze lepiej…

12 myśli w temacie “Na Zdrowie. Joga…

  1. Kątem Ucha 14 marca, 2017 / 10:50 pm

    Twój wpis dał mi wiele motywacji o wiary w to, że można poradzić sobie z najtrudniejszymi sytuacjami. Dziękuję!

    • aniukowepisadlo 15 marca, 2017 / 12:22 pm

      Można…joga to nie jakiś magiczny lek, ale mnie bardzo pomaga! Powodzenia!

  2. Sylaba 15 marca, 2017 / 1:34 am

    Gratuluję. I rozumiem rozterki wyjazdowe…. A! Na fotce po prostu nieźle dajesz czadu!

    • aniukowepisadlo 15 marca, 2017 / 12:23 pm

      Dzięki…A wyobraź sobie jak daję czadu na tej połowie, której nie widać!

  3. Anka 15 marca, 2017 / 6:19 am

    Jak dobrze rozumiem i jakcesoria zazdroszczę jogi.
    Pozdrawiam z Krakowa

    • aniukowepisadlo 15 marca, 2017 / 12:27 pm

      Nie ma co zazdrościć. Do pracy :-)! Na domową jogę polecam Yoga with Adriene jeśli znasz angielski…

  4. benia 15 marca, 2017 / 8:22 pm

    najtrudniejszy pierwszy krok a potem to wzywa mądry organizm, który wie co dla nas dobre. i fajnie. trzymam kciuki za satysfakcjonujący do wypęku ciąg dalszy 🙂
    b.

    • aniukowepisadlo 15 marca, 2017 / 10:56 pm

      Dziękuję. I ja tak myślę, że się organizm teraz pozbiera i tak z marszu potem już poleci…do wypęku :-)!

  5. benia 15 marca, 2017 / 8:41 pm

    i jeszcze chciałam dodać: jak się tu pięknie , architektonicznie wręcz, kompatybilizujesz ze skosami 🙂 b.

    • aniukowepisadlo 15 marca, 2017 / 10:55 pm

      Bardzo ci dziękuję za tak fonetycznie trudny komplement :-)…Gdyby moje zgrabne ciało nie było obcięte, zobaczyłabyś mniej kompatybilną drugą połowę – krzywo se stanęłam i było bardzo pod skos…

  6. Edyta Tkacz 16 marca, 2017 / 12:31 pm

    Ale to jest pięknie napisane. Czysta przyjemność czytania. Super!
    PS. Bardzo lubię jogę, ale popołudniami albo wieczorami. O piątej rano? Jak to robisz?

    • aniukowepisadlo 18 marca, 2017 / 6:02 pm

      Dziękuję ci bardzo za miłe słowa…Nie wiem jak to robię, bo wydawało mi się, że nie lubię wstawać rano. Zaczęło się od tego, że nie mam innego wyjścia, a teraz jest mi po prostu tak fajnie :-)…

Dodaj odpowiedź do aniukowepisadlo Anuluj pisanie odpowiedzi