Bo najważniejsza jest rozpałka…

A było to tak. W pewien zimowy, kreteński wieczór siedziałyśmy z panią P. i panią J. w moim salonie próbując rozpalić ogień w kominku. Szło kiepsko. Może drewno zbyt mokre? Może za dużo? Za mało? Może za grube? Stanęło na tym, że winna rozpałka. Pani P. ma ogromne doświadczenie w rozpalaniu różnego rodzaju ognia. Zimne wieczory na polskim Podhalu nauczyły panią P. trików i sztuczek w temacie rozpalania ognia w kominku. Tutaj na Krecie jest mistrzynią palenia w swej kreteńskiej kozie (piec koza, bo inne też mamy, ich nie palimy). Zasługę dobrego ognia przypisuje rozpałce. Suche gałęzie, patyki zbierane na plaży do tobołka zrobionego z chusty mają być najlepszą rozpałką. A u mnie jakieś amerykańskie, napuchnięte od śmierdzącej benzyny klocki, które paliły się mocno przez moment, a potem gasły nie odpalając od siebie ani konarka, ani nawet gałązeczki. I tak temat wagi rozpałki w procesie palenia ognia snuł się przez cały wieczór i robił się coraz to bardziej zbereźny – proporcjonalnie do pitego wina. Gdzieś między kolejną lampką a przegrzebaniem paleniska pojawiła się na ekranie laptopa taka oto reklama.

Minęło kilka miesięcy, zrobiło się ciepło, słonecznie i o kominkach i rozpałkach się nie rozmawia. Aż to nagle pod-klub mojego Kluby Polki, zrzeszający dziewczyny piszące cudne teksty, książki, piękne wiersze i takie jak ja – wieloletnie amatorki, wymyślił wyzwanie dla pisarek. Pierwsze wyzwanie polega na tym, że mamy napisać tekst – forma dowolna – w którym zawarte są trzy słowa: gałąź, pień i…konar (ale obejrzeliście już tę reklamę, tak? Jeśli nie, to do dzieła). 

No i nie mogłam przepuścić takiej okazji do wykazania się wątpliwym talentem w pisaniu ód. A że pochodzę ze wsi położonej niedaleko Częstochowy więc nie jakieś wyszukane warszawskie, oryginalne wrocławskie, czy szlacheckie krakowskie, lecz rymy częstochowskie moi drodzy – banalne, proste, wręcz głupawe trochę. 

Zapraszam na Odę do Rozpałki (dla klubu Piór na Obczyźnie, wyzwanie1 – gałąź, konar, pień)

***

Oda do Rozpałki

Żadna ze mnie leśniczyni 

I gajowa wręcz przeciętna

Gdy w kominku ogień wzniecam 

Czuję się nieumiejętna

Konar, gałąź, pień się nie tli, w dłoni mej zapałka

Gdyż esencją, proszę państwa, jest dobra rozpałka. 

Taka gałąź, moi drodzy

Zwykle wątła i króciutka 

Nie zapali się tak łatwo –

Taka z niej filutka 

Choć się w gałąź dmucha srodze aż wychodzą białka

To esencją, proszę państwa, jest dobra rozpałka.

Konar by w płomieniach stanął

To nie są już żarty

Trza doświadczeń i zdolności

By się palił niepodparty

Kto z konarem się rozprawi, utonie w przechwałkach

Choć esencją, proszę państwa, jest wciąż ta rozpałka.

Pień to najtrudniejsza sprawa 

Martwy, ociężały

Nie pomoże niestrudzoność

Próżne jęków twych chorały

Choćbyś silił się i trudził nie podpalisz ni kawałka

Bo niezmiennie, proszę państwa, wciąż najlepsza jest rozpałka.

Bo gdy konar, pień, czy korzeń

Stać w płomieniach nie chcą wcale 

To rozpałkę kup kolego

Wtedy nagle jest wspaniale 

To najlepszy wybór z wszystkich dla takiego jak ty śmiałka

Bo istotą wszego ognia zawsze zacna jest rozpałka