Językowe śmichy…

 2008 rok, czteroletni Jaś otwiera się na seksualność w jakimś muzeum w Trójmieście

 

Otwartość na tematy tabu w gramatyce języka polskiego. Taka sytuacja. Siedzę z Kasią na plaży i obgadujemy sąsiadów po polsku.

– Kasia, myślisz, że ci dwaj panowie są parą?

-Może są przyjaciółmi.

-A tata opala się z kolegami na plaży?

-Może są braćmi?

-A wujek Jacek i wujek Marek plażują razem?

-Nie wyglądają na parę. Nie rozmawiają ze sobą.

-To pewnie są małżeństwem…

-Patrz mamo, słowo „braćmi” brzmi jak „brać mi”

-No, ale jakie znaczenie masz na myśli. Przykładzik poproszę.

-No tak jak jest „brać go” to może być, że o sobie…”brać mi”

-Nie, nie może być. I gramatycznie niepoprawnie i trochę bez sensu. Jak koniecznie chcesz żeby ktoś cię zabrał, możesz powiedzieć „bierz mnie”, ale to trochę niebezpieczne i nie radzę nadużywać.

Kasia nie załapała i po chwili…

-Może też być „bierz mi stąd te kapcie”…

Trochę antykoncepcyjnie, ale może być…I druga sytuacja. Do naszego ogródka przychodzi nieświadomy zagrożenia ze strony psa-mordercy, czarny kot. Dzieci wychodzą do niego i głaszczą. Kasia krzyczy z ogródka:

-He is so cute, mom? (że słodziak taki)

-Po polsku!

-Mamo, ten kot taki kjutas!

I była okazja podszkolić odmianę wulgaryzmów przez przypadki.

 

 

 

 

Kajakiem przez strach…

Wakacje, rok 1990. Mam szesnaście lat. Z okazji niepozbierania się po śmierci taty, rodzice mojej przyjaciółki zabierają mnie na kolonie, na których są opiekunami. Jezioro Sławno, niedaleko Gniezna. Snuję się po terenie kolonii przytłoczona poczuciem obowiązku żałoby. Nie tańczę, nie oglądam się za chłopakami, zakrywam uszy słysząc żart i uczestniczę tylko w nudnych i smutnych grach, w których wiadomo – przegrywam. Tak na wszelki wypadek żeby jakieś wesołe „hura” mi się nie wymsknęło. Wynajmujemy z przyjaciółką kajaki. Ona ma kartę pływacką z tego powodu, że umie pływać. Ja z odwrotnego powodu, nie mam. I jedyne co mam do okazania to żałobny uśmiech. Wystarczył, bo kajaki nam wynajęli. Niesamowite ile nastolatka, nawet taka w żałobie, ma w wiary w swoje nieistniejące umiejętności pływackie. W połowie jeziora, zwabione urodą mojej przyjaciółki, podpłynęły do nas wypierdki jakieś. Zaciągnęli nasze kajaki do pływającej, drewnianej platformy i nań komplementami zwabili. Po zagaju o pogodzie, przeszli do podrywu. W latach dziewięćdziesiątych formą podrywu wakacyjnego było wrzucanie podmiotu podrywu do wody. Ani pochodzenie tej tradycji, ani przesłanki nie są mi znane. Wrzuca się w kolejności od najładniejszej. Gosia bezsprzecznie poszła na pierwszy ogień, a że było nas tylko dwie, ja na drugi. Pamiętam, że poinformowałam oprawców, że nie umiem pływać. Pamiętam, że słusznie zauważyli, że nie wypożyczyliby nam kajaków bez kart pływackich. Pamiętam, że Gosia krzyczała, że na bank utonę. Pamiętam, że spadałam w dół, w wodzie, widziałam nade mną machające nogi Gosi i oddalające się słońce. Pamiętam, że nie zrobiłam nic. Nie ruszyłam ani ręką, ani nogą. Pamiętam bardzo dobrze, że pomyślałam, że zaraz zasnę. Na zawsze. A teraz najlepsze…Maksymalna głębokość jeziora to trzy metry! Wyciągnęli mnie, pewnie po tym jak plecami walnęłam o dno, ale od tej pory nie miałam przyjemności przebywać w wodzie, która sięga wyżej niż ramiona. Kiedy woda jest na terenie szyi, przestaję oddychać i zaczynam się topić. Nie byłam też, jasna sprawa, sama w kajaku, a już na pewno nie na oceanie atlantyckim, choćby nawet w malutkiej zatoce tego oceanu, nie smagały mnie dotąd fale, choćby nawet powstałe w wyniku przepłynięcia drobnej jednostki pływającej. Do wczoraj…

Znowu do jogi powrócę, ale spędzam na jodze dwie godziny dziennie to jak mam nie wracać do jogi… Ćwiczyliśmy stanie na rękach. Ręce mam jak badylki. Pokryte tłuszczem, ale w środku badylki i do tego jeszcze z przeprostem łokcia. Przerażało mnie stanie na rękach. Nie wyobrażałam sobie jak takie łamliwie wyglądające patyki mogą utrzymać nie lada cielsko walczące z grawitacją. Chciałam zrezygnować, przyjść kolejnego dnia. Moja najwspanialsza na świecie nauczycielka powiedziała: „Wszystko, czego potrzebujesz, masz w środku. Masz mięśnie potrzebne do stania na rękach (i to nie są mięśnie ramion), masz siłę, masz energię. Nie pozwól żeby strach podejmował decyzje za ciebie. Masz wszystko co jest ci potrzebne.” Na rękach jeszcze nie stanęłam, ale stanę. Ta właśnie myśl zepchnęła mnie wczoraj, siedzącą w kajaku, do wody. Pierwszy raz od 1990 roku byłam w wodzie głębszej niż metr czterdzieści, sama, w plastikowym pudełku, które mogło się wywrócić, a ja utonąć. Oczywiście, że przeryczałam pierwsze dziesięć minut , bo Chris zapomniał sznurka, którym miałam w planie przywiązać się do jego kajaka. Okazał się niepotrzebny. Wszystko co było mi potrzebne, już miałam.

Dzień w wydziale…

Mike Keefe. Skradzione z intoon.com

Łatwo praktykować nauki jogi w ogrzewanym, przyjaznym i mniej lub bardziej pustym pomieszczeniu. Łatwo jest medytować w ciszy, w stanie spoczynku, choćby względnego, z olejkiem eukaliptusowym wmasowanym w dłonie. Łatwo jest ćwiczyć uważność w swojskim otoczeniu i w dość przewidywalnych warunkach. Ale wiadomo, że jak coś łatwe, to nie rozwija. Co gdyby tak spróbować w miejscu zupełnie nieznanym, przepełnionym nieznajomymi, najrozmaitszymi typami osobowości, miejsce, gdzie czas zdaje się nie być niczyją wartością, logika jakby za mgłą a święte, amerykańskie trzymanie dystansu fizycznego w miejscach publicznych wiotczeje? Pojechałam do DMV (Division of Motor Vehicles) żeby sprawdzić jak się tej jogi, medytacji i uważności nauczyłam. DMV to taki nasz wydziału komunikacji, ale naszego nie przypomina. Chyba, że ja z małej wsi jestem, co to tylko na niektórych mapach widnieje, a wiadomo, że jaka wieś, taki wydział komunikacji. Jak kto w Niemczech miał nieprzyjemność rejestrować samochód, to niemiecki TUV (z umlautem) już bardziej przypomina. Opiszę tutaj jak to się przewidująco do wizyty przygotowałam i jak to co całe przygotowanie o kant dupy rozbić można!

Pod budynek zajechałam piętnaście drogocennych moich minut wcześniej. Usiądę sobie półdupkiem na ławce przed wyjścio-wejście, oddech złapię, wejdę jako pierwsza, w porywach, druga, załatwię co trzeba i docenię zrywanie się z łóżka piętnaście minut wcześniej. Zamarłam. Przed budynkiem kolejka. Zaczęłam liczyć dziesiątkami, doszłam do dwóch setek, przeszłam jeszcze z pięćdziesiątkę i stanęłam w kolejce. Dowiedziałam się, że to kolejka po numerek do kolejki głównej.

Pół wieczoru gotowałam herbatę energetyczną. Wrzuciłam trzydzieści ziaren pieprzu na lepsze krążenie krwi, przeciwgrzybiczny cynamon, imbir na problemy gastryczne i infekcje wszelkiego rodzaju, goździki na dzień kobiet i kardamon na całe pozostałe zło. Dodałam łyżkę lokalnego miodu i mleka migdałowego. Uczta herbaciana miała być. Herbatę wyżłopałam w ciągu dziesięciu pierwszym klientów, a przed kolejnych dwieście czterdziestu chciało mi się sikać.

Techniki ćwiczenia uważności, znaczy majdfulnesu, są mi znane. Spostrzeganie siebie w „tu i teraz” wypadło tym razem tak sobie. Oddycham. Jakie powietrze wdycham? Ciężkie, lekko przepocone brakiem klimatyzacji, zastałe. A co ja czuję na swojej skórze? Nie przepuszczającą powietrza kurtkę przeciwdeszczową, bo miało padać, na gołych ramionach, bo miało być ciepło. A co ja takiego słyszę? Kolejne numery wzywane do okienka. Krzyki oburzenia z przywołaniem imienia świętego („Jezus, jaka kolejka!”), czy innej partykuły emfatycznej („what the fuck?”). Co moje oczy widzą? Przekrój społeczeństwa stanu Rhode Island. Wszelkiego rodzaju kształty, kolory skóry, zaburzenia neurotyczne, pojęcia dobrego gustu. Zaraz tam dobrego…gustu, po prostu…

Mówią, że medytować można wszędzie. Włożyłam słuchawki i słucham. Jedna, nic. Druga, nic. Mam różne medytacje, ale takiej do trzygodzinnej kolejki w dziale komunikacji nie mam. Znam jeszcze taką medytację na spłuczkę. Trochę ekscentryczna, ale sytuacja wymaga osobliwych rozwiązań. Relaksujesz się i czekasz na myśl. Jak przychodzi, łapiesz szelmę i do zwizualizowanej ubikacji ciach! Spuszczasz wodę, również wyimaginowaną, ma się rozumieć. Spuszczasz wszystkie myśli, dobre, złe, bez wyjątku. Po kilku minutach, moja wymyślona ubikacja, mimo, że przewidując potrzeby wybrałam rozmiar XXL, się zapchała.

Jeśli umiesz oddychać, umiesz praktykować jogę. Tak piszą. Zaczęłam od stóp. Poszło łatwo. Kręci się jakaś po czterdziestce na conversach. Może kamień w bucie? Może noga ze starości zdrętwiała? Żylaki może? Rozciąganie boczne już niekoniecznie. Wciąż mam opory przed publiczną drwiną. Joga dłoni odpada, pusty kubek po herbacie trzymam. Mięsnie Kegla? Pomysł jest, ale czy to joga jeszcze?

I kiedy już skończyły mi się wszelkie sposoby na powstrzymanie nadchodzącego cichaczem ataku szału, kiedy to już zaciskały się powoli moje dłonie w piąsteczki gniewu, kiedy to już miałam obwieścić rodzinie, że wypisuję się z tego kraju, pakuję manatki i łapię poranny samolot, dostałam wiadomość. Co robisz? Odpowiadam, że próbuję nie wybuchnąć w wydziale komunikacji. Mam za zadanie pomyśleć o kimś w samych superlatywach i wybrałam ciebie. Przez następne kilka minut będę myśleć o tobie. Same dobre rzeczy… – odpowiedziała mi wiadomość. Uśmiechnęłam się do siebie, a na ekranie pokazał się mój numerek.

Czasami sama sobie nie wystarczam…

 

Wywiady na Dzień Dziecka

Cztery lata temu zrobiłam z dziećmi serię wywiadów. Językowe  dwa i taki o życiu. Zupełnie o nich zapomniałam i dzisiaj mi się przypomniało. Fajnie jest takie robić od czasu do czasu. Można porównać, zobaczyć co ich interesuje, co już wcale nie. Informacja, że ryby nie lubili i nadal nie lubią pokazuje mi, że…nie umiem gotować dobrze :-)…a że z problemami poszliby do babci, fajnie usłyszeć… Z okazji Dnia Dziecka zapraszam na wywiady z moimi dziećmi.

 

  1. Wymieńcie swoje najlepsze cechy charakteru.

Kasia: Jestem szczera i mam dobry gust J

Jasiek: Potrafię rozwiązywać problemy i mam poczucie humoru

  1. A jaką cechę charakteru chcielibyście mieć, a nie macie, lub macie jej za mało.

Kasia: chciałabym być mniej wstydliwa

Jasiek: Jestem krótkocierpliwy J

  1. Gdybyś mógł/mogła nigdy więcej nie jeść jednego dania, które robię, co by to było?

Kasia: RYBA!

Jasiek: RYBA!

  1. A wasze ulubione danie robione przeze mnie?

Kasia: Zupa pomidorowa

Jasiek: Soczewica z ryżem

  1. Jakie, twoim zdaniem, byłoby wystarczające dla ciebie kieszonkowe? I na co byś je wydał/wydała?

Kasia: $5.00 tygodniowo i zbierałabym na samochód

Jasiek: $2.00 tygodniowo i zbierałbym na jakieś rzeczy do koszykówki

  1. Jak uważacie, mamy wystarczająco dużo pieniędzy? Jesteśmy bogaci czy biedni? Czy są jakieś potrzeby, których nie umiemy wam zapewnić

Kasia: Chciałabym żeby nasze ubezpieczenie zdrowotne było tańsze

Jasiek: Potrzeby – nie, wszystkie potrzeby mamy zapewnione i wydaje mi się, że mamy wystraczająco dużo pieniędzy

  1. Kiedy jesteś smutny/smutna co sprawia, że czujesz się lepiej?

Kasia: Izzy (pies)

Jasiek: sport i Izzy

  1. Co was szczególnie zasmuca?

Kasia: Ocieplenie klimatu, ogólnie Stany i opłaty za studia w tutaj

Jasiek: Prezydent

  1. Jak myślisz kto jest największym geniuszem wszech czasów?

Kasia: Nie wydaje mi się, że istnieje jeden człowiek, który jest mądrzejszy od innych.

Jasiek:  Nie wydaje mi się, że jest jeden – jest wielu mądrych i znaczących ludzi na świecie

  1. Gdybyś mógł/mogła być kimś/czymś kim nie jesteś, kto/co by to było?

Kasia: Chciałbym być psem

Jasiek: Piłką do kosza J

  1. Gdybyś mógł/mogła przemeblować i udekorować nasz dom, jak by wyglądał?

Kasia: zmieniłabym cały nasz dom, chciałabym mieć basen, mieszkalną piwnicę i garaż

Jasiek: Wyglądał by źle, bo ja się nie znam na takich rzeczach

  1. Twoja ulubiona książka.

Kasia: W zasadzie czytam tylko książki, które czytamy w szkole, ale bardzo podoba mi się Lot Nad Kukułczym Gniazdem

Jasiek: Seria Niefortunnych Zdarzeń, Lemony Snicket

  1. Czy oglądałeś/oglądałaś ostatnio film, który cię poruszył?

Kasia: Moonlight!!!!

Jasiek: Hidden Figures (Ukryte Działania)!!!

  1. Kogo najbardziej podziwiasz? I za co?

Kasia: Carrie Brownstein, aktorka, pisarka, muzyk, komik, dziennikarka. Podziwiam ją za to, że robi to wszystko i jest w tym bardzo dobra

Jasiek: Podziwiam profesjonalnych sportowców

  1. Jak myślisz, co jest w kosmosie?

Kasia: planety i duch psa Łajki

Jasiek: planety, gwiazdy, galaktyki, kurz itd…

  1. Co fajnego robiliśmy ostatnio całą rodziną?

Kasia: Kanada

Jasiek: wycieczka do Kanady

  1. Gdzie chciałbyś/chciałabyś pojechać na rodzinny weekend?

Kasia: do Japonii

Jasiek: do któregoś z krajów skandynawskich

  1. W jakim sporcie czujesz się najlepiej?

Kasia: w żadnym

Jasiek: koszykówka

  1. Dlaczego sport jest ważny dla ciebie?

Kasia: nie jest

Jasiek: bo poprawia zdrowie i jest fajny

  1. Z czego, co zrobiłeś/zrobiłaś jesteś najbardziej dumny/dumna?

Kasia: stopnie – As and Bs (Kasia: koniecznie mamo napisz As and Bs!), nauczyłam się grać na gitarze, SAMA!

Jasiek: Mistrzostwo naszego miasteczka w koszykówce

  1. Opisz najpiękniejsze miejsce na świecie.

Kasia: Eibsee (jezioro w Garmisch, Niemcy)

Jasiek: wysokie góry

  1. Ile czasu, według ciebie, powinno się spędzać przed komputerem?

Kasia: 1 godzina

Jasiek: 1 godzina

  1. Najbardziej ohydna rzecz, która przychodzi ci do głowy to:

Kasia: klatka schodowa w naszej szkole, pod którą mieszkają szczury

Jasiek: pleśń na jedzeniu

  1. Kto, z rodziny czy naszych przyjaciół jest ci najbliższy (oprócz rodziców i brata/siostry)?

Kasia: Maggie, babcia

Jasiek: babcia, Tommy

P.S. Maggie i Tommy to rodzeństwo J…ale mają szczęście!

  1. Co najbardziej denerwuje cię w dzisiejszym świecie?

Kasia: podziały w społeczeństwie

Jasiek: Trump

  1. Jedno wspomnienie z przedszkola.

Kasia: kiedyś wszyscy byliśmy przebrani za psy w przedszkolu i jedna pani dała nam takie ciasteczka, ja myślałam, że to są prawdziwe psie ciasteczka i że jest tam mięso i bardzo się bałam, że będę musiała je zjeść…

Jasiek: na przerwie wykopaliśmy z chłopakami dziurę w lesie żeby ktoś do niej wpadł

  1. Co podoba ci się w twojej szkole?

Kasia: widok z okiem na park

Jasiek: biblioteka, bo jest klimatyzowana (reszta szkoły nie jest)

  1. Gdybyś był/była niewidzialna przez jeden dzień, co byś robiła/robił?

Kasia: wkradłabym się do samolotów żeby podróżować darmo

Jasiek: straszyłbym ludzi

P.S. Za pierwszym razem kiedy ich zapytałam (pytałam oddzielnie) odpowiedzieli, że poszliby do lekarza. Zapytanie na mojej twarzy…Aha, „niewidzialny” a nie „niewidomy”…

  1. Ulubiony deserek.

Kasia: lody Magnum z orzechami

Jasiek: lody miętowe

  1. Co myślisz o Polsce i Polakach?

Kasia: są fajnie i mądrzy, ale nie wiem co się tam teraz dzieje politycznie – wariactwo!

Jasiek: Polacy są bardzo mili i szczerzy i tacy “no bullshit”

  1. Co jest najlepsze w mieszkaniu w Rhode Island?

Kasia: jest bardzo zielono i to, że tutaj adoptowaliśmy tutaj kota i psa

Jasiek: to że mieszkamy bardzo blisko boiska do koszykówki

  1. Gdzie chcielibyście być za dwa, trzy lata?

Kasia: na studiach

Jasiek: gdzieś w Europie