Kajakiem przez strach…

Wakacje, rok 1990. Mam szesnaście lat. Z okazji niepozbierania się po śmierci taty, rodzice mojej przyjaciółki zabierają mnie na kolonie, na których są opiekunami. Jezioro Sławno, niedaleko Gniezna. Snuję się po terenie kolonii przytłoczona poczuciem obowiązku żałoby. Nie tańczę, nie oglądam się za chłopakami, zakrywam uszy słysząc żart i uczestniczę tylko w nudnych i smutnych grach, w których wiadomo – przegrywam. Tak na wszelki wypadek żeby jakieś wesołe „hura” mi się nie wymsknęło. Wynajmujemy z przyjaciółką kajaki. Ona ma kartę pływacką z tego powodu, że umie pływać. Ja z odwrotnego powodu, nie mam. I jedyne co mam do okazania to żałobny uśmiech. Wystarczył, bo kajaki nam wynajęli. Niesamowite ile nastolatka, nawet taka w żałobie, ma w wiary w swoje nieistniejące umiejętności pływackie. W połowie jeziora, zwabione urodą mojej przyjaciółki, podpłynęły do nas wypierdki jakieś. Zaciągnęli nasze kajaki do pływającej, drewnianej platformy i nań komplementami zwabili. Po zagaju o pogodzie, przeszli do podrywu. W latach dziewięćdziesiątych formą podrywu wakacyjnego było wrzucanie podmiotu podrywu do wody. Ani pochodzenie tej tradycji, ani przesłanki nie są mi znane. Wrzuca się w kolejności od najładniejszej. Gosia bezsprzecznie poszła na pierwszy ogień, a że było nas tylko dwie, ja na drugi. Pamiętam, że poinformowałam oprawców, że nie umiem pływać. Pamiętam, że słusznie zauważyli, że nie wypożyczyliby nam kajaków bez kart pływackich. Pamiętam, że Gosia krzyczała, że na bank utonę. Pamiętam, że spadałam w dół, w wodzie, widziałam nade mną machające nogi Gosi i oddalające się słońce. Pamiętam, że nie zrobiłam nic. Nie ruszyłam ani ręką, ani nogą. Pamiętam bardzo dobrze, że pomyślałam, że zaraz zasnę. Na zawsze. A teraz najlepsze…Maksymalna głębokość jeziora to trzy metry! Wyciągnęli mnie, pewnie po tym jak plecami walnęłam o dno, ale od tej pory nie miałam przyjemności przebywać w wodzie, która sięga wyżej niż ramiona. Kiedy woda jest na terenie szyi, przestaję oddychać i zaczynam się topić. Nie byłam też, jasna sprawa, sama w kajaku, a już na pewno nie na oceanie atlantyckim, choćby nawet w malutkiej zatoce tego oceanu, nie smagały mnie dotąd fale, choćby nawet powstałe w wyniku przepłynięcia drobnej jednostki pływającej. Do wczoraj…

Znowu do jogi powrócę, ale spędzam na jodze dwie godziny dziennie to jak mam nie wracać do jogi… Ćwiczyliśmy stanie na rękach. Ręce mam jak badylki. Pokryte tłuszczem, ale w środku badylki i do tego jeszcze z przeprostem łokcia. Przerażało mnie stanie na rękach. Nie wyobrażałam sobie jak takie łamliwie wyglądające patyki mogą utrzymać nie lada cielsko walczące z grawitacją. Chciałam zrezygnować, przyjść kolejnego dnia. Moja najwspanialsza na świecie nauczycielka powiedziała: „Wszystko, czego potrzebujesz, masz w środku. Masz mięśnie potrzebne do stania na rękach (i to nie są mięśnie ramion), masz siłę, masz energię. Nie pozwól żeby strach podejmował decyzje za ciebie. Masz wszystko co jest ci potrzebne.” Na rękach jeszcze nie stanęłam, ale stanę. Ta właśnie myśl zepchnęła mnie wczoraj, siedzącą w kajaku, do wody. Pierwszy raz od 1990 roku byłam w wodzie głębszej niż metr czterdzieści, sama, w plastikowym pudełku, które mogło się wywrócić, a ja utonąć. Oczywiście, że przeryczałam pierwsze dziesięć minut , bo Chris zapomniał sznurka, którym miałam w planie przywiązać się do jego kajaka. Okazał się niepotrzebny. Wszystko co było mi potrzebne, już miałam.

13 myśli w temacie “Kajakiem przez strach…

  1. dee4di 13 czerwca, 2017 / 7:16 am

    Jak ja to dobrze znam, ten strach przed wodą i próby przełamania go. Byłam młodsza, gdy sie topiłam. Mój tato myślał, że utrzyma mnie i mamę n środku jeziora. Przeliczył się. Teraz wchodzę do wody i umiem nawet utrzymać się na plecach kilka minut pod warunkiem, że nie zbliża się do mnie jakaś osoba, wtedy panikuję. Brawo ty za przełamanie strachu. Teraz będzie tylko lepiej

    • aniukowepisadlo 14 czerwca, 2017 / 2:50 am

      Mam to samo dee4di, NIKT nie może do mnie podejść kiedy jestem w wodzie. Dziwne, nie? Wydawało by się, że potrzebny jest ktoś komu zaufać, a tu nie! Dziwne!

  2. Baba Joga 13 czerwca, 2017 / 9:56 am

    Podziwiam za 2 godziny dziennie na jodze. Pewnie ze staniesz na rekach 🙂

    • aniukowepisadlo 14 czerwca, 2017 / 2:59 am

      Babo Jogo, jestem dwie godziny na jodze, bo jestem bezrobotna i dzieci mają jeszcze szkołę. To się kończy za tydzień (nie z powodu pracy, a dzieci raczej…) i wtedy zobaczymy jak mi pójdzie. Na razie uwielbiam każdą minutkę z tych dwóch godzin!

  3. KierunekKuba/Dominika 13 czerwca, 2017 / 11:31 am

    ‚Wszystko, czego potrzebujesz masz w środku’ – cytat do zapamietania, do wykucia na blache. Dla mnie na pewno 🙂 Podziwiam!

  4. Sylaba 13 czerwca, 2017 / 2:10 pm

    Co to jest do cholipy z topieniem się w jeziorze, na kajakach… przypomniałaś mi własną okropną historię.

      • Sylaba 16 czerwca, 2017 / 2:12 am

        Historia typowa – głupota nastolatków. Naście lat, wyjście nad jezioro z koleżanką z obozu, wypływamy kajakiem, pojawiają się obok chłopcy i pytają, czy chcemy kukułki, rzucając w naszym kierunku cukierkami, a te – wiadomo! – toną; koleżanka – mimo że każę jej siedzieć – wychyla się, a potem wstaje i próbuje je łapać i wywraca kajak. Nie umiałam dobrze pływać, tyle co z brodą nad wodą i podpórką pod, czyli tam, gdzie stopami dotknęłam grunt, a w miejscu wywrotki zamiast gruntu były wodorosty. Zaplątałam się i urwał mi się film, a potem obudziłam się na brzegu, plując wodą. Odratowali mnie, nie wiem, czy ci od cukierków czy inni; po prostu do dziś boję się wody i nie lubię zanurzać głowy nawet w wannie. I stronię od wszelkich zbiorników wodnych innych niż te w łazience. 😉

  5. Storyland 14 czerwca, 2017 / 8:00 pm

    Ten wewnętrzny strach potrafi odebrać wszystko, będą małą dziewczynką w szkole chodziłam na pływalnie, pływałam jak ryba, nie było mi straszne pływanie na głębi i skakanie z wysokiej trampoliny. Do czasu gdy moja mama i reszta rodziców zobaczyli naszych pseudo ratowników wrzucających nas i spychajacych na głębie – chyba cud się zdarzył,że nikt wtedy nie utonął – w rezultacie zabrano nas wszystkich i skończyło się pływanie, w domu chyba zasiano mi wtedy jakiś strach przed tym,że woda mogła mnie pochłonąć i ogólnie …od tamtego czasu nigdy sama nie wypłynęłam już na glebie. Pływam jako tako, ale muszę mieć grunt pod nogami bo wtedy rodzi się panika. Niestety w życiu podobnie, nie kończę i szybko rezygnuje, boje się porażki i nie tak łatwo ufam innym, gratuluje Ci przełamania oporów w sobie. To naprawdę wiele i kolejny krok do osiągnięcia pełni.

    • aniukowepisadlo 14 czerwca, 2017 / 9:31 pm

      Wiesz co mnie przeraża, Storyland, że tyle rzeczy z naszego dzieciństwa ma znaczenie teraz. Nieprzerobione, niezamknięte rzeczy… I teraz my, będąc rodzicami musimy się starać żeby nasze dzieci miały wszystko przerobione i obgadane, domknięte…

      • Storyland 15 czerwca, 2017 / 10:04 pm

        I tak pewnie jest od pokoleń bo może i nasze mamy myślały podobnie jak byłyśmy małe, błędów się nie uniknie ale można starać się aby było jeszcze lepiej ❤️

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s