Moje własne Thanksgiving…

http://www.moravings@blogspot.com

W tym tygodniu obchodzimy amerykańskie święto Dziękczynienia. Thanksgiving to po świętach Bożego Narodzenia, moje ulubione święto choć od kilku lat nie jest już tak jak kiedyś. Nie ma dzieci przy stole, nie ma nas na wielkiej, rodzinnej wyżerce w New Jersey, nie ma tej amerykańskiej, świątecznej atmosfery w sklepach i na ulicy. Pochodzenie święta jest dość tragiczne i celebrowanie tego dnia staje się coraz bardziej kontrowersyjne. Dla rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej to dzień żałoby, bo po wspaniałej uczcie, którą przybyli z Europy pielgrzymi spożyli wraz z ludnością zamieszkującą dzisiejszą Nową Anglię, owi pielgrzymi przystąpili do zabijania, gwałcenia, zagrabiania ziemi i nie kończących się represji wobec rdzennej ludności dzisiejszych Stanów Zjednoczonych. Mówimy o tym zawsze i głośno, a dzień Dziękczynienia traktujemy, tak jak kolację wigilijną, czy śniadanie wielkanocne, jako tradycję spotkań z rodziną i przyjaciółmi, jako okazję do spędzenia czasu z bliskimi no i oczywiście okazję do cudownego obżarstwa. I przy tej wyżerce przychodzą mi do głowy myśli dziękczynne, zaduma nad tym co wydarzyło się przez ostatni rok i za co warto być wdzięczną. Ale nie byłabym sobą, gdyby to dziękczynienie, choć znacznie bardziej podoba mi się “dziękisobiemówienie” było takie oczywiste. Bo dziękowanie bogu, wszechświatu, naturze, rodzinie, przyjaciołom i psom jest ekstra, ale ja chciałabym podziękować sobie. To moje wybory, moje doświadczenia, wiedza, lub jej brak, oraz moja intuicja powodują, że rzeczy się dzieją. To ja stwarzam sytuacje, wyciągam rękę do poznawania nowych osób, daje sobie pozwolenie na bycie taką, a nie inną. Oczywiście jest mnóstwo rzeczy przypadkowych (lub zamierzonych przez siły wyższe), rzeczy “z zewnątrz”, które pomagają lub przeszkadzają nam w życiu. Bo choć nie wiem jak bardzo byłabym zorganizowana, spokojna i przygotowana do przeprowadzki z Krety do Polski, to gdyby był nastąpił sztorm (…i promem by bujało, zarzygalibyśmy kajutę, od tego rzygania dostałabym migreny i wylądowałabym w szpitalu w Atenach, a Chris męczyłby się z oblepionymi wymiocinami zwierzakami) doświadczenie przeprowadzki byłoby nieco inne. Oczywiście, że dziękuję łaskawemu Posejdonowi, księżycowi w pełni i obsłudze promu, ale pierwsze podziękowania należą się mnie samej. Za zorganizowanie części przeprowadzki należącej do mnie, za myślenie “na wszelki wypadek”, za obsesyjne nadprzygotowanie w kategorii zwierzęta domowe, oraz za poczucie humoru kiedy przygotowane plany dawały w łeb. 

Jestem wdzięczna za inspirujące, odważne, hardcorowe, nie łamiące się przed byle czym grono przyjaciół, które sobie sama wybrałam i o które to przyjaźnie dbam i je pielęgnuje. Za swój pięćdziesięcioprocentowy wkład (bo każda relacja to 50/50) w przyjaźnie jestem sobie bardzo wdzięczna. Dziękuję sobie za to, że nie ma we mnie strachu i podejrzliwości, które u wielu powodują paraliż logicznego myślenia i przyjmowania rzetelnych, popartych nauką informacji (tak, mówię tutaj o antyszczepionkowcach i innych popularyzatorach teorii spiskowych). Dziękuję za to, że łatwo mi przychodzi zaufanie logice i racjonalizmowi. Jestem wdzięczna sobie, że doszłam do takiego miejsca w życiu, że nie boję się mówić głośno o tym co mi na wątrobie leży, co mi się nie podoba, co mnie wkurza lub rani.

Jestem wdzięczna, że wybrałam takich nauczycieli jogi (a odrzuciłam innych), którzy nauczyli, że przemoc i zamordyzm na matach nie ma miejsca. Chcę sobie podziękować, że krew mnie zalewa kiedy widzę, czy słyszę, że nauczyciel stawia stopę, lub dwie, na kręgosłupie ucznia, że dopinguje go do walki z bólem w asanie. Chcę sobie podziękować za wkurw i mam nadzieję, że nigdy mi nie minie, bo obojętności u siebie nie lubię. Jestem ogromnie wdzięczna sobie, że choć wokół mnie mnóstwo niemiłych, bucowatych ludzi-purchawek, to chce mi jeszcze pozdrawiać ludzi na spacerze, chce mi się mówić “dzień dobry” w powietrze, chce mi się zagadać (choć zostanę najczęściej ofuknięta) do stojącego przede mną w kolejce gościa, chce mi się uśmiechnąć, mimo, że pod maską. Chcę sobie podziękować, że chce mi się chcieć, bo wiem, że nie wszyscy niestety mają taki psychiczny luksus. Jestem sobie wdzięczna, że mam marzenia, snuję plany, wypowiadam życzenia. Dziękuję sobie, że wiem czego chcę, a czego na pewno nie chcę, a jak nie wiem, to wiem jak usiąść, ile poczekać żeby do mnie przyszło..albo odeszło..:-)

Wszystkiego dziękczynnego..no cóż, dla mnie!

Jedna myśl w temacie “Moje własne Thanksgiving…

  1. 5000lib 20 stycznia, 2022 / 5:44 pm

    To jest bardzo ważny tekst. Dopinguję, wpieram, i świetnie, że chce Ci się pewne rzeczy, a masz luksus niechcenia drugich.

Dodaj komentarz