
Mapa Vermont w Naleśnikowni pokazująca skąd biorą się składniki używane w tej restauracji
– Gdzieś w innym życiu wzięliśmy ślub i mamy czwórkę dzieci.
– Mieszkamy w Vermont. Ja jestem burmistrzem.
– A ja robię dżemy.
– A ty robisz dżemy.
To rozmowa między Oliwią Pope a prezydentem Stanów Zjednoczonych – bohaterami mojego ulubionego ostatnio serialu “Skandal”. I tak się zastanawiałam co takiego jest w tym Vermont, że sam amerykański prezydent chciałby się tutaj przenieść, być burmistrzem i zajadać się domowymi dżemami. Przyjechaliśmy zobaczyć… Przyjechaliśmy też na narty jako że Stowe w Vermont to jeden z najbardziej popularnych kurortów narciarskich na wschodzie Stanów. Ale z nami, oczywiście nie może być „normalnie”… W telewizji powiedzieli, że ten tydzień jest najzimniejszym tygodniem od 143 lat! No przecież… Minus 31 stopni i silny wiatr skutecznie zniechęciły nas od odrywania przymarzniętych tyłków od metalowych wyciągów krzesełkowych ($85 za dzienny karnet i jedna gondola!!). Ten przeraźliwie zimny i nieco przepłacony stan rzeczy przekonał nas jeszcze bardziej, że nie ma to jak narty w Alpach, że kiedy tylko się da, wracamy do Niemiec. Przejedziemy się tylko po Vermoncie, pozwiedzamy i wyjedziemy kompletnie przekonani, że nigdy tutaj nie wrócimy. A tu niespodzianka…
Jesteśmy rozpuszczeni jak dziadowskie bicze najfajniejszą Europą jaką można było za niewielką kasę, z dwójką wiecznie małych dzieci zobaczyć. Piękne plaże Portugalii, najpiękniejsze na świecie hortensje gdzieś na stacji benzynowej niedaleko Genui i drące się z niebogłosy cykady w Toskanii. Przede wszystkim jednak, codzienne wzdychania do okna, w którym to jawił się najwyższy szczyt Niemiec, codziennie w innym świetle, codziennie w innym humorze. Tonące w kwiatach bawarskie i tonące w wypranej bieliźnie włoskie balkony. Chłodnoprzyjaźni Austriacy ustępujący pierwszeństwa i nigdy nie ustępujący, ale za to przeuroczy Włosi.
I tacy europejsko rozpieszczeni dotarliśmy do Vermont. I jeździmy i oglądamy i zakochuję się w tym stanie coraz bardziej. Wiele razy słyszałam, że Nowa Anglia to najpiękniejszy region Stanów i oczywiście, zgodnie z regionalnym patriotyzmem, zgadzam się bardzo, ale Vermont jest zupełnie inny od Rhode Island – jedynego stanu, który przejechałam wzdłuż i wszerz. Jeszcze za mało wiem i za mało znam żeby móc powiedzieć dlaczego, ale takie bycie i czucie tutaj w Vermont jest zupełnie inne. Ludzie wolniejsi, bardziej zrelaksowani, serdeczni, uśmiechnięci…ale nie tak na pokaz i bo tak wypada. Wydaje się, że tacy są bo…tacy są! I góry są (tak, po pół roku w Stanach, mam dość niewielkie oczekiwanie jeśli chodzi o „góry”) i wszędzie zielono i konie się pasą na śniegu i kudłate krowy jakieś. I wszystko jest stare, drewniane, upieczone z mąki od sąsiada i polane syropem klonowym z drzewa od cioci Wiesi. I gdyby kiedyś Garmisch miało nie wypalić, to się dżemów nauczę robić i zamieszkam w Vermont!

Walentynkowe dekoracje w Montpelier, stolicy Vermont

Zamarznięte jezioro Champlain, Burlington

Przyrządy do jedzenia naleśników

Przepiękny, zimowy kościół w Montpelier

Po drugiej stronie jeziora, stan Nowy York

Kasia w sklepie klonowym

Bardzo spodobały mi się te lwy

Kompletnie zamarznięte jezioro

Stowe, VT

Trupy motyli w ramce. Zastanawiałyśmy się z Kasią nad pochodzeniem a tu nad nimi taka informacja, że „oczywiście te motyle były hodowlane i przeżyły całe swoje życie (że nie zakatrupili) – to w końcu Montpelier”

Foremki na cukierki klonowe i karmelki w sklepie z domowej roboty syropem klonowym

Jeszcze nie widzieliśmy łosia, ale jesteśmy pełni nadziei

Kawa czy herbata?

Przesłodkie te okiennice

I wszystko jasne…(termin wszelakich skarg minął wczoraj)