Ela z Dwujęzyczności pisała kiedyś o zabawie z przedrostkami. Pięknie bawiła się z synkiem w przelewanie, rozlewanie i podlewanie…Ja też często bawię się z dziećmi w przedrostki. Gdzie tylko popadnie…w samochodzie, przy śniadaniu, podczas zbiorowego mycia zębów…Oprócz wiadomych językowych korzyści, taki atak zabawą na dzieci ma również właściwości wojnozapobiegawcze. Zmienia temat! Nie wiem czy możecie sobie wyobrazić naszą łazienkę za dwadzieścia ósma rano z perfekcyjnym dziewięciolatkiem, który MUSI nałożyć żel na grzywkę, z nastolatką, która…no cóż…nastolatka wszystko MUSI! I z matką, która również MUSI jakoś podobnie do siebie ze zdjęcia na identyfikatorze wyglądać, inaczej ochrona nie przepuści… No i kiedy rzucę takim czasownikiem i rozkażę przedrostki dodać, od razu wszyscy przekierowują swoje myślenie na inne tory… Naczytałam się o tej metodzie przy wychowaniu dwulatków podczas ich okresu buntu i okazuje się, że działa w każdym wieku…Tak na marginesie, działa też na całkiem dorosłych mężczyzn…ale w sumie to oczywiste, nieprawdaż?
Kiedyś przy śniadaniu bawiliśmy się w przedrostki. Kasia dostała „czesać” i „jeść” – łatwizna. Jaśkowi dałam słowo Eli – lać. Kilka pierwszych podał bez problemu, pokazał lub wytłumaczył co to znaczy i git. Chcę wyciągnąć od niego „przelać” więc pokazuję na szklance z wodą, że leję tę wodę i „co się zaraz stanie, Jasiu?” Obserwuję z nadzieją usta Jasia, które układają się do spółgłoski „p” podczas gdy oczy robią się coraz bardziej okrągłe, bo ja wciąż LEJĘ tę wodę do szklanki. Jaś wreszcie wyrzuca z siebie: PPPPPanikować!!
Nauczycielki języka zgodzą się ze mną, że najlepszym sposobem na wybudzenie lekko apatycznych uczniów to szybkie, krótkie i intensywne, żeby nie powiedzieć nerwowe, ćwiczenia językowe. Jestem pewna, że metodyka ma jakąś nazwę na te ćwiczenia, ale widocznie przegadała te zajęcia. Ja, na własne potrzeby, nazwałam je „ping pong activities”. Są super sposobem na szybkie przywołanie towarzystwa do porządku, obudzenia śpiących księżniczek, wprowadzenie nowego tematu zajęć czy też na chwilowe przywrócenie autorytetu nauczyciela… W domu, z językiem polskim, robię to samo. Nalot na pokój, kuchnię, łazienkę i szybciutko: „odmień „dziesięć kurcząt” przez przypadki” albo „ja podaję przymiotnik, a ty stopień wyższy/przeciwieństwo” albo „ja podaję słowo, ty układasz zdanie nie krótsze niż pięć słów” i wszystko ma być ciach, ciach, szybciutko, dwa, trzy przykłady i można dalej obgryzać paznokcie lub smarować masłem chleb. Dzisiaj rano w przedpokoju siedzą i buty wiążą w skupieniu…Nalot. Janek – podaj numer od jeden do pięciu. Janek przezornie wybiera numer dwa. Dwa zdania złożone ze słowem „przeskakiwać”. Zrobione. Kasia – zdanie z wyrażeniem „wytrzeszcz oczu”. Nie wie co to takiego. Tłumaczę. Zdanie, poproszę. „Mama rzeczowo wytłumaczyła mi co oznacza nieznane mi dotąd wrażenie „wytrzeszcz oczu”. Pięknie! Pośpieszcie się kochani, bo się do szkoły spóźnimy…Kasia, słowo dla ciebie: „przekleństwo”. Kasia: „cholera”!