Londyn cz. 2 – Londyn językowy

DSC04412

 

Ciekawe czy to tylko moja przypadłość…Mieszkam w kraju, którego językiem nie za bardzo się posługuję i nawet nie mam za bardzo ochoty zmienić ten, przyznam, że dość kłopotliwy czasami stan rzeczy… Nie przysłuchuję się więc ludziom w autobusie, w sklepie, w poczekalni. Zazwyczaj mam słuchawki na uszach i słucham muzyki mając wszystko głęboko w tyle… Ale zupełnie inaczej sprawy się mają kiedy jestem w kraju, którego język rozumiem (spokojnie można na palcach jednej ręki policzyć…na trzech palcach…), nawet zupełnie inaczej sprawy się mają kiedy jestem w dużym mieście, w którym szanse na spotkanie osoby mówiącej innym językiem są duże…Tak się dzieje kiedy jestem w Stanach, kiedy odwiedzamy Genewę, czy nawet Monachium…Ale to co się działo w Londynie, tego nawet moja językowa dusza nie była w stanie przetrawić…przeżarła się i padła…Z każdego kącika, z każdych drzwi, każdego okna, z każdego kosza na śmieci inny język. Kasię bardzo takie rzeczy interesują i co rusz szarpała mnie za rękaw: „mamo, co to za język?”, „mamo, słowacki! rozumiem wszystko!” „mamo, czeski chyba…” „mamo, dwujęzyczni!!” Miód na moje serce…Kasia zauważa dwujęzyczne rodziny, dzieci, dorosłych i analizuje i porównuje…kto jest kim, ile mówią w domu, do jakiej szkoły chodzą i tak dalej. Jest mi bardzo miło, że jednak to moje marudzenie o dwujęzyczności, to ciągłe zwracanie uwagi na ludzi mówiących dwoma językami, nie wpada jednym uchem, a wypada drugim. Coś jednak w tej kudłatej głowie zostaje…I głowa się interesuje, ma świadomość, że z jednej strony jest „inna”, kilkujęzyczna, kilkukulturowa i jak to Kasia zawsze podkreśla, że nie lubi kiedy ktoś pyta skąd jest, a z drugiej strony „inna”, ale pomiędzy takimi samymi „innymi”. Sama zauważyła, że wielu ludzi, którym się przysłuchiwałyśmy mieszało języki (code-switching) i zastanawiałyśmy się nad plusami i minusami takiego zjawiska. I a propos mieszania języków to mamy taką obserwację: wszyscy mieszkają! Jakąkolwiek parę, czy grupę ludzi wyhaczyłyśmy, wszyscy mieszają języki, tak pięknie, tak gładko, bez zatrzymywania się, bez zastanawiania się (mój code-switching często jest bardzo świadomy, po tym jak nie wiem/nie pamiętam/nie pasuje mi słowo w jednym języku, świadomie, po krótkiej pauzie używam w innym). W swojej, dla mnie, nienaturalności, ten spotkany w Londynie code-switching brzmiał bardzo naturalnie…

Zauważyła też, że czyta częściej napisy, znaki i ostrzeżenia…No nie tak całkiem, bo kilka razy wleźli tam gdzie było napisane żeby nie włazić. Jasno z tego wynika (bo moje dzieci nigdy nie złamałyby prawa przecież), że mieszkając w Niemczech i nie za bardzo posługując się językiem niemieckim, dzieci nie są przyzwyczajone do czytanie znaków i ostrzeżeń typu „nie włazić”. I włażą i w głowę się pacną, nogę złamią, zęba stracą.Taki minus multikulti…Proponuję badania nad podatnością dzieci dwujęzycznych na wypadki uliczne…

Wyłapywała Polaków (co nie jest trudne w Londynie) i sztucznie głośno mówiła po polsku, żeby oni zauważyli, że my też z Polski…Duma patriotyczna mnie rozpierała, że jednak dziecko się identyfikuje i to w taki pozytywny sposób…rozpierała mnie i rozpierała, aż pękła w końcu zostawiając po sobie trochę niezręcznego rozglądania się na boki w stylu „to nie moje dziecko”…Przechodziliśmy obok grupy polskich nastolatków czekających na pociąg. Kasia szczebiocząc do tej pory po angielsku, nagle przeskakuje na polski. Nikt nie zwraca uwagi. Stajemy obok, Kasia głośno: „patrz mamo, Polacy”. No widzę, fajnie, że przyjechali pozwiedzać Londyn, do fajnej szkoły pewnie chodzą. Nikt nie reaguje…Podjeżdża pociąg. Nie nasz. Kasia podniesionym głosem (bo pociąg hałasuje): „GO POLSKA!!” Polska grupa się przygotowuje, żeby uważać na dziurę. Nikt nie reaguje. Kasia nabiera powietrza w usta, pociąg się zatrzymuje i następuje całkiem przyjemna cisza. Wtedy ona wydziera się na całe gardło: PIEROGI!! Wszyscy zwrócili na nas uwagę oprócz, oczywiście, polskiej grupy, która zajęta była uważaniem na dziurę…no chyba, że pierogów nie lubią!

5 myśli w temacie “Londyn cz. 2 – Londyn językowy

  1. Ela 15 kwietnia, 2014 / 2:08 pm

    Ja muszę być z Polski. Od razu mam delirkę i chcę PIEROGÓW!!!! Ale Kasia intuicję językową ma na 100!

  2. Dorota 15 kwietnia, 2014 / 5:55 pm

    Przed Twoimi blogowymi wpisami powinnaś umieszczać ostrzeżenie – nie czytać z pełnym pęcherzem. 😉 Przecież posikać się można ze śmiechu!
    A Kasia już nie pierwszy raz pokazuje jak super mądrą dziewczyną jest 🙂

  3. fidrygauka 18 kwietnia, 2014 / 9:03 am

    Ja w nowych miejscach zdecydowanie bardziej interesuję się murami niż językiem 🙂

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s