Kiedy w domu z tradycjami muzycznymi, czy to muzyka poważna czy mniej poważna, mówi się o muzyce, słucha się, gra, śpiewa czy podryguje to nikt się nie dziwi. Wiadomo przecież, że jak słuchają to i grają i śpiewają i na muzyce się znają. I wszystkie jakieś bardziej wrażliwe są i przeżywają głębiej i wyczuleni na otaczający ich świat i bogatsze wnętrze mają i w ogóle tacy trochę nadludzie…
A co z innymi? Z takimi co nie śpiewają publicznie, bo ich wrażliwość przejawia się raczej w trosce o otaczające ich stworzenia żyjące, które zmuszone byłyby przypadkiem, czy też nie, przysłuchiwać się śpiewom? I nie grają na niczym…znaczy podejmują próby zawarcia związku z co rusz to innym instrumentem, ale szczęścia do związków instrumentalnych nie mają i przy rozwodzie zawsze najbardziej cierpi na tym instrument…Ryzykując przyjaźnie, omijają koncerty chóralne z daleka żeby czasem nie obudzić się z rozciętym na ławce kościelnej łukiem brwiowym. W operze byli raz i wrócili wypoczęci i wyspani. Czy tacy ignoranci muzyczni mogą w ogóle coś przeżywać, coś czuć i być wrażliwi na piękno świata? A mogą…
W naszym domu nic nie dzieje się bez muzyki…austriackie radio FM4, Trójka i radio iTunes kreują nasz gust muzyczny i zapodają najlepszą muzykę na świecie! Tańczymy, śpiewamy, szukamy informacji o artystach, i słuchamy, słuchamy, słuchamy…i mamy gęsią skórę na ciele całym, orgazmy audialne i popłaczemy sobie czasem i zatańczymy w parach czy w podgrupach…czasem sami…czasami bez okrycia wierzchniego… tak jak pewnego dnia kiedy to po przejażdżce rowerowej, zmyłam z siebie pot i błoto i w nieprzyzwoicie zwykłej bieliźnie dolnej zaczęłam w kuchni tańczyć do jakieś wariackiej muzyki…I tak pląsam sobie jak rusałka nie zwracając uwagi na otoczenie, a otoczenie, i owszem, uwagę na me pląsy zwróciło! Po przeciwnej stronie płotu na balkonie siedzą sobie w homoseksualnych objęciach moje nowe sąsiadki, popijając kawę i zagryzając papierosem podziwiają mój górny, niezagospodarowany korpus – bo tylko tyle na szczęście widzą…A mama zawsze mi mówiła żeby gęsto tkane firanki założyć!
Nie tylko homo sapiensom dostarczamy muzycznych przeżyć …Dzieci moje przechodzą przez kolejny, dość bolesny dla wszystkich, romans z instrumentami. Kasia pastwi się nad klarnetem, Jankowi za skórę zalazł saksofon! Pogoda piękna więc czemu nie podręczyć sąsiadów i nie pograć przy otwartych drzwiach balkonowych? Jasiek przygrywa w pokoju, my z Kasią w sąsiednim, zamknięte, z zatyczkami w uszach. Nagle wchodzi spokojnie Jasiek i oznajmia, że na balkonie wylądował kruk a następnie zwabiony saksofonowym koncertem, wszedł do środka, do pokoju i teraz tam stoi! Mniemamy, że kruk raczej o marnym słuchu stworzenie. Kto ma saksofonistę na małym metrażu, wie o czym mówię!
I dlatego odetchnęłam z ulgą, kiedy Koza zakończyła obowiązkowy, masochistyczny kurs gry na flecie. Instrumenty dmuchane w domu to szaleństwo 🙂
Te… rusałka… widzę, że jak się bawisz, to na całego 😉 hahaha
Z tą rusałką to grubo przesadziłam. Nikt tuż przed czterdziestką nie powinien nazywać siebie rusałką… Ale jestem w nudystycznie wolnym kraju (tu wszyscy nago biegają) to się bawię!
instrumenty dmuchane, baaa.
skrzypce w domu to dopiero wyzwanie. 3 lata rzępolenia, zanim jeden dźwięk czysty….
szacun pełen dla muzyków!! a kruki. no cóż. wiadomo, że papugi podrygują w rytm muzyki, a kruki to jedne z najmądrzejszych ptaków. więc może z Jaśka już taki wirtuoz, że zlatują się kruki na koncert??
Rzeczywiście o skrzypcach nie pomyślałam…i nie pomyślę na wszelki wypadek gdyby dzieci słyszały moje myśli…
Ciekawe jaki zwierz przylezie do nas – perkusja się zaczęła (prawdziwa, na 100%).
Liczę, że nauczyciel zwiej, bo Makuś za mały i ciągle myli strony, mimo, iz rytm odtwarza suuuper!
Jak na razie gra, mam nadzieję, że odstraszy… pająki..
Wow…perkusja! Udało nam się odwrócić Jasia uwagę od perkusji kiedy był w Makusia wieku…ale nie wiem czy to była dobra decyzja – saksofon jest baaardzo głośny!