Kto pisze o domu na blogu? Albo nikt, albo nie czytam uważnie…Ja napiszę bo się skurczybykowi należy, bo łazi za mną taki wpis, bo każda drewniana belka przymusza i przypiera do starych murów…
Mieliśmy miesiąc na znalezienie domu w pół obcym kraju, obcym stanie, obcym mieście, bez znajomych, bez kontaktów, bez wskazówek, bez porad. Za to z goniącymi terminami, niewielkimi możliwościami wyboru, z ograniczeniami finansowymi, dziesięcioma metrami sześciennymi życia z Niemiec, dwójką bezdomnych od połowy czerwca dzieci i z ogromnym wsparciem emocjonalnym ze strony rodziny i przyjaciół…Miesiąc temu wprowadziliśmy się do żółtego domu.
W 1757 roku drobny właściciel ziemski, Tomek Spencer za czterdzieści funtów ówczesnych kupił sobie ziemi kawałek. Znalazł dwóch budowniczych statków i nakazał im dom dla siebie zbudować. Chłopcy dom zbudowali i tak im się spodobał, że jeden z nich dom później od Tomka odkupił. A potem to ten temu sprzedał, a to tamten tamtemu w spadku zostawił, aż w końcu pewna rodzina z Europy łapę na nim położyła.
Przemądrzała europejska panienka wpadła do domu z batem w dłoni i dalej go tresować. A to niech tam się coś przesunie, przemieści, przemaluje, doklei, utnie, a niech tylko ja się za to zabiorę, przestawię, dobuduję, rozwalę i zaklajstruję…W końcu dom na służyć właścicielom, to ja mam się czuć dobrze w swoim domu, mamy go uklepać tak, żeby nam było w nim dobrze…A tu guzik prawda…Dom za bat mój chwycił i juści nim wywijać…
Coś jest w tym domu czego nie czułam w żadnym innym miejscu. Nasza czwórka razem wzięta na wielką duszę…oj, wielką ma, ale nasz dom ma większą. Dusza tego domu jest głębsza, głośniejsza i bardziej dominująca od naszej kolektywnej. Wydaje się, że to my służymy temu domowi, a nie on nam. My jesteśmy przechodnimi opiekunami czegoś bardzo wartościowego, drogocennego, trochę zadufanego w sobie, trochę próżnego…
O ponad dwustuletnie belki w sypialni walnęłam się już kilka razy tak, że mnie odrzuciło na dwustuletnią podłogę. Idąc z jednego końca domu na drugi jest albo pod górkę, albo biegusiem z górki. Niektóre lampy zapala się za pomocą metalowego łańcuszka uwieszonego przy lampie. Nie zapraszam wysokich państwa, bo czoło rozbiją w kilku miejscach. I najfajniejsze – pokój rodząco-umierający!!! Jest taki maleńki pokoik z najbardziej krzywą podłogą w całym domu i tam drodzy moi, chodziło się rodzić, albo umierać. Jak człowiek czuł, że potrzeba taka, że czas się pożegnać, zamykał się w pokoiku z krzywą podłogą i umierał sobie. Jak kobieta czuła że rozwarcie spore, szła i rodziła w krzywym kącie. Mam nadzieję, że nie zdarzyło się tak, że w tym samym czasie jedni umierali, inni rodzili. Byłoby lekko ciasno i lekko z górko-pod górkę… To będzie mój ulubiony pokój, tak mniemam…
Z domem dostaliśmy też ogród, który przypomina czarodziejki ogród, porośnięty bluszczem i pięknymi jesienią, krzakami i kota…Kot nazywa się Shadow i zachowuje się jak cień właśnie. Nie ma go, a jednak jest. Każdego dnia wyleguje się coraz to bliżej drzwi, przy próbie zbliżenia, ucieka kilka kocich skoków dalej i znowu się kładzie…Pewnie jakaś reinkarnacja Tomka Spencera…
Dom jak dom, a jednak nie. Wiemy już, że to nie jest dom naszych marzeń i nie mam zamiaru umierać w krzywym jego kącie, ale coraz bardziej jestem ciekawa jaki będzie jak się go oswoi, pogłaszcze, nakarmi i przytuli…
Dom jak dom, a jednak nie. Wiemy już, że to nie jest dom naszych marzeń i nie mam zamiaru umierać w krzywym jego kącie, ale coraz bardziej jestem ciekawa jaki będzie jak się go oswoi, pogłaszcze, nakarmi i przytuli…
Z okazji Bożego Narodzenia zrobiłam kilka zdjęć naszego zaczarowanego domu, który w tym świątecznym okresie wydaje się być jeszcze bardziej zaczarowany. Zapraszam zatem do mnie, na krzywe podłogi, niskie sufity, ciasto rumowe i dobrą herbatę…
Dom z duszą, to pewne. Nie to, co te wypucowane, wygodne i przestronne nowe gmaszyska. Twój opis przypomina mi trochę dom mojej Babci – skrzypiące podłogi, piece i … zimna woda w łazience. Mam nadzieję, że Twój domek ma wszelkie współczesne udogodnienia i że nie musisz wychodzić za potrzebą do „outhouse” 🙂
Życzę Ci i Rodzince miłego mieszkania!
No taki babciny ten dom, ale kuchnia SUPER nowoczesna an przykład, wszystkie okna nowiutkie i piękniutkie, woda ciepła jest, chwilami nawet gorąca jak taka potrzeba :-). Mamy telefon i internet, klimatyzację i ciepełko w zależności od temperatury…nie jest źle, co?
Zakochałam się w Twoim domu od pierwszego wejrzenia…
Dzięki M…ja powolutku…:-)
Mysle, ze kazdy dom odzwierciedla wlasciciela. Jestes wiec kobieta o wielkiej duszy, ciepla, zaskakujaca, z humorami w zaleznosci od temperatury 🙂 Trzeba czasu na poskromienie domu. A kat porodowo-zgonny przerob na garderobe 🙂
Piszesz Aniu, że to nie dom Waszych marzeń, ale tak o nim piszesz z czułością, że trudno mi byłoby go nie polubić. Wasz dom to dom z charakterem 😉 Chyba najbardziej przypadł mi jednak do gustu kot 😉
Niech Was się dobrze mieszka!
O.
Dzięki Obieżyświatko…bo to taki dom, że pisać o nim źle się nie da :-)…A kot super fajny jest!
O, kot mojej siostry też zwie się Shadow 🙂 Piękny opis, piękne zdjęcia. Mój mąż często mówi, że urodziłam się o kilka wieków za późno – pewnie dlatego takie domy bardzo mi się podobają. A pokój z krzywą podłogą aż kusi, żeby z niego skorzystać 😉 Miłego mieszkania!
Ja wielokrotnie pisałem o domu. O różnych domach. Cytowałem też piosenkę p.Majewskiej
Ciekawe jak przebiega oswajanie już istniejącego i przez innych oswajanego domu z duszą
Przeczytałam jednym tchem 🙂 Uwielbiam amerykańskie domy, szczególnie te stare, z historią i duszą. Aż żal, że tak mało zdjęć, mogłabym godzinami na nie patrzeć. Szczególnie na te przepiękne schody, moje wymarzone i dokładnie takie, jakie chcę mieć w swoim domu 🙂
Aniu, dziękuję…dom rzeczywiście zaczarowany a i zdjęcia będę, niech tylko się urządzę trochę bardziej. Schody uwielbiam, ale mają jedną wadę – są bardzo niskie i żaden mebel (oprócz Ikeowskich, ktore można poskładać) nie wejdzie na górę do naszej sypialni :-)…