Jak ci ukochany pies Pimpek ucieknie w pole jedenastego listopada, to Święto Niepodległości już zawsze będzie ci się kojarzyło z lataniem w gumofilcach po polu! Jak cię facet zostawi w Walentynki, to co roku przemalowujesz wszystkie serca na czarno i strzelasz z łuku zza roku kamienicy w ściskające się pary. Jak spędziłaś Wigilię w szpitalu przy łóżku chorego dziecka, to każdy kolejny opłatek łamie się jakby bardziej. Jak ci członek rodziny, taki ojciec na przykład, odejdzie w przedświąteczny poniedziałek, to na długie lata jajka wielkanocne mają szarawy kolor, a baranek w koszyczku jakiś smutnawy.
Potem pojawiły się dzieci i Wielkanoc na kilka kolejnych lat stała się kolorowa, z kicającymi pastelowymi królikami i kurczakami w nienaturalnych kolorach wydalającymi jajka w sreberkach. W lata parzyste było zaglądanie sobie do wózków w starokrzepickim kościele i przeważnie sztuczne chwalenie różowych falbanek na sukienkach i antenek na berecikach. W nieparzyste, dogłębna analiza Polonii bawarskiej w zatłoczonym kościele w Monachium.
Od kościoła odcięliśmy się dawno, a ja jestem marną i zupełnie niezasłużoną duchową ostają naszej agnostycznej komórki społecznej, ale świętości mi brakuje. Jak się człowiek kościołem, drogą krzyżową i ciemnicą otoczy, to i gorzkie żale robią się mniej gorzkie. I w Polsce i na Bawarii świętość świąt włazi drzwiami i oknami nawet jeśli laickie drzwi zaryglowane, a świeckie okna dechami zabite. I dobrze mi tak było. Mogłam się swobodnie buntować przeciwko kościołowi i obyczajom katolickim, dyskutować nad ukrzyżowanym i krzyżującymi, ale w sobotnie południe brałam nasz wegetariański koszyczek i ciągnęłam towarzystwo do kościoła. Dla mnie to polski obyczaj, tradycja i część polskiej kultury, którą staram się przekazać dzieciom. I zgadza się, książkowy przykład hipokryzji, ale mam to gdzieś. Robię tak jak mi środek, czy jakiś amerykański „gut” podpowiada. A subtelna bawarska, czy czasem lekko nadmuchana polska demonstracja wiary i pobożności nie przeszkadzała wcale.
Dziś Wielki Piątek, a u mnie w domu dwaj wytatuowani panowie naprawiają dwustuletnią ścianę słuchając Scorpionsów zamiast męki pańskiej. Dzieci w ogródku grają w naziemną wersję quidditcha zwaną w mugolskim świecie Lacrosse zamiast oglądać Pasję i malować jajka. I kartka na drzwiach TJMaxx z napisem, że w niedzielę nieczynne, przypomina o tym żeby dzień święty święcić, wszystko jedno jak, byle po sklepach nie łazić! Alleluja!
Wesołych Świąt!
jestes szczera i mowisz glosno o tym co jest norma dla wielu osob. Ale nie kazdy ma odwage sie przyznac. Lub tez inaczej: czesc woli swiety spokoj (ironia nazwy) 🙂
Dzięki Kasia! Masz rację, ludzie wolą święty spokój i niech im tam… Ja nie wolę! A za odwagę to mi się nie raz i nie dwa oberwało, ale nic to :-)!
Pozdrawiam i ja,piękna w swej szczerości wypowiedź. Ja tez juz odeszłam od pewnych dawnych rytualow, myślę że mieszkanie za granicą otwiera tez oczy na inne zwyczaje i kulturę innych narodów. Dlatego sama nie słucham Pasji Bacha w Wielki Piątek, tylko bardziej przyglądam się z ciekawości temu co robią inni. Podoba mi się tez fakt,że nie wypierasz się swoich korzeni, bo pokazywanie dzieciom naszych zwyczajów nie jest złe. Tego uczę moich uczniów w polskiej szkole w UK,widzę jak łatwiej im między sobą rozmawiać po angielsku ale dumna estetyczna z tego co polskie,czego mogą się nauczyć, dowiedzieć o polskich zwyczajach. To jest jak zaproszenie, sami dokonają wyboru w przyszłości. Ja tez pójdę jutro do kościoła z moim koszyczkiem. Wesołych Świąt 😊
Dzięki Storyland14, masz rację z tym byciem na obczyźnie i większą otwartością na inność innych. Dziękuję za miłe słowa i Wesołych Swiąt!
Ładny, szczery wpis. Chyba dodam Cię do swoich zakładek na lewym marginesie. Pozdrawiam i życzę wesołych {tu wstawić co kto woli}.
Dzięki xpil, byłabym zaszczycona gdybyś mnie dodał. Wpadłam na chwilę do ciebie i wpadnę jeszcze, bo ciekawy blog!