Jak ja bym chciała niektóre sprawy olać, odpuścić i dać im święty spokój… Nie potrafię. Coś w środku nie pozwala mi rezygnować z rzeczy, na których naprawdę mi zależy. Walczę, obijam się o ściany, o innych czasem też się obijam. Taka pokaleczona wśród pokaleczonych co robię? Wstaję i walczę dalej. Z duchami, z nieobecnymi, z niemymi. A ponoć czasem nie warto. Ponoć czasem trzeba odpuścić. Mówią, że błogosławieństwem jest umiejętność rozpoznawania rzeczy, na które nie mamy wpływu i im podziękować i spasować. Daru tego mi nie dano, ani z mądrością wiekową i doświadczeniem życiowym w pakiecie nie przyszło. Przyszła natomiast inspiracja. Niespodziewanie. Od niespodziewanie poukładanej osoby.
Dwa tygodnie temu w drodze do Bostonu z Dzieckiem Numer Jeden. Nasze dość częste podróże do Bostonu stają się okazją do pogadania. I gadamy. O wszystkim. Wszystko idzie gładko dopóki nie wchodzę na tereny prywatne mojego dziecka. Wtedy jest ciężko… Najpierw przedmowa w formie śmiesznych historyjek jak to się kochałam w Maćku, czy Bolku w pierwszej klasie liceum, jakie to rozterki przeżywałam, wiersze pisałam. Po wprowadzeniu tematu, obnażając totalny brak umiejętności dyplomacji, walę prosto z mostu.
– A ty Kasiu, masz chłopaka?
– Mamo, jesteś okropna. A nie przyszło ci do głowy, że może mam dziewczynę.
Kasia ma lekką (!!!!) obsesję na punkcie poprawności politycznej, broni wszelkich odchyłów od szerokorozumianej normalność, jest bardziej feministyczna niż nasza Kazia Szczuka i głośno sprzeciwia się każdemu rodzajowi dyskryminacji. Się poprawiam szybko co by nie stracić kontaktu.
– Ależ nie mam nic przeciwko. Interesujesz się dziewczynami?
– Nie mamo, nie interesuję się, ale weź to pod uwagę…
– Ok, to jeszcze raz. Masz chłopaka?
– No jest taki jeden.
Serce mi wali. Ile powie? Jak bardzo mi ufa? Jak bliski mamy kontakt? Ale luz…żeby nie przesadzić z zainteresowaniem.
– Fajnie…. A jaki jest?
I tu zaczyna się seria bardzo męczących pytań, jednowyrazowych odpowiedzi z długimi, dwuznacznymi spojrzeniami.
– A czym się interesuje?
– Wszystkim…
– Jaką lubi muzykę?
– Taką normalną…
– Jak ma na imię?
– Nie powiem, bo zaczniesz go śledzić?
– Na jaką literę?
– Nie powiem.
– Na „B”? Bruce?
– Mamo!!!
– Dobrze się uczy?
– Maaamoooo!!
Po tysiącu takich pytań i takich odpowiedź, jestem spokojna. Skrzyni na wiano nie muszę jeszcze malować. Ale super! Zakochała się. Dowiaduje się jak to jest, jakie to uczucie. Motyle w brzuchu i takie tam… Zostawię w spokoju.
Dzisiaj. W drodze do Bostonu. Zbierałam się z tydzień żeby zapytać o Chłopaka. Nie było okazji. A to najpierw ochrzan się należał za skarpetki na środku pokoju, a to za marne –A z angielskiego.
– Jak ci się układa z tym chłopakiem?
– Nie układa się.
Matko! Jest źle! Teraz muszę stanąć na wysokości macierzyńskiego zadania. Zraniona pewnie. Trzeba pocieszyć, ale nie za bardzo. Empatia, ale nie wpychanie w depresję. Nie zapomnieć powiedzieć, że się rozumie, sparafrazować wypowiadane w bólu zdania, dodać choćby mały gest fizyczny – przytulenie, tudzież poklepanie po ramieniu. Ciężkie dni przed nami, odpuszczę obowiązki domowe, niech w spokoju przejdzie żałobę.
– Coś się stało? Chcesz pogadać?
– Nic się nie stało.
– Powiedział ci coś przykrego?
– Nie.
– Coś zrobił?
– Nie.
– Znalazł sobie inną dziewczynę?
– Nie.
– Co się więc stało?
– Nic się nie stało.
– Jak to nic? Dwa tygodnie temu byłaś zakochana, dzisiaj już nie?
– Nie.
– Przestał ci się podobać?
– Tak
– Tak po prostu? Bez powodu?
– Tak.
– Nie rozumiem, dziecko…
– Wiesz jak to jest jak czasami swędzi cię noga?
– Wiem. I co?
– Swędzi cię noga, ale nie masz czasu jej podrapać, nie? Po chwili przestaje cię swędzieć, nie? No to tak właśnie z nim było. Przestał mnie swędzić!
A mnie cholera tyle nóg swędzi! I wciąż się drapie…
No pięknie! Tak już jest, że matki bardziej przejmują się pierwszymi sercowymi przygodami dziatwy niż one same 🙂
Ja, na przykład długo miałam nadzieję, że się mojej Pannie odwidzi jej obecny chłopak. Tym bardziej, że widywali się baaardzo rzadko – raz na kilka miesięcy. Nic takiego się jednak nie stało, minęło już (!) półtora roku, a oni nadal Skypują, czatują, pisują, w zimie spędzili dwa miesiące razem w Japonii, a w lecie planują kolejny miesiąc na śniegu w Nowej Zelandii. I wiesz co Ci powiem … cieszę się bardzo. Chłopak (czytaj facet) jest super-fajny. Nie mam mu nic do zarzucenia i chyba się poryczę jak coś między nimi się nie ułoży.
Dorota, to super z tym chłopakiem, ale ty się tam nie przywiązuj tak tak bardzo :-)… Chyba twoja Panna starsza od mojej, co? Bo te spędzanie miesiąca we dwoje mnie przeraża :-)!