Multi-me…

DSC06813

Multitasking – umiejętność wykonywania wielu czynności, zadań jednocześnie, zdolność koncentrowania się na wielu rzeczach na raz; wielozadaniowość

(źródło: Uniwersytet Warszawski – Nowe Wyrazy)

Wychowałam się na wsi, na czterohektarowym, zupełnie niezmechanizowanym gospodarstwie rolnym. Jednozadaniowość była jedyną potrzebną nam zadaniowością. Podczas wykopków trzeba było przesunąć koszyk, zebrać tyle ziemniaków ile się w dłoni mieściło, otrzepać je z ziemi i do koszyka wrzucić. Po kolei. Można było obgadać sąsiadki, co to nie przyszły na pole pomóc w wykopkach, mimo, że u nich się przy żniwach pomagało – niewdzięcznice jedne! Obgadywać pojedynczo, w kolejności od kościoła w stronę cmentarza. Na pierzajce usta zajęte były przyśpiewkami, a ręce pierzem, a pasąc krowy można było różaniec zmówić.

Nie wiem kiedy zaczęłam traktować multitasking jak konkurencję sportową. Pamiętam jaka byłam dumna z siebie kiedy to kilka dni po powrocie ze szpitala, z przyssaną do piersi żarłoczną potworą skończyłam ważne tłumaczenie. Robiłam tylko dwie rzeczy, karmiłam i stukałam w klawiaturę. Do głowy mi nie przyszło, że kilkanaście lat później matki będą robić to samo plus słuchać ebooka o dobrodziejstwach piątego języka w niemowlęctwie, plus rozmawiać przez skypa z ciocią Krysią, plus wrzucać zdjęcia narodzonego na Instagram, plus robić Chodakowską na dolne partie ciała. Wkrótce okazało się, że posiadanie dzieci, rozmnażanie się przeszkadzaczy elektronicznych i dziwne pragnienie zrobienia wszystkiego szybko i naraz, po to żeby jak najszybciej skończyć i zabrać się za kolejną rzecz sprawiły że doszłam do mistrzostwa, w swoim przedziale wiekowym ma się rozumieć, w robieniu kilku rzeczy naraz.

W samochodzie mam zakład kosmetyczny . Gdzie tak długo jak w samochodzie mam ręce i nogi lekko unieruchomione? Nigdzie! Można maseczkę na dłonie i stopy nałożyć, wysuszyć pomalowane paznokcie, w korku spiąć włosy, rozpuścić je w kolejnym korku, zmienić zdanie i znów je spiąć. Wszyscy, którzy mają Viber są notorycznie molestowani moimi telefonami. Stąd wiem co się dzieje w kraju, gdzie syryjscy uchodźcy przedostają się przez zasieki ksenofobii, jakiej marki zegarek nosi nasz nowy prezydent, kto z kim ma dziecko i ile księdzu na tacę wypada wrzucić. Szkoła Jasia przysyła mi zawiadomienia o pracy domowej, w korku przeczytam, zadzwonię do domu sprawdzę czy zrobione, podąsam się trochę na czwórkę plus Kaśki, o której dowiem się z wiadomości przesłanej mi na maila. Podąsam się, a zanim dojadę do domu, przejdzie mi. Zjadam podwieczorek, zmywam makijaż na ostatnich światłach i do domu wchodzę świeża i najedzona. Gotowa do wykonywania nowych zadań. Gotując obiad, oglądam polskie seriale, na spacerze z psem, ku uciesze obserwujących, ćwiczę wykroki do przodu. W parku dla psów chodzę z notatnikiem i zbieram informacje o weterynarzach, domach psiej opieki, szczotkach do psich zębów i szamponach do psiej sierści. Na weekendowych wycieczkach sprawdzam wypracowania, co często kończy się wymiotami, ale nic to, przepiję wodą i dalej sprawdzam. Mycie okien z telefonem między uchem a ramieniem kończy się bólem szyi. Robię wtedy jogę przepytując dziecko z francuskich czasowników. W poczekalniach czytam gazety, robię zdjęcia przepisom na zupę, odpowiadam na maile i potajemnie ćwiczę mięśnie Kegla. I dumna jestem z siebie niesłychanie…

Kilka dni temu, grając z dzieckiem moim w koszykówkę, coś mi w nodze strzeliło. Ścięgno Achillesa się odezwało. Podeszły wiek właścicielki ścięgna też. Musiałam usiąść na jakiś czas. Nieruchomo. Z kostką w zamrażalce. I tak mi się przypomniało jak to było kiedy zerwałam to ścięgno kilka lat temu. Jak to jedyna wielozadaniowość na jaką mnie było stać to od momentu zasygnalizowania przez mózg konieczności uregulowania potrzeby fizjologicznej moim zadaniem było zatrzymanie dziesiątego odcinka trzeciego sezonu Downton Abbey, założenie buta ortopedycznego, pozbieranie rzuconych w złości kul i dojście do ubikacji cały czas utrzymując kontrolę nad wypełnionym po brzegi pęcherzem. I zatęskniłam trochę za takim mało-zakresowym multitaskingiem…

4 myśli w temacie “Multi-me…

  1. cieploicicho.wordpress.com 14 września, 2015 / 9:11 pm

    Uśmiecham się czytając dziś Twój wpis. Też się niekiedy zatrzymuję nad tym jak multitasking sprawia mi coraz więcej…kłopotu, jakbym z wiekiem nie była już elastycznie multitaskowa 😉 Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂

    • aniukowepisadlo 18 września, 2015 / 12:19 pm

      Prawda, cieploicicho? Mniej elastyczna, to jest bardzo dobre określenie!

  2. Moe 15 września, 2015 / 8:55 am

    Czytałam Cię, karmiąc Anię, robiąc pranie, dokręcając słoiczki z domowym ketchupem i obmyślając plany na dziś – nie w sensie „Hmmm, a cóż to byśmy dziś porobili, drogi Watsonie”, tylko „Cholera, a jeszcze to, i to, i to, no i przecież to! A o piętnastej to i tamto!”. Coraz częściej chciałabym zatrzymać chwile i robić tylko jedną rzecz na raz. Chyba wreszcie spróbuję 🙂

    • aniukowepisadlo 18 września, 2015 / 12:20 pm

      Moe, spróbuje, ale daję głowę, że zatrzymanie potrwa tylko chwilę. My już chyba we krwi mamy tę wielozadaniowość :-)!

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s