Zdałam. Inaczej być nie mogło. Obkułam się z każdej wojny i z każdej odnogi trójdzielnej władzy amerykańskiej. Do pokoju zaprosił mnie miły pan w wieku średnim. Się rozsiadłam, grzywkę poprawiłam, pan o coś zapytał, ja przypadkiem odpowiedziałam. Sześć razy tak odpowiedziałam i okazało się, że egzamin zdałam. Pytam żartobliwie, czy to była rozgrzewka, bo ja jestem gotowa? Pan, zupełnie bez poczucia humoru, odpowiada, że nie. No ale ja się nie wykazałam… Miałam przygotowaną anegdotę o Aleksandrze Hamiltonie, wyćwiczone sposoby mnemotechniczne zapamiętywania ważnych dat no i wykład połączony z prezentacją, prawie choreograficzną, na temat wojowniczych plemion indiańskich Rhode Island. Niedosyt czuję.
Okazało się, że ten egzamin to pestka w porównaniu z tym co mnie czekało. Na początek zapytał o amerykański pesel. Numer ma dziewięć cyferek. Nawet do głowy mi nie przyszło żeby go zapamiętać. Powiedziałam figlarnie, że to ten numer, na który pan właśnie patrzy (ma przed sobą wszystkie moje dokumenty). A tu u pana krucho z dowcipem. Następnie zapytał czy wyjeżdżałam za granicę w ostatnich trzech latach. Dwa lata tutaj w Stanach mam z głowy – kraj taki wielki, że za granicę za cholerę wyjechać się nie da. Został mi jeden rok w Europie. No to jadę jak leci…do Polski sobie skoczyłam raz, czy dwa, rowerem do Austrii co drugi dzień, zimno było w Garmisch, to do Włoch pojechaliśmy. Niewykluczone, że do Szwajcarii chyba tak mi się wydaje prawdopodobnie…. i być może przez Lichtenstein w jedną stronę, ale zdaje się, że się zdrzemnęłam i nie wiem, czy się liczy. Pan wertuje mój paszport. Czy na pewno gaduło, nie była pani jeszcze gdzieś? O, zagadki sobie przygotował. Nie lubię! Pewnie chce mnie podejść, gnida jedna? Nie, nie byłam. Na pewno? W żadnym innych kraju? Nie – odpowiadam pewnie. Nie będzie mnie tu jakiś urzędzina podchodził od tyłu. Pokiwał głową i przeszedł do kolejnych pytań.
Czy ma pani jakieś dokumenty udawadniające, że mieszka pani z małżonkiem, że wasze małżeństwo nie jest zawarte tylko w celu uzyskanie obywatelstwa, że to nie szwindel? Szwindel, powiada pan? To drogi panie, byłoby mistrzostwo szwindla! I jakaż wielka pańska arogancja, miły panie. Dla obywatelstwa, dobrego jak każde inne, siedzę z chłopem osiemnaście lat, zbliżyłam się fizycznie przynajmniej dwa razy z czego pojawiła się dwójka, dorosłych już prawie dzieci, bujam się za nim z kraju do kraju, domy kupuję i psa przygarniam. Wszystko dla obywatelstwa rzecz jasna. To ja się pytam pana jaki to dokument, oprócz tych dziesięciu, które ma przed sobą, usunąłby podejrzenie przekrętu? Pan na to, że jakiś rachunek za prąd czy coś takiego… Ano skoro rachunek za prąd gwarantuje ciągłość pożycia małżeńskiego, to nic tylko lampy wszystkie w domu palić, prodiże i farelki włączać!
A w tym paszporcie to się dopatrzył weekendowego wypadu do Londynu. Zapomniałam. Na koniec pogratulował i czekam na datę przysięgi teraz…
Ha ha ha, a o plecak z albumami rodzinnymi, listę ulubionych potraw męża, tudzież preferowane pozycje lub częstotliwość współżycia nie pytał? Bo zdarzają się i takie przypadki!
joanna – no żartujesz, że o takie rzeczy pytają. Ludzkie pojęcie przechodzi…
Super 🙂
Dzięki Elu!
To ta druga Ela z Wloch.
Już załapałam :-)…
Świetna historia. 🙂
Dziękuję allochtonko!
To już dwa lata? Czas biegnie coraz szybciej…Gratulacje.
Prawda, że biegnie? Tak szybko, że zdarza mi się w tyle zostawać…Dziękuję!
Dwa lata tylko? To bardzo szybko do konca doszlas. Gratuluje! A tak swoja droga to wiem, ze na takich rozmowach nie ma zartow.
Ale gdzieżbym ja śmiała żartować, Aleksandro :-)? Chciałam atmosferę poważną i spiętą rozluźnić :-). Tylko dwa lata dlatego, że poprzednie ileś tam, które były potrzebne do obywatelstwa, przesiedziałam w Niemczech, ale na jak najbardziej amerykańskiej ziemi – w bazie wojskowej. Dlatego tak szybciutko…
No, to teraz rozumiem….Nie ma smichow na tych rozmowach, powaga calkowita… Pozdrawiam 🙂
Dzięki i nawzajem pozdrwaiam :-)…