Jeszcze mi się plaża nie znudziła, jeszcze wszystkie liście zielone i przymocowane do drzew, jeszcze klimatyzacja nawiewa chłodne powietrze pod letnie sukienki, jeszcze przeklinam turystów w kilometrowych korkach i dzieci nawet o szkole nie myślą. Jeszcze oddycham latem…
Ale nie można! Nie dają się nacieszyć do końca. W sklepach kurtki puchowe, kozaki i dynie na Halloween. Rodzina zaprasza na Dzień Dziękczynienia, a znajomi pytają o to pyszne ciasto co to na świąteczną imprezę rok temu zrobiłam. Dzieci do sklepów nawet nie wchodzą, bo tam straszą zeszytami, piórnikami i nowiutkimi plecakami za 9.99. Na targu sprzedają lokalną kukurydzę, a pan z warsztatu zapytał czy chcę zimowe opony zamówić. Jeszcze dwa tygodnie poczekajmy, choćby tydzień, jeszcze chwilkę…
Mnie od zawsze męczy jedna kwestia: promocje noworoczno – świąteczne są co roku odrobinę wcześniej, niż w roku poprzednim. Musi więc przyjść taka chwila, że reklamy świąt rozpoczną się w roku poprzednim. Może to prowadzić do kilku całkiem zabawnych scenariuszy 🙂
Hmm…racja! I pewnie kiedyś do takich absurdów dojdzie. A może wyprzedaże poświąteczne pod tytułem „za rok będzie jak znalazł” to taka forma promocji następnych świąt :-)?
Oj prawda nie dadzą nam się ucieszyć sezonem, bo mundurki do szkoły pojawiają się na wystawach sklepowych z pierwszym dniem wakacji i jak tu nie popaść w szkolna depresje 😜
Zgadzam się! Moje dzieci od kilku tygodni trzymają się z daleka od jakichkolwiek sklepów, bo wszędzie jak nie długopisy atakują, to mundurki, czy jabłka na szkolny lunch…