Podczas podróży do Kolorado dowiedziałam się, że…

…nie ma co ściemniać, kocham góry! Co tam długie, piaszczyste plaże, płaskie i jednakowe. Co tam drobniutki piasek w majtkach, w kanapce i między zębami. Co tam wyniosłe fale przynoszące nieuchronną śmierci niewprawionym w sportach wodnych. Nie ma nic lepszego na świecie jak wycieczka w góry. Najlepiej pod górę. Każda nasza wycieczka zaczynała się na wysokości dwóch tysięcy metrów (miasteczko, w którym mieszkaliśmy leży na wysokości 2,125m) co oznacza dużo mniej tlenu w powietrzu i niższe ciśnienie atmosferyczne. Serce wyskakuje z klatki piersiowej, muszę zatrzymywać się co dziesięć kroków, ale po kilku sekundach, wszystko wraca do normy, a nawet do jakieś magicznej nadnormy i mogę iść dalej. Kolejne dziesięć kroków. Się wypowiem mało odkrywczo, że chodzenie pod górę jest uzależniające.

…nie ma takich gór jak Alpy, nigdzie, koniec i kropka. Nigdzie nie ma takich widoków, takiej niesamowitej bliskości obezwładniających w swojej majestatyczności szczytów. Nigdzie nie ma tak krystalicznego powietrza, przez które widać najmniejsze załamanie skały, najmniejszą igiełkę na sośnie. Nie ma takiej zieleni w sąsiedztwie nagich, surowych, szarawych skał. Nigdzie nie ma takich drewnianych knajpek z zimnym piwem, kluchami parowymi i krów żujących trawę przy stoliku z tymiż kluchami. Nie ma i już!

…że dobrze jest mieć przyjaciół tutaj. Najlepiej takich z Europy, jeszcze lepiej z tej bardziej wschodniej, idealnie takich wyrozumiałych, otwartych, w podobnej sytuacji życiowej. Bonusem byłoby gdyby mówili po polsku. Nie można wszystkiego mieć, więc moja przyjaciółka mówi po słowacku. Nie ma lepszej terapii niż wywalanie bebechów, rozterek, tęsknot, niespełnionych marzeń, niewykorzystanych możliwości komuś, kto po słowacku zrozumie, nie przewróci oczami, nie pokręci z dezaprobatą głową, komuś, kto po ramieniu poklepie, czy też w dupę motywująco kopie. Ktoś, kto tak jak ja, nie wie gdzie jest dom, gdzie on będzie za rok, za dwa, co powiedzieć dzieciom gdy pytają o plany na lato, czy na święta. Ktoś kto tęskni choć już dawno nie powinien, ktoś nie może nazwać tego kraju domem choć byłoby mu łatwiej gdyby mógł. Bezcenne są takie jednostki ludzkie.

…że bycie na diecie wegańskiej na lotniskach to nowe bycie niepełnosprawnym. Ile ja dzieciom do łbów pcham, że nabiału nie jemy, bo chcemy być zdrowsi, że jak się człowiek postara, coś znajdzie, że spróbujmy choć jeden miesiąc, a rezultaty będą niesamowite. Okazuje się, że łatwo nie jest. Wydaje się, że każda knajpka i kawiarenka chwali się opcjami wegańskimi kiedy do kawy zamiast krowiego dodaje sojowe lub migdałowe mleko. I tyle. Wybór wegański w terminalu B na lotnisku w Bostonie? Frytki z McDonalda.

…że sportowy sklep nie wszędzie znaczy to samo. W szufladzie kuchennej u znajomych znalazłam ostrzałkę do noży. Z jakimś tam diamentem czy czymś, co to przerabia kuchenne noże na żylety. Nóż tylko spojrzy na ostrzałkę i już kroi miękkiego pomidora na cieniutkie paseczki. Ja też chcę. Ano, że w sklepie z artykułami do zajęć na świeżym powietrzu, mówią…taki outdoors store. Sportowy, myślę sobie. Wchodzę i zamieram. W Kolorado sporty pod gołym niebem oznaczają wędkarstwo, camping i rozpierducha fauny pobliskich lasów. Nie ma co pisać, opowiem w obrazkach.

Wejście, proszę ja ciebie, jak do hotelu na stoku alpejskim i napis, że raj dla kochających sport.

Przekraczamy pierwsze drzwi raju a tu proszą o zgłoszenie wnoszonej broni i łuków (!!!) w biurze obsługi klienta. Oczy mojego Janka jak kartofle!

Ukoił nas wodospad na dwa piętra i akwarium z rybami wielkości ssaków domowych.

 

Za rogiem przywitał nas dział odzieży na polowanie, za kolejnym rogiem…

Zamarłam. Janek szepnął, że nie czuje się bezpiecznie i że musi wyjść…

Jeszcze najróżniejsze atrapy zwierząt z tarczami.

I specjalnie dla żoneczek, córek, matul, czy konkubin żeby do paznokci pasowało.

Ale ostrzałka do noży najlepsza na świecie!

5 myśli w temacie “Podczas podróży do Kolorado dowiedziałam się, że…

  1. Viola 29 lipca, 2017 / 3:28 am

    Co tu dużo gadać. Góry to góry a morze jest super na 3 dni a potem mam dość. A jak wyglądają szlaki w Colorado? Czy są tam schroniska na szlakach?
    Rok temu byłam w Smoky mountains. Poza głównymi szlakami to naprawdę było pusto. Tylko rozglądałam się na boki czy jakiś misiu się czai się gdzies w pobliżu.
    A co broni to byłam na strzelnicy krótko na godzinę. Dość tloczno tam było. Wydawało mi się że większość że swoją bronią. Może to zależy od stanu ale mam wrażenie że większość ludzi posiada broń.

    • aniukowepisadlo 29 lipca, 2017 / 9:28 pm

      Ale fajne pytania zadajesz. Lubię takie! W Kolorado byłam tylko po raz drugi i tylko w okolicy Colorado Springs. Szlaki są dobrze oznaczone, dobrze utrzymane, nie są przeludnione nawet teraz w wakacje, ale może to dlatego, że jest ich tak wiele i na jeden szczyt można wspinać się pięcioma różnymi szlakami. Nie ma żądnych schronisk, knajpek, odpoczynkowisk :-)… Tego mi najbardziej brakuje. Uwielbiam te knajpki na szczytach w Alpach!Jeśli chodzi o broń, to trzymamy się z dala. Myślisz, że większość ludzi posiada broń? A w jakim stanie mieszkasz, bo na pewno masz rację z tym, że to zależy od stanu. Mnie się wydaje, że w RI bardzo niewielu ludzi posiada broń,ale przecież ja znam tylko bardzo niewielu ludzi i z nich ani jeden nie posiada. Chociaż….dzisiaj jechałam samochodem i wyprzedził mnie jakiś wielki brzydal i miał naklejkę na samochodzie z bronią i takim zaproszeniem: „No choć, obierz mi ją”…trochę straszno…

  2. Viola 1 sierpnia, 2017 / 4:26 am

    W smokeys tez nie ma schronisk. Sa tam ponoc takie chatki gdzie mozna sie przespac. Ale tylko o tym czytalam bo nie mialam okazji skorzystac z tego.
    Ale co mnie bardziej intryguje z tymi gorami. Jak np wyglada chodzenie po gorach bez schodzenia do hotelu.
    Wiesz tak jak w Tatrach np przespisz sie w Murowancu a rano pojdziesz do 5 stawow przez Krzyzne a stamtad dalej. Co by tu duzo nie gadac nie ma czegos takiego jak dojazd busem. Jedziesz samochodem, zostawiasz go na parkingu i wio na szlak. A potem schodzisz tym samym szlakiem do auta.
    Mi najbardziej brakuje takiego porzadnego chodzenia po gorach zeby sie tak „dociurac”. Ale u mnie plasko jak na stole- ja z IN. Podobalo mi sie w Wisconsin, chyba glownei ze wzgledu na klimat. Nie ma takiej wilgoci, podobna roslinnosc jak w Polsce.

    Na poczatku myslalam ze to taki mit z ta bronia, ale statystki mowily co innego. Wiec zaczelam sie przygladac ludziom i faktycznie sporo osob nosi bron „za pazucha”. Potem podpytalam znajomych i rodzine czy maja bron i sporo osob ma. Generalnie mnei to nie razi ale nie lubie jak ktos wchodzi z bronia i to na widoku np na plac zabaw pomimo wyraznego zakazu wnoszenia broni. A niestety widzialam takich gosci.

    • aniukowepisadlo 3 sierpnia, 2017 / 4:13 pm

      Indiana mówisz? Łoj! Serio z bronią na plac zabaw? To zbieraj kochana zabawki z piaskownicy i na wschodnie wybrzeże. Znacznie spokojniej! Zapraszam! A góry? To mi się nawet gadać nie chce bo 13 lat mieszkaliśmy w Alpach niemieckich. Wszystkiego mi brakuje :-(…

  3. Edyta Tkacz 3 sierpnia, 2017 / 7:51 pm

    Wpis, jak to wpis, świetny, Ale sklep… masakroza. Uciekłabym stamtąd w popłochu. Uwielbiam europejskie obostrzenia, jeśli chodzi o broń. Zresztą, w Polsce na przykład to przecież wszyscy by się wystrzelali na pierwszej zakrapianej imprezie. Nie żeby krzywdę komuś zrobić, ale tak z ułańskiej fantazji 😉
    Też tęsknię za górami. Najbardziej za Beskidami, Bieszczadami, choć od biedy mogłyby być i Alpy, nie obrażę się. I żeby się tak w górach sciorać. Mam tu wprawdzie góry na Gran Canarii, ale latem nie da się po nich chodzić. Za gorąco.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s