Szukam pracy…

Zdolna, z doświadczeniem zawodowym, niemłoda ciałem, ale duchem i owszem, nauczycielka języka angielskiego poszukuje pracy w pełnym wymiarze godzin. Nie, nie mówi po hiszpańsku, a szkoda i tak, jest obywatelką. Ma na to papiery. Nie, nie chce sprzedawać ubezpieczeń na życie i tak, wie co to PowerPoint. Nie, nie może dojeżdżać do New Jersey i tak, wie jak pisać wypracowania. Na lekcjach nie pije, z uczniami z reguły nie sypia i przeklina tylko po polsku. Jest dyspozycyjna w granicach rozsądku, po niemiecku zorganizowana, wyrabia się z terminami i postara się jak jasna cholera żeby być wartościową częścią zespołu.

Szukam pracy. Wysyłam życiorysy (wyłącznie własne!), piszę zmysłowe listy motywacyjne, proponuję nowatorskie rozwiązania i oferuję autorskie projekty. I chodzę na rozmowy o pracę. Każda taka rozmowa kosztuje mnie głodówkę, bo nie mogę nic jeść z nerwów, biegunkę, bo wiadomo, że ona zawsze w najmniej oczekiwanym momencie, ból głowy z odwodnienia i głodu i napęczniały pęcherz podczas rozmowy z powodu intensywnego nawadniania się tuż przed. Potem jeszcze kosztuje mnie $13 za sześćdziesiąt minut dobrej jogi plus piętnaście minut medytacji żeby się jakoś po takiej rozmowie pozbierać. Na szczęście, jeszcze tylko jedna mnie czeka.

Na jedną taką rozmowę umówiłam się z panią Alison w eleganckiej kafejce. A bo już w godzinach popołudniowych się umówiłyśmy, a bo każdej z nas bardziej po drodze, mnie do niej, jej do domu, bo mniej oficjalnie będzie niż w jej biurze na pięterku pięknego budynku uczelni. A uczelnia ci to jest, że ho ho, nie byle jaka. Pani Alison, szef wydziału języka angielskiego jako obcego tejże uczelni umówiła się ze mną na siedemnastą. Będzie czekać przy dwuosobowym stoliku zaraz przy wejściu. Założyłam na siebie strój galowy i buty na obcasie. Nauczona doświadczeniem, tym razem wybrałam obcas typu kaczuszka. Na inną rozmowę założyłam na wysokim i rozmówca, prawdopodobnie niedoszły szef, był ode mnie o głowę niższy. Speszyliśmy się oboje. Z klasyczną, czarną torebunią w zgięciu łokcia, stukam ci ja kaczuszkami biegnąc po parkingu dwie minuty spóźniona. Przed drzwiami, biorę głęboki oddech i wchodzę. Wita mnie uśmiechnięta, wstająca zza dwuosobowego stolika tuż przy wejściu, kobieta. Podchodzi, wyciąga dłoń, ja przepraszam za spóźnienie, ona w tym samym czasie się przedstawia. Ja się przedstawiam, ona równocześnie ze mną odpowiada, że nie szkodzi, że się spóźniłam. Chwalę wybór kafejki, bo i z gustem urządzona i przestronna i bez tłumów. Ona proponuje kawę, ja dziękuję, piję tylko o poranku. Ale może ona się napije? Też dziękuje, też pije tylko rano. No to już mamy coś wspólnego. Ha ha ha, hi hi hi… Ona proponuje żeby wyjść na zewnątrz. Mają taki przyjemny ogródek. Wyborny pomysł. Po drodze przeprasza, że tak na luzaka trochę ubrana, ale grała w tenisa całe przedpołudnie. Z kolei ja przepraszam, że może zbyt oficjalnie, ale pomyślałam, że w końcu to rozmowa o pracę. Z szacunku to wszystko. Dodaję, że to piękny dzień na grę w tenisa. Przytakuje. Siadamy, ona zaczyna czegoś szukać w torebce. Od kiedy grasz w tenisa? – pyta mimochodem. Przyznaję, że w życiu nie trzymałam rakiety do tenisa. Wybucha śmiechem. Pewnie jakiś lokalny żart. Wypada udać rozbawioną. Udaję. A jakie są twoje wrażenia z uniwersytetu Brown? – pyta wciąż grzebiąc w torebce. Bardzo specyficzne poczucie humoru… No wiesz, jeszcze nie wiem jak to jest pracować z wami, ale mam nadzieję się dowiedzieć – odpowiadam dumna, że łapię w lot jej żarty. Myślałam, że tam studiujesz…- powiedziała powoli spoglądając na mnie. Skądże znowu, ja już się nastudiowałam w życiu. Mam wszystko czego potrzebujecie. Na twarzy kobiety zarysowała się niepewność. Jesteś Julia i przyszłaś na rozmowę w sprawie pracy jako instruktor tenisa, tak? – zapytała.

Leżałyśmy rycząc ze śmiechu na stole jeszcze kilka sekund zanim załapałam, że jestem jeszcze bardziej spóźniona na spotkanie z właściwą osobą.

8 myśli w temacie “Szukam pracy…

  1. Dorota 14 sierpnia, 2017 / 8:50 am

    Siedzę i ryczę ze śmiechu, pewnie bym leżała i ryczała, ale w kawiarni nie wypada.
    Czy to na serio?
    Życzę znalezienia wymarzonej roboty!

    • aniukowepisadlo 14 sierpnia, 2017 / 12:54 pm

      Na serio, Dorota, na serio…Takie rzeczy tylko mnie się przydarzają! Dziękuję!

  2. MariannaInAfrica 14 sierpnia, 2017 / 9:06 am

    Coś pięknego! 😀 I co, udało Ci się znaleźć tę właściwą osobę?? Trzymam kciuki, żeby z którejś z tych rozmów wykluła się praca! A najlepiej z więcej, niż jednej, żebyś mogła wybierać 🙂

    • aniukowepisadlo 14 sierpnia, 2017 / 12:55 pm

      Znalazłam panią Alison przy innych stoliku dwuosobowym, tuż przy tym samym wyjściu. Też się uśmiała! Dziękuję za życzenia. Ja też mam nadzieję, że będę miała z czego wybierać.

  3. benia 15 sierpnia, 2017 / 8:02 pm

    ale qui pro quo 🙂 każde drzwi dokądś prowadzą. każde nowe doświadczenie niech cieszy ! obcas „kaczuszka” – mój rezerwuar „potencjalnej elegancji” gdyż szpilek nijak nie daję rady używać:) pozdrawiam b.
    b.

    • aniukowepisadlo 17 sierpnia, 2017 / 3:18 am

      I święta racja Benio (czy Beniu :-)…)! Niech cieszy! A kaczuszki na nóżkach? I owszem i ja!

  4. Viola 16 sierpnia, 2017 / 6:04 am

    Anka u Ciebie jak w kabarecie hahaha. PS. oczywiscie ze PowerPoint podstawa metodyki, bez tego ani rusz;)

    • aniukowepisadlo 17 sierpnia, 2017 / 3:20 am

      No kabaret taki raczej Niepokoju (ominiemy Moralnego)! A bez slajdszoła to ja się na żadnej lekcji nie pokazuję :-)!

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s