Rodzeństwo – komputerowy art by Kasia
Dzieci są do kitu. Myślisz sobie, że je masz, na własność, na długo, na zawsze przy sobie, w pokoju obok, w ogródku, w najgorszym wypadku w szkole za rogiem, albo na wakacjach u babci.
Dzieci są do kitu. Rozpychają się w brzuchu, a potem wyłażą czterokilowe przez dziurę wielkości…no nie wiem, śliwki węgierki. Zamiast do przodu, raczkują do tyłu wpadając w furię, że zabawki zamiast się przybliżać, są coraz dalej. Spędzają cały adwent w szpitalu i psują święta skupiając uwagę wszystkich na swojej chorej osobie. Zamiast siedzieć w ciepłym domu z lampką wina w dłoni, stoisz na stoku z przymarzniętymi goglami do czoła i błagasz do kitu czterolatka żeby wreszcie zrobił “pommes” i zjechał z tej cholernej górki. Zamiast siedzieć w klimatyzowanym domu z lampką wina w dłoni, smażysz mózg na plaży i wypatrujesz w wodzie do kitu dzieci, bo ty nie umiesz pływać, a one i owszem. Łazisz po antykwariatach w podejrzanych dzielnicach miasta żeby kupić niedostępną już płytę winylową dla natchnionej wiosennie nastolatki. Czytasz sześciolatkowi kupioną przezeń w Empiku Gór Fankę, której dwujęzyczny sześciolatek ni w ząb nie rozumie, ale upiera się, że latem wchodzi na K2. Pakujesz majtki i skarpetki w ręcznie szyte woreczki, uczysz jak używać płynu do prania, tłumaczysz, że ogórek pozostawiony w pokoju zgnije, a nadżarte jabłko oblezą mrówki. Że pościel zmieniać trzeba i że warto mieć zapas papieru toaletowego. I z własnej, nieprzymuszonej woli, w duchu rozwijania skrzydeł, otwierania drzwi na oścież, dawania możliwości i innych ideologicznych gówien, odwodzisz swoje dzieci do kitu. Do innego kraju. Do innych ludzi. Do innej łazienki, sypialni i kuchni. Po dwóch dniach nie wiesz co jadło na śniadanie, czy ma katar, czy drzazgę pod paznokciem. I nie wiesz czy zasięgu, chęci, czy potrzeby komunikacji brak, bo nie dzwoni od dziesięciu godzin.
Wracam do domu sama. W samolocie oglądam dwa głupie filmy. Jeden głupi za drugim jeszcze głupszym. Żeby nie myśleć. Wita mnie pusty dom. Dwa posprzątane i puste pokoje. Na półkach tylko te rzeczy, które nie przydały się w akademikach i internatach. Martwe pokoje ożyją na nowo za dziewięć miesięcy. Dziewięć miesięcy. Jak ciąża. Ciąża żałobna. Po tych długich, dziewięciu miesiącach urodzi się para nastolatków z deficytem witaminy D, zmordowana szkołą i głodna mojej pomidorówki. Pierwszy trymestr będzie najgorszy. Wymioty żalu, łez, złości – burza hormonów. Trudno będzie ze mną wytrzymać. Jak mam doła, to już na całego. Głęboki i do pasa zasypany. Jedyna pociecha, że ze mną w dole mąż, pies i kot. Może jak wszyscy zaczniemy łapkami grzebać, wykopiemy się.
Już w tym innym kraju, po kilku dniach ogarniania dziecka zauważyłam, że moje przyoczne, kurze łapki suche jak wiór. Nakładam krem, zaczęło szczypać. Wysuszona skóra, ściąga się przy każdym mrugnięciu oka. Alergia? Zmiana kosmetyków? Nie. Załapałam następnego dnia. To od wycierania ukradkiem łez. Tak szybciutko, żeby nikt nie widział.
następne takie zdjęcie, w tym miejscu, za dziewięć miesięcy
O matko! Trzymaj się!
Dzięki!
mi też coś w rowki przy oczach wpłynęło
tylko nie wiem, czy bardziej nad Tobą, czy mną
przyszłą
ale ściskam
W jednym rowku nade mną, w drugim nad twoją przyszłością. Może tak :-)?
Tekst wspaniały: z jednej strony współczucie dla Ciebie, z drugiej chichot, bo cała – trudna sytuacja – opisana ze szczyptą humoru.
Przyjedź do nas, do Pl na kilka dni, proszę. Postaramy się uleczyć strapienie Twe, Kochana.
Już żałuję, żem wiśniówki w tym roku nie ukręciła; w przyszłym – obiecuję – beczkę dla Ciebie przygotuję. Do utopienia smuteczków!
Ściskam mocno!
Żeś wiśniówki nie ukręciłam to wielki twój błąd, z którego sporo tłumaczenia cię czeka. Zapraszam w takim razie na Raki do mnie. Kręciłam całe lato :-)! Ten mój smutek to taki „dobry” smutek. Przecież ja wiem, że im tam dobrze, że nie dzwonią, bo mają zajęć po kokardkę, że nie mam prawa im marudzić, że mi tu smutno i ciężko, nie mam prawa ich wciągać do mojego dołu. Posmucę się trochę, ponarzekam, popłaczę od czasu do czasu i cóż, oczy mi nie wypłyną. Alternatywne wyjście z tej sytuacji jest sto razy smutniejsze – ja ucząca w domu Jasia! Jak on by wpadł do dołu, to po nim! Jest do dupy, ale będzie lepiej. Zawsze jest!
O matko! W kwestiach chaosu I anarchii to najbardziej widzialoby sie wypozyczyc Biskwita. Ale zareczam, Dynka tez da rade 😀 No I szukajac plusow… przez te 9 miesiecy mozesz pic trunki, a nie ze I rozpacz, wymiot a do tego abstynencja 😄
Oooo nie, w takie „ciąży” nie zamierzam rezygnować z trunków! A Dynię się przebierze w Kaśki ubrania, włos zmierzwi, położy w Kasi łóżku i będzie mi lepiej!
Jak już przetrawisz i zagospodarujesz smutki, odkryjesz pewnie morze wolnego czasu dla samej siebie. Może więcej jogi, więcej blogowania, kurs greckiego, książkę napiszesz????
Powodzenia w tym przechodzeniu w kolejny etap!
No tak, masz rację, z czasem mi się czas pojawi na robienie fajnych rzeczy i wszystkie te proponowane przez ciebie mi odpowiadają :-).
Ania, wzruszylam sie, choc takie przezycia jeszcze przede mna. Na razie, w przyszlym roku, zacznie sie szkola. Pozostaje mi sie cieszyc tym ostatnim rokiem przedszkola i miec nadzieje, ze zawsze bede w jakims stopniu potrzebna i niezastapiona.
Bez wątpienia zawsze będziesz potrzebna i niezastąpiona. Jeszcze masz kilka dobrych lat żeby się małą nacieszyć. A wczoraj zadzowniła Kasia, że kibelek się popsuł, zadzowniła po hydraulika i jest naprawiony. Ja wiem, głupota, ale cieszę się, że dała sobie sama radę. Coś chyba dobrze robimy :-).
Jak zwykle fajnie napisane! Pozdrawiam.
Bardzo dziękuję! POzdrawiam!
Chip. Nad Tobą, nade mną, nad każdą matką. Chlip. Ale ukradkiem!
Ukradkiem. Tylko i wyłącznie!