Moja ulubiona kobieta na Krecie. Paleochora.
Wracając wczoraj drogą wzdłuż zatoki Soudy, w ostatnich promieniach zachodzącego słońca, pomyślałam, że to był najlepszy przed-Dzień Kobiet w moim życiu. Wracałam w Provarmy – maleńkiej wioski na pagórkach porośniętych gajami oliwnymi i drzewami karobowymi, kilkanaście kilometrów od Soudy. Tam, w ubiegłym roku, spędziłam kilka tygodni ucząc się jogi i medytacji. Tam poznałam śmietankę kreteńskich joginów, mistrzów reiki, uzdrowicieli i “cywilów”, którzy wierzą, że świat może być lepszy, a nauki wschodniego świata jogi i medytacji to dobra do lepszego świata droga. Pojechałam odwiedzić, nie takie stare, kąty i spotkać się z cudowną Ukrainką znad morza Azowskiego. Alina jest mistrzynią masażu wszelkiej maści, zna się na ludzkim ciele i tym fizycznym, tym energetycznym i tym duchowym. Zajmuje się ziołolecznictwem i jakąś, zapewne staroukraińską, magią. Nie mówi dobrze po angielsku, a ja dobrze po rosyjsku tym bardziej. Dla mnie, jako językowca, takie spotkania są wielokrotnie bardziej interesujące niż dla normalnego człowieka. Obie chcemy od siebie nauczyć się wielu rzeczy, ona o jodze, ja o wszystkim co ona ma do zaoferowania. Obserwuję strategie językowe, metody przekazu informacji, analogie i język niewerbalny i po raz kolejny dochodzę do wniosku, że jeśli jest chęć (i to jedyny niezbędny składnik do każdej komunikacji) to ze wszystkimi i zawsze można się dogadać.
Stare kąty!
Alina zaprosiła mnie na bliny (naleśniki). Na naleśniki na maśle, z dodatkiem masła i masłem okraszone. To wszystko z okazji Maslenicy. Maslenica to wschodniosłowiańskie ostatki, które wywodzą się z pradawnych wierzeń Słowian. To czas odejścia zimy i nadejścia wyczekiwanej wiosna z ciepłym słońcem, którego symbolem są okrągłe i żółte naleśniki. Jadłyśmy te naleśniki z masłem z mieszkanki mleka koziego i owczego, które w Grecji nazywa się staka. Nigdy wcześniej nie próbowałam tego masła i muszę powiedzieć, że smak mnie zaskoczył. Smakowało jak lody Śnieżki, które pamiętam z dzieciństwa. Alina powiedziała to samo. Naleśniki można podawać z twarogiem i miodem. Z braku prawdziwego, ukraińskiego twarogu, miałyśmy grecki jogurt. Matko jedyna jakie to było dobre!!
Mniam…
Poszłyśmy na spacer z psem. Shiva, pies właściciela domu, łapał jaszczurki i przynosił nam je z wielką dumą, a my…zbierałyśmy hortę. Horta po grecku oznacza po prostu trawę. Taką gotowaną hortę z oliwą z oliwek i cytryną można znaleźć na stołach w każdym domu jak i w drogich restauracjach i tawernach. Trzeba tylko wiedzieć co zbierać. Alina zabrała mnie na poszukiwania. O ziołach i trawach wie wszystko więc chłonęłam każde jej słowo. Z precyzją wycinała krótkim nożykiem kępki traw, czyściła maleńkie korzenie i zakopywała tyciuteńki dołek po kępce żeby nie niszczyć innych roślin. Poezja współżycia z przyrodą. Patrzyłam na nią z zachwytem. Co chwilę podawała mi do ręki listek, gałązkę, badylek i mówiąc, że to znakomite na oczy, uszy, spanie, włosy, wątrobę i inne, kazała jeść. Wiem jak znaleźć i jak zebrać dzikie szparagi, które bardzo lubię, wiem z jakich kwiatów zrobić olejek do masażu i herbatę na dobry sen.
Ta droga przed wielkimi, zimowymi deszczami była normalną, przejezdną drogą dla samochodów.
Dzikie szparagi.
Szałwia i inna zieloność
Na spacerze wspomniałam o kontuzji ramienia, która zdarzyła mi się kilka miesięcy temu i wciąż mnie męczy. Oj wiedziałam komu się poskarżyć. Trzy godziny terapii!! Najpierw praca z energią, przepływy w merydianach, czakrach i innych magicznych miejscach. Potem elektrody symulujące głęboki masaż. Cudowne uczucie i super relax. Ja z elektrodami na jednym, a ona na drugim łóżku, ucięłyśmy sobie drzemkę. Totalnie zwariowana babska impreza! Następnie wyciągnęła matę z igłami. To nie jest taka mata do akupresury, którą widziałam wiele razy w szkołach jogi. Raczej do akupunktury! Mata z tysiącem srebrnych igiełek. Alina zapewniła mnie, że po kilkunastu sekundach ból spowodowany wbijaniem się igieł w ciało zniknie. Jedno słyszeć co się do mnie mówi, drugie patrzeć na tę matę. Przerażona, położyłam się. Bolało jak jasna cholera…przez pierwsze kilkanaście sekund a potem, powoli, ból odpłynął i zrobiło się przyjemnie. No dobra, w miarę przyjemnie. Po igłach, wspaniały masaż przy dźwiękach pięknej muzyki, potem imbirowa woda z miodem i prezent – serce z agatu. Cudowny dzień, cudowna kobieta! Jestem bardzo wdzięczna! Kobiety to jednak moc, nie ma co!
Mata do tortur 🙂
Takie kobiety to moc.
Wierzę, że jej zapłaciłas, wykonała ciężka pracę i zuzyla swoją energię aby pomóc Ci poczuć się lepiej…
To prawda, wykonała ciężką pracę żebym ja poczuła się lepiej i jestem jej za to ogromnie wdzięczna.
Wdzięczna i tyle? Hm…
Sorry, ale nauczono mnie w obcym kraju zresztą, że nikt nie jest charity…
Nie ma za co być „sorry”. Nie znasz mnie i pewnie nie wiesz, że nigdy w życiu nie wykorzystałabym kogoś w taki sposób. Nie wiesz też, że przyjaźnię się z Aliną od prawie roku i nasze relacje są trochę na innych zasadach. Ja od przyjaciół nie biorę kasy i chyba ona ma takie same zasady. Nie widzę potrzeby wchodzenia w szczegóły, ani się tłumaczenia, ale wiem, że i ona mnie i ja jej sporo podczas naszej dotychczasowej znajomości pomogłyśmy.
Ależ oczywiście. Ja poprostu patrzę na wymianę. Byłam ciekawa. Może za bardzo.
Bez obrazy.
Rozumiem i o obrazie żadnej mowy nie ma :-)!
Ciało jest genialne. Mam nadzieję, że Twoje ma się (o wiele) lepiej. Pozdrowienia dla Ciebie i p. Aliny. :-).
Ciało jest genialne, to prawda! Dzięki, jest lepiej, ale chyba potrzebuje czasu jeszcze. Kochana Alina wyprowadziła się na drugi koniec wyspy i nie wiem kiedy się zobaczymy…no ale co, takie życie.
Naprawdę cieszę się, że podzielasz mój zachwyt. Mam nadzieję, że będzie lepiej z każdym dniem.