Z okazji rozpoczęcia roku szkolnego….
Wiecie jak czasami mówimy o sobie, że “z historii to ja głąb jestem”, że “nie jestem dobra z języków” i że, “biologia mi do głowy nie wchodzi”. Kiedy tak mówimy cała wina za nasze niepowodzenia i, chyba ważniejsze, niechęć i brak zainteresowania daną dziedziną spada na nas – głąbów, nieuków i ciemniaków. Bo przecież nie na nauczyciela. Biedny, niedoceniany i nisko opłacany nauczyciel robi wszystko, co w jego mocy żeby zarazić nas swoją pasją, zaszczepić zamiłowanie i przekazać wiedzę w taki sposób, żeby zachęcić ucznia do dalszego poszukiwania, zadawania pytań, alternatywnego podejścia do tematu. Ale czy zawsze?
Jestem nauczycielką od ponad dwudziestu lat i z niejednym nauczycielem dziennik wypełniałam. Myślę, że posiadam wiedzę i doświadczenia, która pozwala mi krytycznie spojrzeć na moich kolegów i koleżanki po fachu. Oczywiście są nauczyciele, którzy uczą z pasją, zarażają swoim entuzjazmem, potrafią zainteresować przedmiotem i do tego umiejętnie, bez poczucia wyższości oraz z szacunkiem do ucznia, przekazują swoją wiedzę. I oczywiście, że nauczyciele powinni zarabiać znacznie więcej i pewnie, że to zawód, przynajmniej w Polsce, niedoceniany, ale tak serio, serio-serio, z ręką na sercu… Czy nasi uczniowie widzą, że my zakochani po uszy jesteśmy w pantofelkach, w działaniach z samymi niewiadomymi, w historii II WW, czy innych Mickiewiczach i Orzeszkowych? Ale co tam uczniowie, czy my serio-serio, z ręką na sercu jesteśmy zakochani w przedmiotach, których uczymy? Czy robimy wszystko, żeby uczeń kochał stopniowanie czasowników tak jak my? Czy mamy tyle pokory i miłości do wiedzy i ucznia żeby życzyć każdemu z nich przerośnięcia swojego nauczyciela czyli…nas?!
O moich nauczycielach z podstawówki, liceum i ze studiów mogłabym długo i soczyście. Niestety, w większości przypadków, krytycznie. Psychiczne (i w jednym przypadku fizyczne) znęcanie się nad uczniami, przerośnięte do niebywałych rozmiarów ego, brak (lub świadomy wybór nie korzystania z) wiedzy metodycznej, czasem czyste skurwysyństwo oraz przedmiotowa apatia – to moje wspomnienia ciała pedagogicznego. Wszyscy moi nauczyciele (z wyjątkiem dwóch lub trzech) zdawali się mieć totalnie w dupie przedmiot, którego nauczali. Żaden niczym się nie zachwycał, nie ekscytował, nie zarażałam entuzjazmem. Nigdy nie widziałam swojego nauczyciela z wypiekami na twarzy opowiadającego o swoim przedmiocie, nie widziałam zachwytu w oczach, nie słyszałam wykładowcy gestykulującego zamaszyście w euforii przekazywania wiedzy. Nigdy nie było widać, słychać, czy czuć, że nauczyciel fizyki, historii, czy wuefu kocha ten przedmiot, kocha opowiadać o swoich młodzieńczych marzeniach pobicia rekordu skoku w dal, o niebywale interesującej wizycie w sławnym muzeum archeologicznym, czy o ciarach na plecach przy czytaniu Szekspira. Nic. Martwota. Otępienie. Beznadzieja.
Moje prawie nieistniejące, post-podstawówkowe zainteresowanie historią, stępił do cna nauczyciel historii w liceum. Jestem pewna, że prywatnie to miły, interesujący człowiek, być może nawet kochający historię, ale jakoś tak po cichu. I być może zdołał zainteresować historią (lub nie zabić wcześniejszego nią zainteresowania) kilka osób i oczywiście, że w klasie zawsze znajdzie się jakiś oporna, “nienauczalna” jednostka, ale ani nie byłam “nienauczalna”, ani nie byłam historycznym pasjonatem. Czysta kartka. Można mnie było zapisać historią od góry do dołu. A tu nic. Ani iskierki zaciekawienia. A szkoda, bo jak się okazuje, potencjał był, należało mnie tylko czymś zachwycić.
Tydzień temu odwiedziłam nasze kreteńskie muzeum archeologiczne w Heraklionie. Już drugi raz, bo się tak zachwyciłam. Zachwyciłam się historią. Wcześniej nie wiedziałam. Nie przeczytałam. Nie usłyszałam. A tu takie dziwy! Tacy interesujący ludzie, takie ciekawe czasy, takie fascynujące historie, tradycje, rozwiązania. Dlaczego pan od historii nam o tym nie opowiadał, nie pokazał zdjęć, nie zabrał do muzeum? Dlaczego nie mówił z charyzmą, z takim zachwytem, z jakim ja teraz czytam informacje w gablotach? Dlaczego mnie nikt historią nie zainteresował? A tu takie dziwy. Popatrzcie.
Snake Goddess – Bogini Węży. Odnaleziona w Knossos, pochodzi z 1700-1450 roku p.n.e. Bogini czy kapłanka? Trzyma dwa węże w dłoni. Może to oznaka odradzającego się życia? Może oznaka władzy nad niebezpiecznymi zwierzętami? A te piękne piersi? Może to oznaka opiekuńczości? I pantera na głowie. Co to może oznaczać? Władzę, czy zmienne stany świadomości?
Bull-leaper – Skaczący przez Byka (tłumaczenia własne!). Ta figurka to najprawdopodobniej pierwsze pokazania człowieka w 3D. No wariactwo po prostu, bo to z 1600-1450 roku p.n.e. Zdjęcie nie oddaje, ale jest piękny i taki dynamiczny i się uśmiecha!
To moje ulubione! Figurki przedstawiające ludzi oddających cześć, lub modlących się do boga/bogów. Lewa ręka na czole i piękne wygięcie kręgosłupa mają być oznaką tajemniczego połączenia z bóstwem i zupełnego oddania się modlitwie, czy uwielbieniu. Coś tak zwyczajnego, a jednak coś tak tajemniczego i odmiennego od tego, co jest mi znane. Kocham te ludziki!
Piękna figurka bogini minojskiej znaleziona w Gazi. Pochodzi z 1300-1200 roku p.n.e. Jest jedyną figurką z makówkami w koronie (inne znalezione figurki mają ptaki w koronie lub kwiaty). Być może chodzi o to, że makówki to opium, a opium działa halucynogennie i uspokajająco. Być może to bogini lecząca? Kojąca? Tak czy siak, jest cudowna i chcę ją w domu!
Kochani moi koledzy i koleżanki nauczyciele. Z okazji rozpoczęcia roku szkolnego życzę sobie i wam wszystkim zachwytu nad przedmiotem, którego uczymy. Zachwycajmy się jak dzieci, jakby to byłe opowieści o zaczarowanym świecie. Życzę nam świeżego spojrzenia i ciekawości. Pokażmy naszym uczniom, że naprawdę kochamy to, o czym do nich mówimy. Znajdźmy drogę do najbardziej “nienauczalnego” ucznia. Może ma gdzieś poczet królów polskich, ale zainteresuje się makami na głowie minojskiej bogini. I haczyk połknięty. Bądźmy najlepszymi przedstawicielami handlowymi naszych przedmiotów. I zakochajmy się w nich na nowo! Miłego roku szkolnego!
Aniu świetny tekst. Mam podobne przemyślenia. Czego uczysz poz jogą?
Dzięki Agnieszka! Z wykształcenia jestem nauczycielką angielskiego jako obcego, którego uczę, mam nadzieję, że z wystarczającą, pasją i entuzjazmem. Tutaj na Krecie nie mam takiej możliwości, ale za to mogę realizować moją kolejną pasję – jogę i wciąż być niejako nauczycielką choć z jogą to trochę inaczej chyba. Pozdrawiam!
mój nauczyciel historii w podstawówce akurat był z pasją, u niego nawet największe nieuki uczyły się bo wstydem było dostać pałę od Pana H. 😉 pasji Pani od geografii na tamten czas nie dostrzegaliśmy bo piłowała ze swojego konika strasznie 😉 ale to po to byśmy i my wiedzieli to co Ona 😉
Pozdrawiam 🙂
Super, że tak postrzegasz swoich nauczycieli i że takie masz wspomnienia. Wolałabym żeby uczniom nie było wstyd dostać ode mnie pałę 🙂 ale w porównaniu z zajęciami, gdzie wszystkim jest wszystko jedno, to chyba sytuacja z twojego opisu nie jest zła :-)! Pozdrowienia!