COVID-19 – chyba na każdego z nas, w jakimś stopniu, koronawirus miał, ma, lub będzie miał jakiś wpływ, niezależnie od miejsca zamieszkania, pracy, wieku, wyznania. Każdy, w każdym zakątku, ogromnej geograficznej przestrzeni dostanie jakąś przesyłkę od losu, której nadawcą jest COVID-19. Przesyłka będzie mała, albo ogromna, lekka, albo nie do podniesienia w pojedynkę. Przesyłka będzie niespodzianką, przekleństwem, wybawieniem z trudnego procesu podejmowania decyzji, lub jedynym wyjściem. Będziemy ją otwierać niechętnie, może odsuniemy na kilka dni w kąt z nadzieją, że rozpłynie się, zniknie. Będziemy na nią zerkać, zastanawiać się co się w niej mieści. Będziemy ostrożnie odpakowywać przesyłkę z drżącymi ze strachu, lub z przejęcia dłońmi, powoli otworzymy opakowanie. Być może odetchniemy z ulgą, może otworzymy oczy ze zdumienia, zapłaczemy, lub uznamy zawartość za błogosławieństwo w przebraniu ochronnym i w masce.
Pewnie wielu zgodzi się ze mną, że nie wszystko wróci do stanu sprzed miesiąca. Może nawet nic. Kataklizmy, nieszczęścia, epidemie ciągle nawiedzają naszą planetę i nasze społeczeństwo. Najczęściej jednak zdarzają się w jednym miejscu, często “nie u nas” i często są to rzeczy niejako znajome – trzęsienia ziemi, powodzie, wojny, pożary, strzelaniny, katastrofy ekonomiczne. Oglądamy wtedy wiadomości, kiwamy głowami, wygłaszamy wątpliwe mądrości o tym czego byśmy nie zrobili gdybyśmy byli na “ich” miejscu, wytykamy błędy, pomagamy jak możemy i zapominamy. Tym razem jest trochę inaczej. Wirus rozprzestrzenia się wszędzie i bardzo szybko. Nikt nie jest pewien co robić, ani my, ani rządy, ani nauka i medycyna. Nikt nie wie, bo to zupełnie nowa sytuacja. Nigdy nic takiego się nie wydarzyło. Poprzednie epidemie dotyczyły mniejszych obszarów, nie rozprzestrzeniały się tak szybko, lub zdarzyły się dawno kiedy przemieszczanie się ludzkości nie było tak dynamiczne. Wszystko jest nowe, nieznane, niezbadane, nieprzetestowane. Co dwa tygodnie temu było pewnikiem, że nigdy, że zawsze, że nie ma potrzeby, że kontrolujemy, wiemy co robić, teraz trochę się rozmywa. Tracimy kontrolę, nie mamy wiedzy, zmieniamy opinie. A my tego nie lubimy. Oj jak my nie lubimy nie mieć kontroli, nie lubimy nie mieć stabilnej i jasnej opinii, nie wiedzieć, nie mieć innego wyjścia. A ja widzę w tym wszystkim cudowną i bardzo ważną lekcję dla nas wszystkich. To lekcja ogromnej pokory i zrozumienia, że my, ludzie, nie jesteśmy królami świata. To lekcja pokory oraz działania intuicyjnego. Nie wierzę w boga, który nas za coś karze, nagradza, coś daje, coś odbiera, który “tak chciał”, albo “tak nie chciał”. Wierzę jednak w mądrość, która jest wewnątrz nas, która ogarnia wszystko, ma wszystko, wie wszystko. Wierzę w mądrość wszechświata, w ogromny ocean wiedzy przekazanej nam przez naturę, naszych przodków, czas, kosmos, wszystko. Do tej mądrości prowadzi nas intuicja właśnie. I myślę sobie, że ten chaos wirusowy, to łażenie po omacku, te próby i błędy, ta zmiana opinii, decyzji to nic innego jak tylko wielka społeczna lekcja intuicji, takie Intuition Immersion Course (kurs intuicji przez zanurzenie). Nie dość, że sytuacja, w której się znaleźliśmy jako jednostki osobowe, jako kraj, Europa i świat wymaga działania intuicyjnego, bo nie ma podręczników, nie ma wzorców z przeszłości, to dodatkowo jesteśmy zmuszeni odizolować się od wszystkiego znajomego, od tego “ale mam zapieprz w pracy”, “nie wiem w co ręce włożyć”, “latam z piórkiem w dupie”. Trzeba usiąść na tyłku i przeczekać. A w trakcie czekania, trzeba pobyć ze samym sobą, ze swoimi lękami, obawami, z czarnymi myślami, z niekończącymi się pytaniami i niewiadomymi. To jest kopanie głęboko do środka. Wsłuchanie się w swoją intuicję, w swoją mądrość. Usłyszymy wtedy do czego nas ciągnie, do czego pcha, od czego odpycha, czego nam nie żal zostawić, a po czym będziemy rozpaczać. I powoli, powolutku zaczniemy zdrowieć, łagodnieć, być w zgodzie ze sobą, słuchać swojej intuicji. A kiedy już wszystko przejdzie, otworzymy drzwi rodzinie, przyjaciołom i sąsiadom i każdy wspólny posiłek będzie smakował najwyśmieniciej, każdy film w kinie będzie na wagę Oskara, każda kawa w kawiarni najlepsza na świecie, każdy uścisk dłoni, przytulenie, pocałunek będzie najpiękniejszą chwilą. Wtedy można usiąść, pomyśleć, pogadać i zobaczyć co dalej.
Miałam dzisiaj taki sen, że przyjechałam na porodówkę i miałam zaraz zabrać się za rodzenie dziecka. Pielęgniarka zaprosiła mnie na siku (oczywista!!) a potem na “będziemy rodzić”. Przy ubikacji poczułam przyjemny zawrót głowy. We śnie wiedziałam, że to mój kolejny skurcz. Umyłam ręce (COVID-19!!) i otwierając z rozmachem drzwi na porodówkę pomyślałam z radością i podnieceniem: “no to do roboty”. Taki sen zapewne oznacza, że idzie zmiana, coś nowego się urodzi, coś zacznie. Zmiany mogą być różne oczywiście, ale czuję, że to dobre zmiany i że to zmiany dla nas wszystkich, dla planety, dla zwierząt i ludzi. Nie spierdolmy tego!
Pięknie napisane:) W czasie takich dramatów człowiek nabiera większej pokory, docenia bardziej życie, Świat….
Pozdrawiam Cię Aniu bardzo serdecznie ,życzę wszystkiego dobrego!!!!!
Dziękuję! To prawda, szkoda, że tylko dramaty tak na nas działają, nie? Pozdrawiam i tobie też życzę wszystkiego dobrego!
Gratuluję optymizmu. To jest tak, że żyjąc nie mamy instrukcji obsługi, chociaż usilnie próbujemy ją napisać i je zastosować. Najlepiej ubezpieczyć się od rzeczy /zdarzeń i zderzeń/ nieprzewidzianych,przewidzianych, i wszelkich innych. Historia, zwłaszcza ta wielka, nigdy nie przydarza się nam, takie jest przekonanie, niezależnie od tego, czy dotyczy ona wielkich klęsk, albo innych wydarzeń, bardzo często okazuje się, że ludzie reagują w ten sposób, że mówią, że oni by sobie poradzili w konkretnej sytuacji lepiej, a owych „ich” oceniają jako nieudolnych. Mało lotnych, co innego „my” my byśmy zrobili x, y, z. O i to, zdecydowanie lepiej,tylko, że oceniać z pozycji wygodnego fotela to jest zupełnie co innego. Zwłaszcza, że ludzie dysponują różnymi możliwościami itd. Warto sobie zdać z tego sprawę.
Życzę wszystkiego dobrego, spokojnego, i uśmiechniętego. Dobrego czasu, mimo wszystko!
Pozdrawiam.
Oczywiście, zgadzam się z tobą, że wszystko zależy od miejsca siedzenia i perspektywy i że ludzie mają różne możliwości. Oczywiście! I każdy z nas ma lęki, większe, mniejsze i każdy z nas się boi o swoich bliskich, o swoją pracę, o utrzymanie się itd. Ale NIC nie możemy z zaistniałą sytuacją zrobić oprócz tego, że może, możuteńko znajdziemy w niej coś co nam się przyda później. Może nauczymy się, dowiemy się czegoś o sobie, o bliskich, o świecie czegoś co nam pomoże w wygrzebywaniu się z tej sytuacji (bo nie mam wątpliwości, że to będzie długi i NOWY proces dla każdego z nas z osobna i dla nas wszystkich razem), może pomoże się wylizać. No bo jakie mamy inne wyjście niż przeżyć to? Nie mamy! I ten, który stracił pracę, który nie wie jak wykarmi rodzinę i ten, który stracił matkę bez możliwości pożegnania się z nią i ten, który przeczeka ten czas w domu i wróci do swojej pracy i ten, który jest na przymusowych wakacjach – wszyscy ci przechodzą ten sam czas, przeżywają tę samą sytuację i oczywiście, że każdy inaczej z tysiąca powodów, ale każdy z nas ma szansę wyciągnąć z tej sytuacji jakąś naukę dla siebie samego i dla nas wszystkich jako ludzkość. Wydaje mi się, że ja jeszcze niczego się nie nauczyłam, niczego nie dowiedziałam, ale się dowiem. Jestem pewna! Pozdrawiam i życzę przede wszystkim zdrowia!!
Zdumiała mnie Twoja odpowiedź, bo ja myślę tak samo jak Ty, powyżej. Tylko cóż, chciałam powiedzieć, że
1. Zwykle nie myślmy, że Wielka Historia nas nie dotyczy.
2. Z klęskami poradzilibyśmy sobie lepiej od xyz, niekoniecznie by tak było.
3. Ludzie mają różne zasoby to znaczy, takie mam spostrzeżenie po rozmowach z ludźmi, którym pomagam. Nie poszłabym tropem „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”. Czy wyraziłam się jasno, bo po powyższej odpowiedzi nie jestem pewna.
Uściski i pozdrowienia.
Wiesz, ja z tobą nie dyskutowałam nawet. To była moja reakcja na to co ja zrozumiałam z twojego komentarza (a oczywiście moglam zrozumiem opacznie, bo wiesz jak to jest jak się twarzy i gestykulacji nie widzi :-)…) plus reakcja na swoje własne kwestionowanie swoich własnych myśli. Przepraszam, jeśli zrozumiałaś mnie źle a ja ciebie źle. Takie uroki internetu ALE wiesz co…uwielbiam cię i szanuję, że za każdym razem wypowiadasz się z taką kulturą i autentycznie jesteś miła. Bardzo ci za to dziękuję i więcej takich. A teraz już tak, jasno się wyraziłaś i wszystko zrozumiałam. Pozdrowienia!!
Nie ma problemu. Nieporozumienia się zdarzają, zwłaszcza jeśli nie widzi się Drugiej Osoby, a temat jest i ważny i ważki.
Do tego przecież nie istnieją ani łatwe rozwiązania, a wchodzą w grę emocje, tak jak napisałaś dialog wewnętrzny, czy inne okoliczności.
Sytuacja dotyka nas, spadła jak grom z jasnego nieba, do tego niepewność, z którą być może (nie piszę, że w Twoim przypadku) ciągłe podłączenie do krwioobiegu informacji etc. Oczywiście mogłaś mnie mylnie zrozumieć, czy ja mogłam się nieprecyzyjnie wyrazić. Prawo do błędu.
Dwa wtręty, pozwolisz? Cenię sobie dyskusję.Nie chodzi o to, by zawsze się ze sobą zgadzać, chociaż to miłe, czy wzmacniające, i po ludzku fajne, ale chodzi również o to, by się słyszeć i usłyszeć wzajemnie, dopiero wtedy właściwa dyskusja, w moim rozumieniu się zaczyna, a nie wtedy gdy gros osób wypowie swoje zdania, zapatrywania, czy przekonania. To początek drogi. Co nie znaczy, że dezawuuje plusy zgadzania się, czy patrzenia na świat podobnie. Taka droga jest trudniejsza, ale w moim oglądzie potrzebna, to tak ad hoc.
Wtręt drugi.Pozwól, że zatrzymam się przy poruszanym wcześniej przez Ciebie aspekcie.
Oczywiście, że ludzie mają różne zasoby, te, o których wspominałaś, ale to nie znaczy, że nie cierpią, nie przeżywają, bo -w domyśle, jeśli się mylę to mnie popraw proszę,wydaje się nam, albo jesteśmy o tym przekonane, że inni mają lepiej, albo rzeczywiście mają- tylko mogą np tego nie dostrzegać, albo nie móc dostrzec z różnych względów, co oczywiście nie jest prostym wskazaniem „Masz lepiej więc rób x, nie rób y/z nie o to chodzi. Takie myślenie (tj, dot, ostatniego „wskazania” żywcem wyjęte jest z amerykańskich poradników pozytywnego myślenia -one po prostu w dużej mierze szkodzą. A jeśli, pozwól, że założymy tak dla przykładu, że są ludzie,którzy w sytuacji x, y, z mają lepiej, czysto teoretycznie, to nie znaczy, że odbiera się im prawo do przeżywania, po prostu. Mam nadzieję, że wyraziłam się klarownie. :-). Oczywiście, możesz mieć różne zdanie, z chęcią go wysłucham.
Chciałam napisać, jeszcze, w pierwszym komentarzu, że świetnie, że napisałaś tekst, i że jest mi blisko do spojrzenia o wyciąganiu nauk.
(Nie wiem, czy to dostatecznie wybrzmiało).
Dziękuję za ciepłe słowa.
Pozdrawiam, przesyłam życzliwe myśli, dobrego wieczoru! :-).
Dzięki za komentarz…oj jak bym sobie z tobą usiadła i pogadała normalnie! Odpowiem takim ogromnym ogólnikiem, że zgadzam się z tym co piszesz i we wkręcie pierwszym i drugim. Czy mam inne zdanie? Mam i nie mam, bo tak naprawdę to każdy ma inną historię, o czym piszesz, i każdego należałoby „brać pod lupę” indywidualnie, nie? Kiedy wyrażam swoje zdanie, buduję je na podstawie moim własnych doświadczeń, doświadczeń ludzi wokół mnie i tego co widzę/czytam/słyszę (tyle, że te rzeczy są również przepuszczone przez mój filtr, który, znowu, zbudowany jest z moich własnych doświadczeń, doświadczeń bliskich itd itd) i tego co intuicyjnie czuję, a to tylko namiastka wszystkiego co powinno się wziąć pod uwagę. A jeśli chodzi o wyciąganie nauki, to również takie rozmowy jak ta, z tobą, jest wielce pouczająca. Dziękuję ci za to. Pozdrawiam!!