Posłuchajcie opowieści o posągu złotego Buddy. Dawno, dawno temu w tajlandzkiej wiosce był klasztor, przy którym stał ogromny posąg złotego Buddy. Cały posąg był ze szczerego złota, ogromny i ciężki. Mnisi z klasztoru byli z niego bardzo dumni i medytowali u jego stóp. Pewnego dnia dotarły do nich wieści o wrogiej armii, która zbliżała się do ich wioski. Z obawy o posąg i o to, że złoto, z którego jest zrobiony, stanie się cenną zdobyczą dla najeźdźców, mnisi pokryli posąg gliną, błotem i cementem. W ten sposób posąg nie przedstawiał żadnej wartości. Nieprzyjaciele wkroczyli do klasztoru, ale nie zainteresowali się zwykłym, kamiennym posągiem Buddy. Najazdy i grabieże trwały jeszcze wiele, wiele lat, pokolenia mnichów umierały i w końcu nikt już nie pamiętał o posągu. Wiele lat póżniej jeden z mnichów medytujących u stóp posągu, zauważył kawałek odłamanego kamienia na ziemi. Zauważył też, że w miejscy, z którego kawałek odleciał, coś się błyszczy w promieniach słońca. Zbliżył się i zobaczył, że pod cementem kryje się złoto. Zawołał pozostałych mnichów i powoli, powolutku, ostrożnie zaczęli odlepiać, odklejać, odłupywać kawałki cementu i gliny. Przed nimi ukazał się piękny posąg Buddy, cały ze szczerego złota.
Ta, przytaczana często, historia ma wiele metafor, ale ja lubię tę, która mówi, że wszyscym z natury, jesteśmy “ze złota”. Głęboko, bardzo głęboko, lub całkiem nie głęboko jesteśmy szlachetni, perfekcyjnie dobrzy i niezwykle wartościowi. To życie, doświadczenia, środowisko, relacje oblepiają nas błotem, cementem. Obrastają nas chwasty i pnącza i zapominamy, że w środku lśnimy! Czasami zdarza się coś! Czasem to coś miłego, częściej jednak to coś bolesnego, smutnego. Czasem to coś to lata pracy nad sobą. W takim momencie maleńki kawałek odkleja się i odpada . Coś zaczyna się zmieniać, odczuwamy przesunięcie, wstrząs, może lekkie szturchnięcie. Dzieje się coś takiego, co już nie może się “oddziać”. Prawie każdy z nas ma w swoim życiu takie wydarzenie, czasami jest ich wiele. Dla wielu z nas, ostatni rok był takim właśnie wydarzeniem. Wiem jak bardzo chcemy żeby już się skończył, żeby minął i nigdy nie wrócił. Mamy dość ograniczeń, strachu, zmartwień, niemocy i niemożności planowania. Mamy dość oddalenia od bliskich. Ale ten rok się zdarzył i się nie od-zdarzy. Może zamiast chcieć o nim zapomnieć, zakopać, wywalić z pamięci, pomyślmy, a raczej poczujmy, czy coś się w nas zmieniło. Może odłamał się kawałek gliny? Może odłupał się kawałek cementu? I może w szczelinie widzimy i czujemy samo dobro, samo światło, samo złoto! I może to da nam inspiracje, siłę, chęć do odklejania kolejnych kawałków w poszukiwaniu złotego Buddy w samym sobie.
Tego Wam kochani życzę w Nowym Roku! A podczas nie-takich-jak-by-się-chciało świąt, życzę Wam i sobie zdrowia i spokoju, uśmiechu choćby na chwilę, choćby półgębkiem, choćby przez Zoom. Wesołych Świąt!
***
There is an old story about the Golden Buddha statue. A long time ago, in a Thai village, there was a monastery with a beautiful, golden statue of Buddha. It was big and heavy and made of pure gold. It was the subject of pride for the local monks who meditated at the statue’s feet. One day a message came that the army of invaders were coming to the village. The monks were concerned about the statue, so they covered it with mud, clay and cement to hide its true value. Indeed, the invaders came to the village and the stone statue had no value to them.The invaders kept coming and occupying the village for many years. Generations of monks passed away and people forgot about the statue. Many years later a young monk, while meditating at the feet of the stone Buddha, noticed that a piece of concrete fell off onto the ground. He also noticed something shiny in the place when the piece of stone fell off. The monks came closer and saw gold in the crack. He called other and piece by piece, they peeled off the concrete and stone and the beautiful golden statue of Buddha was revealed.
This, often quoted story, has many metaphors, but I like the one that says that in our nature, we are made of gold. We are all good, valuable and worthwhile. Life, society, relationships put piles of mud, clay and cement on us. We are covered with creepers and weeds and we forget that inside, we shine. Sometimes things happen. Sometimes it is something wonderful, more often it’s painful and sad, sometimes it is a long work that we do on ourselves. Then, a piece of concrete breaks and falls off. We feel that something is shifting, something is changing, something moves. It is something that cannot be un-done. Most of us have an event like this in their lives, maybe more than one. For many, last year was such an event. We all feel we want this year to end, to go away and never to come back. We are fed up with restrictions, fear, worry and helplessness. We are fed up with being away from our loved ones. But this year already happened and we cannot “un-happen” it. Maybe instead of trying to forget about it, put it far away behind us, we will see, or feel, if it has brought any change in us. Maybe a piece of clay has broken off. Maybe a piece of cement has fallen off. And maybe, in the crack it made, we can feel the light, the goodness, the gold. And maybe it can give us inspiration and strength to find the golden Buddha within.
This is what I wish for all of you in this new, upcoming year and during the not-as-I-imagined holiday time, may you all be healthy, happy and may you smile even if it is a half-smile on Zoom. Happy holidays!
Żyjąc tracimy życie, ale też obrastamy w nie ze złotem, i innymi przyległościami. Właśnie przeczytałam tę opowieść, i życzę Nam, nie w styczniu, a w czerwcu, i w każdym innym dniu, szczypt radości, i spokoju, kiedy to możemy robić przestrzeń na zdejmowanie warstw. Pozdrawiam, dobrego czasu.