Nic wielkiego się nie zadziało, nikt mi kwiatów nie przyniósł, propozycji pracy nie dostałam, nikt mnie komplementami na temat mojej inteligencji nie zarzucił…a jednak…dzień był dobry!
Wczoraj miałam przesilenie wakacyjne. Naprawdę staram się nie marudzić, nie narzekać i nie szukać dziury w całym ale przychodzi taki dzień kiedy krojąc pomidory ręka sama przekręca nóż w palcach do pozycji „do mordowania”, kiedy przy każdorazowym mrugnięciu powiekami widzisz swoje dzieci w dybach czy klęczących na grochu z rączkami przywiązanymi do jakiejś belki, kiedy trudno jest utrzymać język za zębami szczególnie jeśli się ma wysuniętą szczękę i język ociekający jadem z łatwością wydostaje się na wielką zewnątrz…Kiedy to słodki głosik córeczki analizujący płeć brzoskwini (aaaa tak, brzoskwinie mają płeć się okazuje) albo cichutki szepcik synka, który prosi żeby mu pomóc w remontowaniu wymyślonej łodzi podwodnej przeszywają na wylot mój już i tak mało gęsty mózg i bolą…och jak bolą…Ale ponieważ wydało się na świat te dwie męczybuły i resztki przyzwoitości w człowieku jeszcze się gdzieś tlą, to się odpowiada z najbardziej udawanym zaciekawieniem jakie można z siebie wykrzesać, zadając pytania dodatkowe (żeby dziecko wiedziało, że jesteś zainteresowana), mówiąc „powinieneś być z siebie dumny” (bo „jestem z ciebie dumna” już nie pedagogiczne jest) parafrazując jego, nawet nieco przydługą, wypowiedź, żeby dziecko wiedziało, że można spojrzeć na problem płci brzoskwini z innej perspektywy i wybijając z głowy kupno silnika do statku na Ebayu mówiąc, że „ach jaka ja byłabym szczęśliwa gdybym mogła ci kupić taki silnik” bo według psychologów teraz tak się wybija durne pomysły. Ale że się wydało na świat niezbyt głupie męczybuły to i się usłyszy, że „mamo, nie da się już być bardziej skrytocynicznym?” Kiedy pod koniec dnia okazało się, że pomimo zapewnień człowieka przeprowadzającego nasze mrożonki ze starej lodówki do nowej, że paluszki rybne są, po wstawieniu ziemniaków okazało się, że nie ma, nie wytrzymałam, wsiadłam do samochodu i poinformowałam Chrisa przez telefon, że jadę w cholerę dopóki mi benzyny starczy. I wtedy sprawdziłam ile mamy…no i niewiele było więc pojechałam po paluszki rybne, wróciłam i zagroziłam, że jak mi nie pomogą to zatankuję i nie wrócę.
Okazuje się, że przebywanie z dziećmi przez 5 tygodni 24 godziny na dobę jest jednak szkodliwe dla zdrowia. To jak takie szczęśliwe szczeniaczki, które cały czas chcą być przy tobie, lizać cię, obsikiwać nogi, podgryzać pięty, podszczekują kiedy zrobisz jakiś ruch, skaczą na ciebie bez powodu, i jak nie szczeniaczki zadają mnóstwo pytań, są zawsze ciekawe twojej opinii, chcą wiedzieć o czym myślisz, co pijesz, co masz w buzi, jak widać przez twoje okulary słoneczne, czy rzeczywiście twoje spocone pachy pachną tak jak spocone pachy taty i czy jak się włoży źdźbło trawy do buta to będzie niewygodnie.
Chris chyba już przeczuwał, że niedługo to nawet Neuroxan nie pomoże i wziął sobie 4 godziny urlopu dzisiaj i zabrał dzieci na basen. A ja odprężona zabrałam się za ostatnie w tym roku, i zrobię wszystko żeby to było ostatnie w moim życiu, rozliczenie miesięczne a potem roczne naszego PTA. Po czterech godzinach cyferki w Excelu robiły ze mną co chciały i zakończyłam swoje dwuroczne panowanie mankiem w wysokości 61 dolarów! Wiem, że gdybym upadła na głowę i spędziła następne 4 godziny, to znajdę te cholerne pieniądze ale nie ma mowy, nie dam rachunkowości tej satysfakcji. Wygrzebałam za to, że jestem ubezpieczona na 100 dolców, poza tym to organizacja pozarządowa a ja jestem wolontariuszem więc mam to gdzieś i nie szukam. Jeszcze tylko przekażę to wszystko mojemu nic nie podejrzewającemu następcy i koniec!
Wieczorem moja słowacka przyjaciółka wyciągnęła mnie na spacer. Cudowny pomysł, nagadałyśmy się za wszystkie czasy i zrobiłyśmy kilka dobrych kilometrów. Wróciłyśmy do mnie a na balkonie cuda…po jednej stronie balkonu na czystym niebie piękny księżyc w pełni a po drugiej stronie czarne niebo i burza za górami. Coś niesamowitego…czyli, że good day!
A to jeszcze zdjątka z wakacji w PL, dzieci w Zębie!