Kopa poproszę…

Potrzebuję kopa w dupę, zastrzyku energii ale nade wszystko potrzebuję taczki, wozu drabiniastego czy ciężarówki wypchanej motywacją. Jeśli ktoś posiada to proszę prosto na autostradę A4, na Drezno, Monachium i do Garmisch wysłać. Jestem odmotywowana od wszystkiego co tylko wydaje się interesujące, które może przypadkiem przynieść korzyści zdrowotne lub nawet otrzeć się o cud i przynieść efekt w postaci wymarzonej pracy nauczyciela. Zaczęłam chodzić na siłownię, efekty widać jak na dłoni i co? Przestało mi się chcieć. Dlaczego? Nie mam pojęcia! Noga się prawie wygoiła, mogę chodzić po górach i jeździć na rowerze, ba, nawet Chris pozwala mi się rozkoszować jego rakietą rowerową. I co? Byłam dwa razy. Odeszła nauczycielka od angielskiego z jednej takiej szkoły i wypadało by się zgłosić. Co robię ja? NIC! Przeczytałam bardzo interesujące dwa rozdziały Psychologii w Akwizycji Języka…niesamowite co tam piszą ale po co czytać dalej? Nie chce mi się! Mam nowiutką książkę kucharską Italian Vegetarian – bomba, to co lubimy najbardziej. I co? Zjadłam woreczek kapusty kiszonej kupionej w Lidlu! Przez ostatnie kilka lat przeczytałam hobbistycznie kilka dobrych książek psychologicznych i pseudo psychologicznych, w których mowa jak się tu dowartościować (bo że brak motywacji ma związek z niską samooceną to wiadomo) jak tu znaleźć u siebie tą iskierkę chęci, jak tu się zmotywować i do zmiany życia i do jakich pierdół jak zmiana pościeli, jak by wziąć sprawy w swoje ręce itd. I nawet mi się nie chce przypomnieć sobie co tam pisali…Poproszę w takim razie o kopa porządnego, wygarnięcie mi tego i owego, naubliżanie mi (werbalna agresja to silny bodziec jak by nie było) i przemówienie do rozumu…Dawać! Biorę na tę wątłą klatę w nowym bush-upie!

Tak mi teraz przyszło do głowy, że może cała moja energia została spożytkowana na skończenie mojego rocznego rozliczenia PTA…kto wie? Zajęło mi to kilka dni bo się pomyliłam z dwieście razy ale zrobione. Wszystko poskładane, podpisane i oddane Mattowi mojemu wybawcy, w którym się platonicznie zakochałam z tej wdzięczności! Na moje nieszczęście spotkałam naszego szefa PTA, pół nagiego bo na basenie, który zaproponował mi jakąś robotę w PTA. Nie było gdzie uciekać bo z jednej strony goły Amerykanin a z drugiej basen a ja pływać nie umiem więc: „No pewnie Eric, jak tylko będziecie potrzebować pomocy (czytaj zawsze) to oczywiście będę do dyspozycji.” Brawo za asertywność!

A jeśli jeszcze jakieś śladowe ilości żywotności pozostały po akcji z PTA to wykończyły się w trakcie przygotowań do długo oczekiwanej, aczkolwiek niewspółmiernie do tego oczekiwania krótkiej wizyty mojej siostry z wyboru Gosi. Mam nadzieję, że im się podobało bo starałam się bardzo, firanki wykrochmalone, świeże kwiaty na stole, kolorystycznie dobrane ręczniki (do osobowości oczywiście J) i mnóstwo górskich atrakcji. Pogoda nam dopisała i moje marzenie o przejściu takiej jednej, wyjątkowej trasy z Gosią się spełniło. Mam jeszcze jedno, żeby tę trasę przejechać zimą na nartach z Gosią, w piękny, mroźny poranek…ach…zobaczymy…

Poza tym dzieci są wreszcie szczęśliwe bo wszyscy ich przyjaciele i znajomi ściągnęli do domu z wakacji więc przeżywamy niekończące się playdaty i sleepovery. W różnych dziecięcych konfiguracjach połaziliśmy po górach, byliśmy na basenie, na ściance do wspinaczki, dzisiaj zrobiliśmy sobie maraton Glee, jutro znowu w góry a od soboty rozpoczynamy tygodniowe odliczanie do początku roku szkolnego. A potem to już Boże Narodzenie, narty, Wielkanoc i znowu wakacje…Tylko czy siły jakieś na to wszystko znajdę?

A to Gosia i ja w moich pięknych górach!gosia_i_ja

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s