Wczoraj przeczytałam komentarz prezesa związku właścicieli broni palnej w Stanach. A mianowicie pan pisze, że tej tragedii można byłoby uniknąć gdyby nauczyciele i pracownicy szkół mieli prawo do posiadania broni na terenie szkoły! Prawie zwymiotowałam! Nie mieści mi się w mojej pustej a zatem całkiem pojemniej głowie, że ktoś mógłby mieć taką opinię…mało tego, to prezes organizacji ludzkiej, której to ludzcy członkowie podzielają tę opinię! Nie rozumiem też, że w Stanach jest tylu normalnych ludzi a oni jacyś tacy cisi są…Ja mam rozwiązanie dla całej tej Ameryki – powinniście się kochani podzielić na tych normalnych i na tych co pod każdą poduszką mają broń a dzieci w ogródku w dziękczynne popołudnie strzelają do celu z takiej prawdziwie wyglądającej broni (nie wymyśliłam tego – to zdjęcie świąteczne mojej koleżanki). Powinniście się podzielić krajem na pół, postawić mur i spać spokojnie nie bojąc się, że jakiś idiota zabierze z szafeczki pistolecik i zastrzeli twoje dziecko w szkole! Rzygać mi się chce…
A od naszego dyrektora szkoły dostaliśmy email, że podczas gdy jedni rodzice opowiedzą swoim dzieciom o tej strasznej tragedii, inni zdecydują o tym nic nie mówić. I dlatego właśnie w szkole temat tej tragedii nie będzie poruszany a „jeśli jakieś dziecko będzie chciało o tym porozmawiać może się zwrócić osobiście do dyrektora szkoły.” Za Smoleniem chyba powtórzę: „pijany sen chorego idioty.” Tylko, że w tym wypadku to nawet nie jest śmieszne…
Jest mi tak smutno, jestem tak zdegustowana i taka zawiedziona ludzkością…brak słów po prostu!
Ale żyć trzeba dalej niestety… Kasia miała kolejny wlew Remicade w piątek. Znów nam się udało, bez żadnych reakcji alergicznych, żadnego omdlewania, krwotoku, podwyższonego ciśnienia…słowem, miodzio! Czekamy jeszcze tydzień czy dwa i obserwujemy z zaciśniętymi kciukami! Chris dostał też dwa wyniki badań – jeden sprzed dwóch tygodni a drugi z piątku. Nie myślałam sobie, że ten lek aż taki cudowny – wszystkie wyniki, które dwa tygodnie temu były pod kreską, teraz są w normie i to w bardzo dobrej normie, w ciągu dwóch tygodni Kasia przytyła kilo…z drugiej strony straszne trochę jak silny ten lek musi być, że tak szybko i dobrze działa. Skupmy się jednak na tym, że to taki dobry lek i że Kasi po nim lepiej. Tak lepiej, że sobotę na ścianie wspinaczkowej spędziła dwie godziny a dziś z tymi obolałymi nogami przejeździła pół dnia na nartach. Jest dobrze i tego się trzymam!
Na nartach pojeździłam, zrobiłam polską wigilijkę dla Jaśka klasy a w sobotę zrobiliśmy polsko-amerykańską świąteczną imprezkę w naszym domu. W klasie Jaśka było super, dzieciaki bardzo ciekawe, zadawały mnóstwo pytań, powtarzały z przejęciem „pierogi”, „barszcz” i „zupa grzybowa” a najbardziej podobało mi się jak dzieliły się opłatkiem, wyrywając sobie najmniejszy nawet kawałeczek i powtarzały w przeróżnych odmianach fonetycznych „wesołych świąt.” Następnie zrobiliśmy moją uproszczoną wersję kutii – smakowało dzieciom bardzo a z kutią to chyba tylko mak miało to coś wspólnego. Bardzo fajny dzień!
W sobotę zaprosiłam moich amerykańskich i polskich przyjaciół…razem! Jestem ciekawa jak inni to odebrali ale ja uważam, że było super. Moi Polacy mówią albo po polsku albo po niemiecku, angielski jest trzecim językiem, mało używanym i trochę zardzewiałym. Moi Amerykanie oprócz angielskiego mówią po hiszpańsku i francusku, po niemiecku – słabo…ale jak się wypiło i najadło to i się pogadało! Bardzo fajnych mam znajomych i przyjaciół. Dziękuję wam kochani!
Narty z moimi znajomymi Amerykankami trochę mniej mi się podobały. Za dużo gadania, herbatek, przystanków i coś czego Amerykanie mają za dużo a my Polacy za mało – wiary w siebie! Podczas dziesięciominutowej podróży gondolą dowiedziałam się, że kompletnie nie posiadam wiedzy na temat teorii jazdy na nartach (okazuje się, że takowa istnieje) i poczułam się jak początkujący narciarz. Ileż to one kilometrów przejechały na tych nartach, jacy to instruktorzy je uczyli, jaki to sprzęt, jakie to techniki…Przez dziesięć minut zmniejszyłam się o jakieś pięć centymetrów. Tylko to pierwszego zjazdu…Oj, ta bezpodstawna wiara w siebie…Żeby tak trochę jej przeszczepić…
Zdjęcie trochę niewyraźnie ale ze mną – jedyne. Dzięki Magda! Świąteczna ja – bluzka cekinkowa z H&Mu (Gosia Ligęza będzie mieć ubaw), paznokcie raz w roku malowane i nieodłączne czerwone wino i…Wesołych Świąt, a co?