Aniukowa Ameryka (nazywana dalej AA) – powierzchnia 2 kilometrów kwadratowych po północnej stronie rzeki Loisach w mieście Garmisch-Partenkirchen zamieszkała przez sto amerykańskich rodzin. Na terenie AA znajdują się urząd porządku publicznego, urząd pocztowy, placówka edukacji zbiorowej, mały pokój z dużą ilością książek zwany biblioteką, trzy krótkie rzędu sztucznego jedzenia zwane sklepem spożywczym. Znajduje się tam jeszcze kilka innych miejsc ale z powodu wagi strategicznej tych miejsc, z imienia wymieniać nie będę.
Ano w tej AA jest wiele rzeczy, których robić nie wolno…nie wolno nie wpisać się na szkolną listę wolontariuszy chociaż przychodzi się do szkoły dostarczyć zapomniany lunch, nie wolno mieć na oczach okularów słonecznych przejeżdżając przez bramę wjazdową do AA, nie wolno zawracać na parkingu szkoły a należy jechać pół kilometra żeby zakręcić na miniaturowym skrzyżowaniu, nie wolno wiedzieć skąd biorą się dzieci (Co w szkole słychać), nie wolno wysyłać Jajek Niespodzianek pocztą i nie wolno bez kasku jeździć rowerem, którym to pojazdem i tak nie wolno jeździć szybciej niż 10 km na godzinę. Nie moje małpy, nie mój cyrk. Generalnie się naginam bom po jodze dość giętka i mało rzeczy jest mnie w stanie złamać ale rozszerzalność oczu mych na co co widzę i słyszę ma swoje granice…
W tym tygodniu nasze dzieci miały Terra Novę. To jakby matura – egzamin trwający cały tydzień, każdego dnia inny przedmiot, dwie do czterech godzin pisania. Inaczej niż do matury, nasze dzieci nie przygotowują się do Terra Novy. Chodzi o to, żeby sprawdzić co tak naprawdę umieją i jak się mają w porównaniu z całym krajem (chociaż wiem, że Terra Nova nie obowiązuje w całym kraju więc sensowność tego testu śmiem kwestionować). Tydzień przed testami, rodzice dostają wytyczne żeby szczególnie zająć się dziećmi w tygodni Terra Novy, żeby je nakarmić wieczorem zdrowym obiadem, nie podawać za dużo cukru na śniadanie, żeby poszły spać przed północą i żeby codziennie spędziły kilka chwil na świeżym powietrzu – aż strach się bać, że dla niektórych rodzin to może być szczególne traktowanie dzieci. Jeszcze napisali, żeby dzieci wspierać, uspokajać i pozytywnie wzmacniać. No i teraz nie szkodzi, że Kasi dostała się bura za to, że powiedziała „na zdrowie” koledze, który kichnął – bo nie można rozmawiać w trakcie testu i za to, że trzymała nogi na tych patykach łączących nogi od krzesła – bo nogi mają być na podłodze at all times. Zignorowałam też fakt, że sam dyrektor zainteresował się Kasi stukaniem palcami o stół i zapytał czy to nie jest aby jakaś forma komunikacji z innymi uczniami. To nic, że dostała ochrzan, że stanowi zagrożenie dla samej siebie (nie wiedzieć czemu targa się na swoje życie – pewnie jakieś problemy w domu i to należy zbadać) kiedy nie założyła okularów ochronnych przy rzucaniu monety podczas eksperymentu matematycznego na temat prawdopodobieństwa. I wreszcie to prawie, zupełnie nic, że mnie się dostało po uszach za to, że jadąc z moją grupą trzecioklasistów gondolą zapytałam jak im poszło, powiedzieli, że mieli problem z jednym pytaniem, powiedzieli o co chodzi, przeanalizowaliśmy i ustaliliśmy dobrą odpowiedź. Dostało mi się, że zmusiłam dzieci do rozmowy na temat napisanego testu a tego im kategorycznie zabroniono. Wprawdzie dźgałam ich kijkiem narciarskim po żebrach żeby puścili farbę no ale żeby od razu zmuszanie – powiedziałam…nikt się nie uśmiechnął?
No i jak wiadomo w AA nie rozmawia się o ludziach z innym kolorem skóry. Siedzę sobie na narciarskim piwku z dziewczyną, która niedawno przyjechała do GaPa, ma dziecko w klasie Jasia ale nie zna jeszcze imion wszystkich dzieci. Opowiada, że coś jedna dziewczynka zrobiła czy powiedziała…No taka co siedzi obok Jurka – nie wiem kto siedzi koło Jurka. Była na przedstawieniu na zielonym golfie – nie zauważyłam kto jak był ubrany. Noo… jej mama niedawno urodziła córeczkę – od ciężarnych trzymam się z daleka żeby się nie zarazić. Mieszka w budynku 708 – ??? Jej rodzice jeżdżą srebrną Hondą – połowa AA jeździ srebrnymi Hondami. O innych dziewczynkach powiedziało by się , że ma rude, kręcone włosy, że jest najwyższa w klasie, że ma wielkie niebieskie oczy, że mówi z brytyjskim akcentem ale ponieważ dziewczynka była Amerykanką afrykańskiego pochodzenia i miała z tego powodu ciemną skórę, rozmowa trwała dziesięć minut za długo.
Nie jestem za tym, żeby jedna mamy do drugiej mówiła że nagrodę z plastyki dostał wredny kościsty rudzielec, pewnie Żydówka albo głupia jakaś Ruska, z dużym nosem i wyłupiastymi oczami ale czy wszystko musi być nomem omen białe lub czarne? Mamy przecież tyle odcieni szarości…:-)!
A to ja w ciemnym lesie