W obronie telewizora

IMG_6192

Elę z Dwujęzyczności kocham bezwarunkowo za wszystko i wszystko o czym pisze uważam za bardzo wartościowe, mądre i poparte jej szeroką wiedzą i ogromnym doświadczeniem. Ela napisała bardzo ważny tekst o szkodliwości telewizora, głównie jeśli chodzi o małe dzieci. Zasugerowała też, że może ja napisałabym post o tym, że dobry telewizor nie jest zły i może się przydać, szczególnie starszym dwujęzycznym dzieciom. Niniejszym więc występuję w obronie telewizora…

Nie lubię tego krzesła przy oknie. Tam układam (właściwie to walę byle jak) pranie do prasowania. I kupa wygnieciuchów czeka na…pana od telewizora! Pan od telewizora naprawi nam telewizor i dopiero wtedy, i tylko pod takim warunkiem dzieci będą miały rękawy od t-shirtów na kant i skarpetki w kostkę uprasowane. Pierwsza i najważniejsza rola telewizora w naszym domu to odwracanie mojej uwagi od znienawidzonego prasowania. I nie mogą to być filmy mądre, dokumentalne, bo od tych filmów mam dwie blizny po poparzeniach, ale głupie seriale albo programy o tragediach osobistych, niewiernych mężach, rozwiązłych córkach i wścibskich teściowych. Mózg wyłączony, w łapie żelazko i prasuję co popadnie, kurtki przeciwdeszczowe, folię spożywczą, zadanie domowe Jasia i plecak Kasi. Chris używa telewizora w celach informacyjnych. Co rano telewizor informuje go w języku angielskim i rosyjskim czy ilość państw i ich przywódców nie zmieniła się w ciągu nocy, czy napadliśmy na coś lub kogoś i skąd się wycofujemy. Bez tych informacji mogłaby go czekać niemiła niespodzianka w pracy w postaci podwyższonego stopnia zagrożenia charakteryzującego się różnorodnymi działami wojskowymi, o których pisać mi nie wolno (musiałabym was wszystkich zastrzelić oczywiście). No ale przecież o dzieciach miało być… Zastanówmy się, jakiż to mam wkład językowy (szczególnie jeśli chodzi o słownictwo) w rozwój drugiego języka u moich dzieci? Ano głównie kuchenno-łazienko-porządkowy. Kawałek książki wieczorem i coroczne wizyty w Polsce. I tyle. A skąd mają znać takie słowa jak Minister Spraw Zagranicznych (już nie mówiąc o tym, że dobrze byłoby znać jego nazwisko i co tam ostatnio sknocił), gaz łupkowy, niepożądane działania środków antykoncepcyjnych, zaburzenia w myśleniu przestrzennym, życie godowe parzystokopytnych, czy funkcjonowanie hamulców na wojskowej jednostce pływającej? Jestem przekonana, że bardzo dobrze rozwinięte, jak na dziecko dwujęzyczne, słownictwo Kasi (a mam nadzieję, że i Janek się wkrótce podciągnie) pochodzi tylko i wyłącznie z mnóstwa programów przyrodniczych, filmów po polsku i oglądania wiadomości w telewizorze właśnie. A kiedy przechodząc obok mnie prasującej i oglądającej odmóżdżające programy usłyszą: „A ty co? K…. Mam ci przypi……w ten za… ryj?” Super! Przecież to też język i znakomita okazja do wytłumaczenia kto i w jakich sytuacjach go używa. Nie wspomnę już nawet jaka wielka przyjemność płynie z oglądania dobrych filmów i nie wiem dlaczego mielibyśmy z takiej przyjemności rezygnować. Chris i ja uwielbiamy oglądać dobre filmy i bardzo chcielibyśmy zarazić tym nasze dzieci. Nic w tym złego nie ma, nawet jeśli oglądamy je po angielsku, bo tak nam łatwiej. To fajny sposób na spędzanie deszczowego popołudnia dla kogoś, kto tak jak moja rodzina nie przepada za grami planszowymi. Pewnie, że trzeba rozsądnie korzystać z telewizora, nie za długo, nie za głupio itd.,  ale taka sama zasada obowiązuje podczas używania komputera, bajki na YouTubie, Facebook, blog, słodycze i alkohol. Może nie od razu wyrzucać telewizor, ale korzystać z niego mądrze i rozsądnie. I koniecznie z przyjemnością!

W zupełności jednak zgadzam się z Elą, że małe dziecko posadzone przed telewizorem na pół dnia, karmione kaszką w rytmie Reksia czy innego Puchatka, czy telewizor w tle dnia codziennego to katastrofa. Do szału doprowadza mnie oglądanie telewizji podczas posiłku, podczas zabawy z dzieckiem na dywanie, przy gościach, podczas czytania dziecku książeczki, czy podczas rozpakowywania prezentów świątecznych. A tak się dzieje i to w bardzo wielu domach!

Myślę sobie jeszcze, że ten telewizor należałoby potraktować jako element całości, część sposobu życia i wychowania dzieci. Bo nie widzę sensu w tym, że pozbywamy się telewizora i dvd – tak dla zasady, ale na YouTubie dziecko godzinami ogląda bajki, albo gra w „przyjazne dzieciom” gry na komputerze. Ktoś również mógłby dopatrzeć się braku sensu w tym, że podczas gdy jesteśmy tak wspaniałymi rodzicami, bo nie oglądamy telewizji, to dajemy dzieciom mięso – truciznę jak twierdzi wielu – i narażamy jego zdrowie jak również zaburzamy jego poczucie etyki. I że chociaż telewizora nie mamy w domu, szczepimy dziecko nasze świństwem narażając je niepotrzebnie na różnego rodzaju powikłania. Widzimy problem w oglądaniu telewizji, ale jakoś nie widzimy problemu w tym, że dajemy dziecku klapsa. Chwalimy się brakiem telewizora, a wydzieramy się na dziecko z byle powodu, czasem obrzucamy wyzwiskami i poniżamy. Fajnie byłoby gdyby wychowanie dzieci polegało jedynie na wyłączeniu telewizora i na podaniu pokrojonych bio marchewek na obiad. Fajnie byłoby gdyby bycie rodzicem było takie proste…

23 myśli w temacie “W obronie telewizora

  1. Ela 10 września, 2013 / 4:08 pm

    Tak jest. ALE! Aniu ja znam już troszkę Cię i Twoją rodzinę i wiem, ile atrakcji jesteś w stanie zapewnić dzieciom.
    Nawet jesteś w stanie się zmusić do prasowania…:-)
    Robiąc przeciętne badania „oglądowe”, dzieci w wieku Twoich strasznie dużo patrzą na TV i DVD. Uważam, że za dużo.
    Myślę, że powinnyśmy się skoncentrować na tym jakie „czynności” około TV i DVD mogą dzieciom dwujęzycznym pomóc w przyswajani języka. Czyli, jak to lubimy: podać zasady, bo to pomocne.
    Chociaż ja uważam, że lepiej podać jakieś ramy, a zasady powinna sobie wypracować każda rodzina swoje (np. na zebraniach:-).
    Każdy rodzic wie, w jakim obszarze np. dziecko powinno poszerzać znajomość słownictwa..
    Aha!! jeszcze jedno – warto zrobić jeszcze jedno trudne: próbować uczyć czytać – aby to TEŻ było narzędzie do nauki tych trudnych obszarów, o których się nie opowiada zwykle w domu.

    • Sylaba 10 września, 2013 / 4:39 pm

      Wiecie co? Ja nie mam dostepu do polskiej telewizji w telewizorze. Wszytko, co polskie, poza kilkoma animowanymi bajkami lub filmami na DVD jest w komputerze, z ktorego bez mojego pozwolenia dzieci i tak nie moga korzystac.

      U mnie telewizja „z telewizora” bylaby jak znalazl, ale odpada montowanie na dachu anteny satelitarnej (tu za czesto sa burze i nie ma wtedy odbioru), a lokalna kablowka w swym pakiecie programow polskiej stacji nie ma. Takze ja jestem na drugim koncu tego problemu. Marzy mi sie polska stacja na plazmowym ekranie i na tych marzeniach sie ostanie. Pozdrawiam Was!

      • aniukowepisadlo 10 września, 2013 / 7:25 pm

        Sylaba, to ja ci przyślę trochę telewizji! Jestem w tym dobra! A tak serio, to twoja Koza mówi, pisze i czyta po polsku fantastycznie.Pewnie o niebo lepiej od mojej Kasi. Znaczy, że moja własna teoria, że TV pomaga, obalona, nie?

    • aniukowepisadlo 10 września, 2013 / 7:22 pm

      Tak jest, kaowiec ze mnie pierwsza klasa! Jeśli chodzi o TV i DVD, ja nie widzę problemu w naszym domu. I nawet u Jaśka jakiegoś pociągu do komputerów nie widzę. Nigdy w nic nie zagrał, czyta tylko National Geographic na iPadzie i ogląda zdjęcia z każdego góry na świecie. Jak są razem z Kasią, głównie robią filmy iPadem – kreatywne i pracują razem więc nie mam zastrzeżeń. Najbardziej jednak martwi mnie wielka chęć Kasia do bycia częścią portali społecznościowych i czas spędzany na nich. Kaśka jest bardzo karna i jak powiem, że dość, jest dość, ale to nie o to chodzi. Wiem, że nastolatki mają taką potrzebę zbierania się w stada, a z wielu powodów fizycznie się nie zbierają więc taki FB czy inny jakiś to zastępuje. Może martwię się na zapas, ale się martwię. Jeśli chodzi o słownictwo, ja wiem jakiego obszaru im brakuje – każdego po trochu. I czytanie historii polski przed zaśnięciem, wstępu do fizyki i chemii oraz po kilka rozdziałów z biologii ogólnej byłoby najlepszym rozwiązaniem. Nierealne niestety! Na to, że nie czytają tyle ile bym chciała mogłabym podać z dziesięć powodów, ale nie ma co wymyślać wymówek – trzeba się zabrać za robotę. Bardzo ciężką robotę!

  2. Jagodzianka 10 września, 2013 / 11:15 pm

    Ja przywiozłam tu do Francji dekoder, by mieć polska telewizję, ale ani razu go nie uruchomiłam i przy najbliższej okazji wywiozłam do kraju 😉 Oglądam filmy z netu i to te, które lubię. Dzieciom puszczam filmy/bajki, które ja uznam za stosowne dla ich wieku i wrażliwości.
    Anulko, dla mnie czytanie wstępu do chemii czy fizyki byłoby zapewnieniem braku snu przez najbliższy tydzień. Albo właściwie nie… to dobrze usypia już po pierwszym zdaniu 😉
    Kiedyś, by prasować, musiałam oglądać „Gotowe na wszystko”. Potrzebowałam czegoś łatwego i przyjemnego. Do kolejnych sezonów nie mam dostępu, więc nie prasuję 😉
    Zaś czytanie… Jagoda nie chce czytać po polsku, zaś po francusku proszę bardzo.

    • aniukowepisadlo 11 września, 2013 / 1:34 pm

      Jagodzianko, no właśnie z tym telewizorem, komputerem czy innym chodzi o to żeby nie przesadzać. A dlaczego Jagódka nie chce czytać? Jestem ciekawa co na czytanie po polsku inne dzieci, które nie chcą czytać. Moje czytają, ale powoli i to ich wkurza. Poza tym książki, które by ich interesowały mają za trudne słownictwo i to ich bardzo zniechęca. Janek kupił sobie książkę polskiej Alpinistki Anny Czerwińskiej GórFanka bo to go właśnie interesuje. Przeczytał kilka stron i już nie chce bo za trudne. A z tym prasowaniem może nie aż taki głupi ten twój pomysł. Wywalę telewizor i żelazko razem :-)!

      • Jagodzianka 11 września, 2013 / 7:17 pm

        Zadałam Jej to pytanie: „wolę czytać po francusku, bo w polskim są za trudne głoski: sz, rz, dz. Po francusku czyta się łatwiej.”

      • aniukowepisadlo 11 września, 2013 / 10:04 pm

        Jagodzinako, ja głupia jestem i nie wiem, ale ciekawe czy trudne dla Jagody do wymówienia czy do „oczami zobaczenia i do mózgu się dostania” te głoski są. Janek na przykład polega totalnie na dż dź a już dzi – kaplica! Kiedy mu napiszę ten dźwięk osobno, obrysuję kolorem jest w stanie i rozpoznać i wypowiedzieć ale tak jakby nie umiał tego oddzielić wzrokiem od reszty liter/głosek. Nie znam się, jakaś logopedka by się przydała :-).

      • Katarzyna Czyżycka 12 września, 2013 / 8:57 am

        Chyba się czuję lekko wezwana, mimo że Ela obok… bo pierwsza przeczytałam??? … Hm… sama nie wiem.

        Sorry, umysł ścisły – wbrew pozorom – jestem, będzie w punktach 😉
        1. [dź], [dż], i [dzi] to są chyba najtrudniejsze to „wyłapania” dwuznaki (i trójznak) w j. polskim. Dlaczego? Dlatego, że wszystkie inne składają się z [spółgł. + z], a tu nie dość, że trzeba myśleć nad tym jak przeczytać [ż], [ź] czy [zi] to jeszcze szukać czy obok jest [d]. Z punktu widzenia przeciętnego uczącego się czytania dziecka – bezsens:P Zresztą ja tę samą zależność widziałam na kursach niemieckiego w mojej grupie, na poziomie A1. Ludzie widzieli [ch] w słowie [Aschaffenburg] i skupiali się na tym, zeby to [ch] przeczytać jako hamburskie [śh], a nie zauważali [s] wcześniej i nie czytali całości jako [sz].. mam nadzieję, że za bardzo nie namieszałam.
        2. Sposoby na to, żeby czytanie stało się przyjemne są i istnieją 😉 Dajcie mi kilka godzin, a obiecuję, że je poznacie 😉 Zresztą właśnie wczoraj „przerabiałam” je na lekcji z moimi czwartoklasistami. Podziałało… zobaczymy na jak długo 😉

      • aniukowepisadlo 12 września, 2013 / 11:20 am

        Kasia – zawsze jesteś wzywana przecież :-)! Po pierwsze gratulacje, że w ogóle zrozumiałaś co miałam na myśli bo jak czytam ten mój komentarz z wczoraj, to sama już siebie nie rozumiem :-). Ale dokładnie o to mi chodziło. A niemiecki przykład bardzo pomógł. Ale praktycznie to co? Mogę na przykład skserować stronę książki, którą czyta Janek i zakreślić te wszystkie znaki-dziwaki kółeczkiem? Bo taką kartę nad biurkiem z rz, ż, ź, dź,itd i po jednym przykładzie do każdego już ma i wszystko rozumie i przeczytać potrafi, ale jak widzi tego mnóstwo na stronie + tysiąc innych znaków, głupieje. Może być z tym kserem?

        A teraz do czytania…z zachętą do czytania po ang. nie ma problemu – nasza szkoła robi świetną robotę! Dzieci bardzo lubią czytać (nie są molami książkowymi co to cokolwiek ma literki, przeczytają). Jak ich zachęcić do czytania po polsku (kiedy ich język polski jest znacznie uboższy niż angielski no a przecież nie nakażę czytać 13-latce Franklina bo łatwy) – oto jest pytanie! Jak ktoś ma sposoby, poproszę! Opiszę naszą sytuację właściwie codzienną żeby pokazać wam kochani, że nie szukam wymówek z tym czytaniem po polsku. Ale może z opisu wychwycicie jakiś mój błąd. Wchodzę do pokoju, Kasia czyta po ang. „Kasieńko, chciałabym żebyś poczytała po polsku” „A ile stron mam przeczytać?” „Nie wiem, ile uważasz, że będzie odpowiednio” „Nie wiem, może dwie” „A może cztery” „To trzy dobra? bo czytam właśnie super fajną książkę i jestem w takim miejscu, że nie mogę się już doczekać co się stanie z tą dziewczyną”. Książka, którą czyta Kasia to Insurgent – cegła, kontynuacja pierwszego tomu cegły. Nie ma mowy żeby, nawet gdybym miała tę książkę po polsku, Kasia z takim samym entuzjazmem i radością (nie mówiąc o szybkości czytania i zrozumieniu) przeczytała ją po polsku. Taka sama sytuacja z Jasiem i jego National Geographic po polsku – nie ma szans żeby miał z tego chociaż minimalną przyjemność. Co mam robić? Mogę powiedzieć, że ok jak nie chcecie czytać po polsku, TV też nie będzie. Ponieważ dzieci i tak oglądają niewiele telewizji, powiedzą, że ok, niech nie będzie. Czyli nie mam ani minimalnej ilości czytania po polsku, ani wkładu językowego z telewizora. U nas czytanie jest najsłabszym ogniwem. Wolą pisać, wręcz lubią moje śmieszne dyktanda, ale z czytaniem ciężko. Moim jedynym pomysłem na czytanie po polsku dla moich dzieci, to czytanie mimochodem. Ugniatam ciasto, mam brudne ręce, wołam Jasia żeby przeczytał co tam jeszcze mam dodać – czyta. Oglądam gazetę czy jakiś onet i mówię „Kasia, popatrz, ale jaja…ta dziewczyna zrobiła…zresztą sama przeczytaj”. Uwielbiam jeździć po mieście (w PL) bo tam czytają wszystko co stoi przy drodze i ma litery. Wszystkie liściki i karteczki, które zostawiam dzieciom w lunchboxach lub gdzieś tam na stoliku żeby im o czymś przypomnieć, piszę po polsku – przeczytać muszą. Komentarze u Jasia na blogu, u Kasi na Instagramie. Zdaję sobie sprawę, że to bardzo mało, ale na tu i teraz taki mam pomysł i BARDZO chętnie posłucham innych pomysłów.

        Ale długi…przepraszam!

      • Katarzyna Czyżycka 12 września, 2013 / 11:51 am

        Ja bym leciała po bandzie i nie kserowała, tylko w tej książce ołówkiem zaznaczała te dwuznaki 😛 Ba!! Jednego dnia bym „kazała” zaznaczać jemu, a drugiemu czytać to, co pozaznaczał 😛 Kazała to złe słowo, ale tak na szybko brakuje mi innego.. zachęcała…

      • aniukowepisadlo 12 września, 2013 / 12:56 pm

        „Wywierać przyjazny nacisk” może :-)? Dzięki Kasia.

  3. Sylaba 11 września, 2013 / 9:44 pm

    Jagodzianko… skąd to znamy – polska głoski szczelinowe to wyzwanie i dla mojej córki, ale powiem Ci, że samo jej się nagle poprawiło w to lato. (Moja „Koza” ma 12 lat i b. słaby w tej chwili kontakt z Polską.)

    Aniu – nie… Koza świetnie mówi po angielsku, nie po polsku. Ale błyśnie w tej angielszczyźnie wtedy, kiedy zdecyduje się przemówić, bo z niej to zasadniczo milczek; co do polszczyzny – przyznam, że coraz lepiej czyta mi na głos. Ile z tego rozumie to inna para kaloszy…

    • aniukowepisadlo 11 września, 2013 / 10:08 pm

      Sylaba, cieszy mnie, że Koza mimo, że jak sama piszesz, ma ograniczony kontakt z Polską ładnie i chętnie czyta. Jestem przekonana, że to tylko i wyłącznie twoja zasługa! Gratulacje!

  4. Ela 11 września, 2013 / 11:58 pm

    !!! W dobrą stronę poszła dyskusja…CZYTANIE! Pół nocy (kurna…) wczoraj myślałam, że mimo to, ile TV „uczy”, zabiera czas na czytanie, na naukę czytania. Zabiera czas i zniewala chęci całkowicie. Jest prosta w odbiorze a czytanie jest trudne.
    Trzeba wymyślać sposoby na wzmocnienie motywacji do nauki czytania. Nasze nowe zajęcie.

    • Jagodzianka 12 września, 2013 / 5:57 pm

      Eluś, bo mimo że nie jestem przeciwniczką TV ( pomijając, że nie oglądam, bo nie mam, chi, chi), to jestem ogromną zwolenniczką czytania. Ale napisałam!
      Co do Jagny. Dla mnie to jest dziwne, bo od maleńkości Jej bardzo dużo czytałam, uwielbiała słuchać i potrafiła się naprawdę na długo skupić. Sama dużo i często książki przeglądała. Ani jednej nie zniszczyła, nie podarła, nie popisała. A tu taki klops. Z tym czytaniem, to mnie się wydaje też jest tak. Moja Córka – i tu mam poważny z Nią problem – alergicznie reaguje na każde polecenie. Dotyczy to czegokolwiek: sprzątania, odrabiania lekcji, czytania, umycia się czy też przygotowania do szkoły. Kiedy np. zadaję Jej przepisanie zdania po polsku – bazgrze i do tego robi błędy. Kiedy ta „męka” się skończy: bierze zeszyt i pięknymi równiutkimi literkami pisze po francusku. Bo od siebie. Bo mama nie kazała.
      Jeżeli chodzi o czytanie. Tak naprawdę fascynacja – że sama czytała – ogarnęła ją przy lekturze „Koziołka Matołka”. A! I „Plastusiowy pamiętnik”! Uwielbia, kiedy ja czy Wojtek czytamy, ale sama… Kiepsko. Druga też sprawa, na którą zwróciłam uwagę i która mnie martwi, to taka, że Jagna jest roztrzepana: czyta, za chwilę wstaje, pobiega, wraca. Zawsze była dzieckiem spokojnym, opanowanym, a teraz jakby miała jakieś adhd…
      I trzecia sprawa. Lektury, które musi czytać, często zawierają nieznane ( archaiczne) dla Niej słownictwo. Często siedzę przy Niej i słucham, co i jak czyta. Zadaję pytanie, czy wie, co coś znaczy i tłumaczę Jej.
      Coraz częściej myślę o tym, by pójść do psychologa po poradę, tylko mieszkanie tutaj jest dla mnie sporym utrudnieniem w tej kwestii…

      • Ela 13 września, 2013 / 12:18 am

        Zacznij od komiksów – zobacz post Kasi.

    • Jagodzianka 13 września, 2013 / 11:39 am

      Ja mam jeszcze jedno pytanie. Mam nadzieję, ze mogę je tu zadać. Moja Jagna dostała książkę o przygodach Monster High. a że fanką jest tychże lalek, zaczęła zatem CZYTAĆ tę książkę z własnej woli i z wielkim zainteresowaniem. Ale tam jedna z bohaterek sepleni i tak też pisane są jej wypowiedzi: „słysałam” itd. Zastanawia mnie, czy to jest dobre dla Jagny, która uczy się poznawać pisownię wyrazów. boję się, że będzie pisała z błędami…

      • Katarzyna Czyżycka 13 września, 2013 / 3:55 pm

        Pobawcie się w Panią Od Polskiego (jak już przeczyta konkretną historię) i poprawcie „błędy”. A konkretnie niech Jagna to zrobi. Mówisz do niej: „Zobacz, ale XXX(bohaterka) gapa! Nie umie mówić! Jak powinno być??”

      • aniukowepisadlo 13 września, 2013 / 11:11 pm

        Fajny pomysł! Dzięki Kasiu!

  5. Jagodzianka 13 września, 2013 / 8:29 pm

    Dzięki. Spróbuję się tak pobawić, ale moja Córcia średnio się chce ze mną bawić w naukę języka polskiego, bom… Panią Od Polskiego 🙂 Ale może to zadziała! Świetny pomysł! Dzięki!

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s