O odcieniach przyjaźni pisałam trochę tu i trochę tutaj. Wydawać by się mogło, że jeśli chodzi o moje podwórko, wyczerpałam temat. Mam wielu przyjaciół*, bliższych, dalszych, z dzieciństwa, z podwórka, z Internetu (i nie ma co ironizować!), starych przyjaciół, z bardzo bliskiej przeszłość przyjaciół, których znam na wylot i których znam tylko częściowo. Za każdym razem kiedy poznaję kogoś nowego wydaje mi się, że to już ostatni. To niemoralne tak poznawać fajnych ludzi na każdym kroku. Iluż tych cudownych osób łazi po tym padole i dlaczego wciąż podłażą mi pod nogi? Mam wręcz nieprzyzwoite szczęście jeśli chodzi o dobrych, mądrych i wartościowych ludzi! Małą część Ameryki Północnej, Polskę oraz ościenne kraje wyjałowiłam już z fajnych ludzi, więc przyszedł czas na podbój nieznanych nam dotąd stron, takich jak Słowenia na przykład.
W Słowenii byliśmy raptem cztery dni, a kandydaci na przyjaciół i tak nas znaleźli. Poznałam dwie wspaniałe kobiety i ich rodziny – bo za każdą wspaniałą kobietą stoi nie mniej wspaniała rodzina! Obie fizycznie i duchowo piękne, mądre, dobre i z wielką torbą bardzo mi bliskich wartości życiowych. I chyba co najbardziej pociąga mnie w ludziach, pełne pasji, ochoty do pracy, życia i czynienia świata (czy malutkiego światka wokół siebie) lepszym. Jedna dama to Węgierka, która duchowo wyrzekła się swojego kraju (na pewno nie bez bólu) i przeniosła się z amerykańskim mężem i mieszanym synem do Słowenii. Kupiła trzydzieści hektarów pola, wyremontowała zabytkowy dom i opowiadając o swoich marzeniach i planach ma łzy w oczach i wypieki na policzkach. Druga bohaterka to właścicielka czteroosobowej polskiej rodziny, która przyjechała do Słowenii specjalnie po to żeby spotkać się ze mną. Sam w sobie gest wart lekkiego zakłucia w dołku. Ujęła mnie wszystkim co przytachała ze sobą, dziećmi, mężem, wiedzą, mądrością stuletniej kobiety i entuzjazmem lekko odurzonej nastolatki. Od jednej przytaszczyłam kosz swojskich pomidorów, słodkiej kukurydzy, ogórków i śliwek. Od drugiej obolałą głowę pełną pomysłów i przemyśleń i pół butelki domowego likierku!
Nie ma co się łudzić, że w niedalekiej przyszłości przestanę się zachwycać ludźmi. Za dwa tygodnie lecę do Waszyngtonu i coś podejrzewam, że znów się przyjacielsko zakocham!
A Słowenia piękniejsza niż sobie wyobrażałam. Podobają mi się góry, jeziora i ludzie mi się podobają najbardziej. Otwarci, bez naburmuszeń, bez pro czy anty, bez biadolenia czy wywyższania się. Zwyczajnie i pięknie zwyczajni!
No i jako językowiec nie podaruję sobie uwagi na temat języka. To jedyny znany mi język (nie, nie osobiście znany!) oprócz arabskiego chyba, który oprócz liczby pojedynczej i mnogiej ma jeszcze liczbę podwójną. Na przykład: zobaczymy (my – dwie dziewczynki) – Midve bova videli! „Midve” – po prostu uwielbiam!
* jeśli kogoś nazwałam nieopatrznie moim przyjacielem, a ten sobie tego nie życzy, serdecznie przepraszam. Już dawno doszłam do wniosku, że nazywam przyjaciółmi prawdopodobnie więcej osób niż one powiedziałyby to samo o mnie (coś nie brzmi to poprawnie po polsku, nie?). Nic nie szkodzi. Mnie nie przeszkadza, a jak owym przeszkadza, niech dadzą znać, wypisze się ich.
Generalnie jest tak, że ludzie się obrażają, jeśli ktoś ich publicznie nie wymieni w gronie przyjaciół (dlatego spicze oskarowe są takie długie). Myślę, że nikt się nie poniegniewa, jeśli go zaliczysz do grona lubianych przez „się” ludków. 🙂
No mam taką nadzieję Sylabo chociaż gdzie mnie do właściciela oskarowego spicza? Z takim to każdy by się przyjaźnić chciał!
Ja też! Ja też! Ja też! Ja tez tak mam!!!! normalnie mnie atakują! i są tacy fajni, mądrzy, mili, serdeczni! Tacy ludzi mi stają na drodze. Takie mam wielkie szczęście.
A może my mamy jakieś zaburzone spostrzeganie rzeczywistości i faktów 😉
A jeśli chodzi o domowe nalewki – mam pewne doświadczenie, i mogę ostrzec, że takowe „baby” od nalewek, to wciągają w niezłe historie…I czy aby ta głowa Cię bolała od przemyśleń…:-0
Elu, mimo, że nalewka była pyszna i dała popalić, to jednak głowa bolała od myślenia – nieprzyzwyczajona do takich myślowych gimnastyk ta moja głowa :-). A może i mamy zaburzone postrzeganie, ale jeśli to ma znaczyć, że wydaje mi się, że mam wielu przyjaciół i to mnie cieszy….niech i będę zaburzona :-)!
Dla mnie to zaburzenie to błogosławieństwo… Moi znajomi i przyjaciele są cudowni! I cieszę się na każdego starego i nowego! Musimy się spotkać to się wymienimy adresami znajomych … hi hi…