Historia o tym…

IMG_2936

…jak się dzieciom we wszystko wierzy, a się w nie zbyt mało wiary pokłada.

Staram się usilnie żeby dzieci codziennie przebywały na świeżym powietrzu. Zdanie to może się stać niezłą pułapką, bo Kasia uznała, że przecież spędza czas na świeżym powietrzu czytając książkę na hamaku na balkonie. Trzeba sprecyzować. Staram się by spędzały czas na świeżym powietrzu ruszając kończynami, najlepiej wszystkimi czterema, nie stojąc przy tym w miejscu (w sumie na hamaku można nogami pofikać i ręką kartkę w książce przewrócić). Więc włóczę towarzystwo po górach, ścieżynach, wokół jezior i przez krzaki każdego niemal dnia. Włóczenie ciężkim zajęciem jest i od włóczenia zachorowałam. Siarczyście mnie wirus zaatakował i nie miałam siły na powłóki górskie. Ale dzieci ruszać się przecież muszą, a jedyna górka z atrakcją w postaci kaczek na jeziorze, na która mogą wybrać się sami już się znudziła. A wywiozłabym ich gdzieś w cholerę i niech sami wrócą…pomyślałam i aż usłyszałam piłeczkę uderzającą w moją głowę – jak u Pomysłowego Dobromira. Świetny pomysł! Ale jak ich zawiozę, będą znać drogę…oślepię dzieci! I nie myśląc wiele – czyli jak zwykle – powiedziałam o pomyśle dzieciom. HUUURRRAAAA! Nakarmiłam najlepszym co miałam, w końcu mógł to być ich ostatni posiłek w życiu. Zaopatrzyłam w komórkę chytrze pomijając szczegół, że w górach trudno o zasięg, zawiązałam opaski na oczu par dwie, zapewniłam o dozgonnej miłości i wywiozłam w las. Pojeździłam najpierw milionem uliczek wokół naszego domu co by zupełnie straciły orientację oraz chęć na pożywienie przez najbliższe godziny, a dopiero potem ruszyłam w górski las. Mazda z napędem na jedynie dwa koła nie nadaje się na górskie wspinaczki po drogach wyłącznie dla ciężkiego sprzętu górsko-budowlanego, czołgów i czterokopytnych zwierząt hodowlanych. Jednakowoż się udało! Podekscytowane dzieci wysiadły, zdjęły opaski i….”aaa to my wiemy gdzie jesteśmy!” Dobra, to świetnie, nic wam nie podpowiadam i się żegnam. Ledwo wsiadłam do samochodu i zobaczyłam w lusterku machające mi na pożegnanie dzieci, już dopadły mnie wyrzuty sumienia. Nie muszę przedstawiać obrazów, które zalały mi wyobraźnię…wściekłe psy, szalejące rogate bydło, polujący na dzieci mordujący dorośli, inne dzieci wyrzucone przez rodziców strzelające z łuku, walczące o każdy szałas w lesie, o każdą wychudzoną wiewiórkę na grilla…Dojechałam do domu, wyciągnęłam komórkę, położyłam na stole, usiadłam obok i czekam…

 

Telefon od Kasi. Że są już koło Tengelmanna (spożywczak niemiecki). Świetnie, mówię, to macie pięć minut do domu. Kasia tłumaczy, że nie koło „naszego” Tengelmanna, tylko tego w centrum miasta. Jakim cudem one się tam znalazły? To jakieś dwa kilometry w zupełnie innym kierunku. Kasia mówi, że wiesz mamo jaka ja jestem gapa, pomyliłam ścieżki w lesie i z lasu weszliśmy w jakąś nieznaną ulicę, która doprowadziła nas do centrum. Przeprasza, że taka łajza z niej i pyta czy nie mogłabym po nich przyjechać, bo są już zmęczeni i Jasiek się boi. Kurde, czyli, że miałam rację martwiąc się. Jeszcze nie są gotowi na takie wypady we dwójkę. Przecież mogło im się coś stać, nogę mógł któryś złamać, komórkę zgubić mogli, ktoś mógłby ich zaczepić. Jestem nieodpowiedzialna. Będzie o mnie w Faktach i Uwadze na bank! Wybiegam z domu, wsiadam w samochód, wyjeżdżam z bramy i mijam turlające się ze śmiechu na chodniku dzieciory moje własne! 

11 myśli w temacie “Historia o tym…

  1. Faustyna 25 września, 2013 / 1:48 pm

    Nie no! sama sie usmialam 🙂 glownie ze mnie gdyz moj pieciolatek tez juz tak zaczyna ze mna poczyniac. A jak sie czujesz Aniu, wirusisko juz odeszlo? w gesty las, zgubilo sie i nie wrocilo?

    • aniukowepisadlo 25 września, 2013 / 5:00 pm

      A dziękuję Faustyno, ale nie za dobrze się czuję. Wirus wrócił szybciej niż dzieci z tej wycieczki. Jutro wywiozę dalej :-).

  2. monisbaking 25 września, 2013 / 9:49 pm

    hehe.. fajne te Twoje dzieci 🙂 Nasza rodzina 😉
    Enjoy your stay in the US 🙂

  3. Katarzyna Czyżycka 26 września, 2013 / 9:05 pm

    Nie widziałam Twoich dzieci na oczy, ale… wyobrażam sobie tę scenę 😉 Piękna jest!

    • aniukowepisadlo 27 września, 2013 / 8:09 am

      Oj, było na co patrzeć Kasiu! Nabrałam się jak…pewnie jak każda, normalna mama.

  4. Sylaba 30 września, 2013 / 6:51 pm

    Uśmiałam się. Wrobili Cię na całego… Zastanawiam się też, czy już po wirusie… Nie w porę przyszedł…

    • aniukowepisadlo 4 października, 2013 / 1:11 pm

      Sylaba, nie w pore przysedl, ale jest lepiej…amerykańskie powietrze pomoga :-)!

  5. DizzyIvy 4 października, 2013 / 10:28 am

    sprytnie:) ciekawe po kim to maja?:)

Dodaj komentarz