W sprawie prestiżu języka polskiego i Polski…teraz ja!

Screen Shot 2013-10-17 at 4.06.14 PM

Ela w swoim sprawozdaniu ze spotkania w Katowicach pisała, między innymi, o niskim prestiżu języka polskiego. O tym jak musimy o niego dbać, sprawić żeby nasze dzieci nie tylko umiały się nim posługiwać, ale kochały go i były dumne z tego, że mówią po polsku i są Polakami – tego tak dosłownie Ela nie napisała, ale jestem pewna, że się ze mną zgodzi. Faustyna u siebie zacytowała uczestniczkę dyskusji językowych w Paryżu: „Język, którego się nie kocha, umiera.” Pozytywnie nastawiona do życia Ela zmieniła to na „Język, który kochamy, żyje.” Sylaba dopisała piękny komentarz pod Elą…naprawdę cudowne mam te językowe koleżanki! Jest problem, jest sprawa – nie pierniczymy się, tylko do roboty! To ja też chciałabym dorzucić swoje dwa grosze w temacie poprawy prestiżu języka i propagowaniu dobrego obrazu języka i kraju.

Nie będzie o moich dzieciach, bo się nimi nachwaliłam już niemało. I nie będzie o tym, jak to ja się mocno staram zareklamować polską mowę i polską kulturę. Jak to molestowałam mailami pana z wydawnictwa Muchomor i w końcu przysłał mi ostatni w Polsce egzemplarz Pocztu Królów Polskich. Nie będzie o nieustannie propagującym język polski i Polskę Chrisku moim. I nie będzie też o tym jak co roku robię wigilię polską w naszej szkole, że opłatek nielegalnie (bo do kościoła nie chodzę) sprowadzam z północy Niemiec żeby amerykańskie dzieci nakarmić. Jak walczę żeby klasa Jasia wymawiała perfekcyjne Ś a nie SZ w „Wesołych Świąt”. I nie o tym jak w naszej kilkurodzinnej Polonii walczę o jasełka po polsku. W ogóle nie ma żadnej, w tym o czym napiszę, mojej zasługi. Nic a nic…Samo się zrobiło!

Będzie o tym jak szesnaście lat temu w Toruniu spotkałam grupę młodych zapaleńców, którzy przylecieli ze Stanów uczyć języka polskiego. Przez pierwszy miesiąc uczyli się języka i życia w naszym kraju. Jedynym moim wkładem była lekcja przekleństw w języku polskim – musieliśmy ich tego nauczyć żeby wiedzieli o czym młodzież szczebiocze, a nasza nauczycielka polskiego była zbyt dobrze wychowana żeby przeklinać na głos i studiować ortografię przekleństw – ja nie! Przyjechali, pouczyli rok w różnych liceach w Polsce, pożyli sobie Polską i pojechali. Nie dalej niż wczoraj na fejsbuku widzę jak dwóch panów „rozmawia” sobie w komentarzach pod jakimś zdjęciem…po polsku! Cudownie! A raczej „zajebiście” bo to właśnie słowo upodobali sobie bardzo! Poczułam, że coś tam zostało z tej naszej Polski, jakiś kawałek gdzieś im w sercu siedzi. Miło…

Siedzimy sobie na trawie na amerykańskich dożynkach, słyszę język polski, zagaduję i rozwija się bardzo ciekawa rozmowa. Do rozmowy włącza się mój amerykański przyjaciel i moim rozmówczyniom szczęka opada na trawnik. O moim przyjacielu z Bostonu pisałam już rok temu, kiedy to ostatni raz zamieniłam z nim kilka zdań po polsku, przed tamtym spotkaniem widziałam się z nim trzynaście lat temu w Warszawie. Nie ma chłop styczności z językiem polskim a jednak…jego polski jest cudowny! Się stara, podsłuchuje, powtarza, przeczyta to i owo, interesuje się sprawami naszego kraju, kulturą i muzyką polską. Jego ośmioletni syn nie tylko umie kilka słów po polsku, ale jak mogliście zauważyć na zdjęciach ze Stanów, na mecz baseballowy poszedł w koszulce z orłem! I to jest budowanie dobrego obrazu naszego kraju, sympatii do języka i do kultury.

A kobietki z trawnika? Siedzi sobie przesympatyczna pani w wieku pośrednim i rozmawia z trzyletnią dziewczynką po polsku. Widzę, że dziewczynka dwujęzyczna, bo babcia uczy ją jak się co nazywa, że trawka, że źdźbło, że dynia. Przytulam się do nich i zaczynamy przemiłą rozmowę. Pani z Krakowa, mieszka w Stanach od trzydziestu ośmiu lat. Mąż Amerykanin, dwójka dzieci i trzyletnia wnuczka. Oczywiście (chociaż nie zawsze oczywiste), jej polski bez skazy, mówi, że dzieci pięknie mówią po polsku, a teraz ona uczy wnuczkę. W piękny sposób i ona i jej siedząca obok siostra wypowiadały się o Polsce, o Polakach i tak sobie myślę, że właśnie dlatego, że mają takie podejście, w ich rodzinie język, a przede wszystkim polskość nie zaginie! I to nie był jakiś heroiczny patriotyzm z powstaniami i obozami w tle. Po prostu, fajnie jest! I tyle!

I na koniec mój prywatny szczękoopad. Na lotnisku w Londynie po raz pięćdziesiąty kontrolują nasz paszport i piękny Włoch o imieniu Paolo wita mnie po polsku! Może mama Polka? Nie! Okazało się, że podróżuje często do Polski i kocha nasz kraj. I nie dlatego, że się na rynku w Krakowie można uchlać i zdemolować kawiarenki. W Krakowie nie był, ani w Warszawie. Za to w Gorzowie Wielkopolskim. „Bo ja jestem fan Stal Gorzów!” I wszystko jasne!

Kolejny językowy wpis będzie o emocjach, bo emocji mam w cholerę ostatnio!

7 myśli w temacie “W sprawie prestiżu języka polskiego i Polski…teraz ja!

  1. Anonim 17 października, 2013 / 10:02 pm

    Na szczęście opłatek wychodzi poza Polskę i na szczęście Kościół Katolicki (piszę z dużych liter, bo mowa o instytucji) podchodzi do opłatka szerzej – można się nim łamać z kim chcesz. 🙂 Także jest legalny w każdych rękach, które chcą się nim podzielić. (To gdyby sumienie nie dawało Ci spokoju, że wbrew Kościołowi postępujesz hahahahahaha…)

    Dobra, mrugam okiem i poważniej teraz: z moich historyjek o Amerykańcach, którzy chcieli się pouczyć polskiego, wrzucić to doświadczenie potem w swoje resume po powrocie do domu i często o tym epizodzie w życiu na dłuższą metę zapomnieć, to opowiem taką przypowiastkę, że raz przyjechał wraz z grupą takich Amerykańców sędziwy staruszek. Siwy, tam gdzie włos jeszcze rósł, zgarbiony w pół, naznaczony Parkinsonem, ledwo mówiący. Nie wiem, jakim cudem przeszedł nabór i namówił komisje rekrutacyjne, że nadaje się do nauki angielskiego w Polsce, ale dobra! przyjechał.

    Kiedy zapytałam, co do licha na koniec życia go do Polski przyniosło, powiedział, że Chopin. Chciał facio przed śmiercią poznać skąd się wzięła najpiękniejsza muza świata, a nie stać go było na bilet. (Organizacja przysyłająca nauczycieli płaciła za ich przelot.)

    Podziw…

      • Anonim 18 października, 2013 / 11:17 pm

        A jednak dodać muszę – „wpół” pisze się razem… Ech… coraz gorszy ten mój polski…

      • aniukowepisadlo 19 października, 2013 / 8:24 pm

        Taki mały błąd w twoich ustach (czy też) palcach to tylko nadzieja, że na moim poziomie takie pierdoły nie zostaną zauważone :-)!

  2. Ela 18 października, 2013 / 2:58 pm

    Aniu! To jest kolejny TROP – dziadkowie! Maja niesamowity wplyw ana dzieci!!! Moj synek zostal ubrany w biala koszule na uroczystosc rodzinna w Polsce – babcia kupila biala koszule! i chwalila synka wnieboglosy! jaki to piekny, elegancki! Oczami przewracala i wzdychala…I co? teraz co rano synek upiera sie,ze chce isc do przedszkoal w bialej koszuli!… Pewnie sie zlamie, pod warunkiem, zemi prasowac jej nie bedzie kazal:-)
    Wykorzystajmy wiec to – kontakt z dziadkami, najczesciej mocny, emocjonalny, jedyny w swoim rodzaju! Utrzymujmy kontakt, wysylajmy kartki, piszmy kartki, spotykajmy jak sie da…I rozne takie!!!;-)
    Dziadkowie to jest to – wyucza roznych nawykow;-) biala koszula + jezyk polski! ;-0

    • aniukowepisadlo 18 października, 2013 / 10:29 pm

      Zupełnie się z tobą zgadzam. A ty pędź do sklepu i ze trzy koszule na zmianę zakup, zanim się złamie….

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s