Jako, że wygrało mi się ostatnio, tekst ten nie bierze udziału w konkursie Fidrygauki. Zapraszam jednak do czytania i głosowania na moje znakomite koleżanki (i kolegów?)! W tym miesiącu tematy są dwa, które BARDZO trudno połączyć…Mój – „czego oczy moje nie widzą, tego po prostu nie ma” i temat Moe – „pofrunęła między chmury, wrzeszcząc ECIE-PECIE” No to sru…
Pomysł na mój temat narodził się z potrzeby nadania tytułu pewnej drobiowej historii, która oczywiście jest, wprawdzie daleką, metaforą do życia ssaków naczelnych…
To, że kury nie należą do najmądrzejszych zwierząt podwórkowych, każdy może zaobserwować. Łażą po obejściu, w swoje własne odchody wdeptują, wydziobią następnie co lepsze z tych odchodów u swoich koleżanek, zjedzą, robakiem dopchają, polezą kawałek dalej, wypróżnią się ponownie i tak cały dzień…Okazuje się jednak, że u kur, szczególnie u młodzieży drobiowej, zachodzą jakieś minimalne procesy myślowe…Kiedy byłam mała, mieliśmy kurczęta, trzymaliśmy je humanitarnie w dużej klatce na wolnym powietrzu. Elegancka klateczka, zrobiona z równiutkich sztachet, z wejściem w postaci furtki zamykanej na haczyk metalowy. Kilka razy dziennie przesuwało się tę klatkę na świeżą trawkę, żeby kurczęta mogły zafajdać kolejną połać podwórka. Wieczorem należało kurczęta przetransportować do kurnika. I to było zadanie dla dzieci, bo małe i zwinne. Do klatki się wcisną i szybciutko kurczęta połapią. Za każdym razem kiedy wchodziłam do klatki część kurcząt biegała jak szalona we wszystkich kierunkach – dla zmyłki chyba – a część wciskała głowy między sztachety i stała w bezruchu! Na początku bardzo mi się to podobało, bo łatwo można było je wyłapać…takie głuptasy, które „myślą”, że skoro one nikogo nie widzą, to nikt ich też nie widzi…Ale później zrobiło mi się ich żal…Wydawało mi się, że czują się trochę oszukane. Stoją spokojnie pomiędzy tymi sztachetami, ani piórko nie drgnie, a tu jakaś łapa podnosi je i wrzuca do ciemnego kosza. Wyciągałam więc je delikatnie z tej sztachetowej iluzji, a te natychmiast dołączały do grupy biegających w popłochu innych kurcząt, potykając się o siebie i wrzeszcząc przeraźliwie (jeszcze nie Ecie Pecie!). To zrobiło mi się ich ponownie żal…I tak wiadomo, że skończą w wielkim koszu wiklinowym a następnie w kurniku…a następnie w rosole, ale to już później. Niechże mają poczucie, że zrobiły wszystko co w ich mocy żeby się uchronić, że przez moment miały poczucie, że nikt ich nie widzi, że są bezpieczne, zamiast biegać, rozpaczliwie podskakiwać i piszczeć wniebogłosy. Wołałam więc brata i zbieraliśmy je jak popadnie, byle szybko, byle skrócić ich cierpienie. Po co taki stres? Mięso nie będzie smaczne…
Uwaga! A teraz nastąpi płynne przejście do tematu numer dwa…
Kurczęta w klatce były…ja spod Śląska jestem (opolskiego wprawdzie)… po śląsku „klatka” to „klotka” a jak klotka, to tylko Ciotka Klotka…Pamiętacie na pewno taki program Tik Tak. W tym programie oprócz pana Tik Taka i Zająca Poziomki, pojawiała się również Ciotka Klotka…Czytam sobie zakręcony temat Moe, myślę ciężko, próbuję jakoś do rzeczywistości zbliżyć, za każdym razem jednak, kiedy zamykam oczy (żeby się mocniej skoncentrować, ma się rozumieć) widzę Ciotkę Klotkę w kolorowej spódnicy, z parasolem w dłoni, latającą na tle bliżej niesprecyzowanego miasta…jak mocno się skupię to słyszę nawet jak wrzeszczy: „ecie, pecie…”. Ciotkę Klotkę spotkałam swego czasu w windzie, w jakimś hotelu w Warszawie…niesympatyczna pani! Niech sobie leci w cholerę…
Muszę zaprotestować jakoby kury były głupie 🙂 Pozwolę sobie zaprosić, jeśli pozwolisz, Ciebie, Aniukowe i wszystkich Twoich Gości na mentalny rosół:
http://skorpionwrosole.blogspot.com/2013/04/57-eulalia.html
pandeMonia i Izabelka, widzę, że drób ma dużą grupę wsparcia względem domniemanego przeze mnie niskiego kurzego IQ! Brawo! Kury powinny być wam wdzięczne :-)…Być może, że to moje kury w Starokrzepicach takie głupie…A już kura pandeMoni to istna Arabella…
Koszyk – kurnik – piekarnik …smutna droga kurczaka:/ Ech, jeszcze chwili i zrezygnuję z ostatniego gatunku mięsa jakie czasem jadam.:/
Boshhhhe…jak ja tej ciotki Klotki nie znosiłam. Nie znosiłam zresztą wszystkich dorosłych przebierających się półgłówków, mówiących sztucznie wesołym głosem, najczęściej dziecięco – skrzeczącym i zachowujących się jakby im piątej klepki brakowało. Brrrr….po nocach się śni.
No właśnie Pieprzu…ja myślałam, żeś wegetarianką została…A ja chciałam taką spódnicę jak miała Klotka, ale po spotkaniu w windzie, jędzy nienawidzę…:-)!
Strasznie smutne te kuręce wspomnienia…
I również zaprotestuję (cicho kwiląc) przeciwko obniżaniu IQ drobiu grzebiącego. Ponoć taki głupi nie jest.
Takiego dorosłego nie darzyłam sympatią, a na mikrusków lubiłam patrzeć jak wygrzewały się pod lampą w sieniu u babci. I żal mi było, jak niektóry egzemplarz wyglądał chorowicie. Bardzo żal.
A Klotka jak to ciotka, pogadała i poleciała 😉
jeny, przeć ciotka Klotka to nikt inny jak Ewa Chotomska, córka Wandy, autorka dla dzieci, poniekąd więc Aniu łączy Cię z Panią zawód pisarza…. a poza tym ona jako ciotka Klotka chyba z 20 lat robiła. to znaczy że 4 pokolenia maluchów wychowała. może dzięki temu jesteśmy dość niespaczonym pokoleniem, nawet jeśli niektórych irytowął głos Klotki??:)))
bo ja myślę, że takich programów jak tik tak (i szereg innych choćby domowe przedszkole) już nie ma. i nie będzie. teraz głupoty z debilnymi idolami.
ja nie mam zaufania do tego co się teraz robi, a wtedy bezpiecznie było po prostu zostawić dziecko przed telewizorem.
Ciotko moja…przymknę oko na jej brak kultury jak zostanę z zawodu pisarzem 🙂 A z programami dla dzieci, przyznaję rację! Żaden psycholog nie nakazywał rodzicom oglądania bajek z dziećmi na wypadek gdyby wydostały się z nich jakieś niechciane treści.
Wiesz, co? Niesamowite jesteśmy! Bo otóż wystaw sobie, że, choć nasze tematy brzmią, jakby pochodziły z dwóch różnych galaktyk, to… obie przy ich wymyślaniu rozmyślałyśmy o zwierzętach gospodarskich 🙂 Tylko ja inspirowałam się inwentarzem ciut większym od drobiu 🙂
Pewnie, że jesteśmy niesamowite…musimy tylko jeszcze powygrywać jakieś konkursy :-)…