…czyli nauka życia w stylu amerykańskim…
Każdy wie jak to życie nie różami usłane, że to nie bajka, że w życiu różnie bywa i że raz na wozie, raz pod wozem…Na szczęście jest coś takiego jak czas, który, żeby nie zwariować od namiaru szczęścia i nieszczęścia reglamentuje nam i to dobre i to gorsze i uczy jak się z tym zmierzyć…A to chorobą uraczy, miłość pod nogi rzuci, niezdanym egzaminem zaskoczy, podwyżką, stratą pracy, wygraną na loterii, czy śmiercią bliskiej osoby…w porywach, własną śmiercią też potrafi w osłupienie delikwenta wprowadzić. A że człowiek to taki uczeń na trójkę z minusem, to różnie to bywa z tą nauką. A to się załamie nieudacznik jeden, a to zakocha na zabój, ślub weźmie i dzieci narodzi… Ja to wszystko na klatę mogę wziąć, nie ma sprawy, ale mam dzieci i dzieciom chciałabym przekazać to i owo. Chciałabym żeby uczyły się na moich błędach, żeby nie łaziły tymi samymi ścieżkami, bo matka tam już lazła i mówi, że dziury. Chciałabym żeby zdawały sobie sprawę, że każda podjęta decyzja w życiu ma swoje konsekwencje i że najpierw tę decyzję trzeba podjąć, a nie zawsze wybór jest łatwy i oczywisty. Chciałabym żeby miały jakiś przykład, jakiś wzór, z którego mogłyby korzystać, żeby było im po prostu łatwiej. Pewnie każdy by tak chciał. Wiadomo jednak, że każdy musi swoje własne błędy popełnić i jakąś naukę z tego wyciągnąć. Żadne dziecko, z racji swojej potrzeby bycia odrębną jednostką, nie będzie słuchało rodzica, który trąbi, żeby się uczyć, żeby nie pić alkoholu w podstawówce, żeby zawsze mieć ze sobą prezerwatywy, żeby zastanowić się nad wydolnością finansową przed zakupem domu, żeby jeść zdrowo, uprawiać sport i do kościoła chodzić… Okazuje się, że Amerykanie wynaleźli na to sposób – Cards of Life (w wolnym tłumaczeniu: karty do gry w życie). Jeden z lepszych pomysłów, o których słyszałam.
2.30…stoję na parkingu szkoły, dzwonek kończący zajęcia w szkole, dwie sekundy później Jasiek, jak spod ziemi, wyrasta przed samochodem (mam czasem takie podejrzenia, że on nie chodzi do szkoły, tylko stoi za drzewem i na dzwonek czeka…). Wesolutki, znowu piątka z czegoś, szóstka z czegoś innego i zjadł cały lunch. Jeden odhaczony…Po dziesięciu minutach wlecze się Kasia, wchodzi do samochodu, trzaska drzwiami i rzuca: „My husband is a craphead!” (w wolnym tłumaczeniu, że nic innego jak dupek z tego jej męża). Jako, że znamy się z Kasią nie od dziś, zwierzenia takie nie dziwią mnie specjalnie, ale pytam z grzeczności jak minął dzień. No i dowiaduję się, że mają taki przedmiot – Careers – na którym to przedmiocie uczą się…no życia wydaje się, że się uczą. Pan przyniósł karty, na których było napisane, że „skończyłeś studia, jesteś zadłużony na sto tysięcy dolarów” albo „mąż się z tobą rozwiódł i prosi o alimenty” albo „masz niepełnosprawne dziecko, potrzebujesz stałej opieki dla niego” lub „twoje roczne dochody wynoszą pięćdziesiąt tysięcy dolarów” czy „odziedziczyłeś po babci dom w Oklahomie”. No i się wybiera kilka takich kart i już – życie gotowe! Teraz należy podjąć decyzje co dalej. Są przy tym jakieś zasady gry. Nie wolno sprzedawać dzieci ani wymieniać męża, tudzież się go pozbyć na wieki… Każda decyzja i każdy kolejny krok musi być przemyślany i, co więcej, porównany z rzeczywistością. Jeśli masz niepełnosprawne dziecko to lepiej mieszkać gdzieś bliżej dużego miasta, bo do szpitala daleko z rozsypującego się rancza w Kolorado. Trzeba sprawdzić ile kosztuje dom, czy cię na niego stać, sprawdzić podatki w tym stanie, możliwość pracy dla męża pijaka i szkoły z podjazdem dla niepełnosprawnych. To wszystko trzeba udokumentować, przeliczyć, opisać i dostarczyć nauczycielowi, który oceni czy się nadajesz do życia, czy na próżno wszelkie starania. Kasia stwierdziła, że jej się nie powiodło. Wprawdzie jest specjalistką od komputerów i zarabia dużo, ale ma do spłacenie kredyt studencki, wynajmuje drogo dom, mąż – darmozjad nie pracuje i nie zamierza i jeszcze do tego czwórka dzieci – mówi Kasia. Chcąc rozładować trudną życiową sytuację pierworodnej, żartuję, że widocznie musicie się bardzo kochać z mężem skoro tyle potomstwa. Dziecko wczuło się w rolę i prycha, że chyba zwariowałam, bo jej jest tylko dwójka. Ta pozostała dwójka to dzieci jej wałkonia męża z poprzedniego małżeństwa, ale mówi, że kocha jak swoje. No, kolorowo nie jest…Po kilku dniach się pozbierała, sprzedała sportowy samochód męża, zainwestowała na giełdzie, zarobiła i wzięła czteroprocentowy kredyt na dom. Siedzi przed komputerem i planuje budżet miesięczny, patrzy na ceny w internetowym sklepie, zastanawia się nad kupnem skrzynki wina, rezygnuje i dodaje na głos, że bez wina może się obejść. Zatroskany kolega z klasy (żona – żołnierka na wojnie, jedno dziecko, żyje sobie jak pączek w maśle w bazie wojskowej w Japonii) odpowiada: „naucz te dzieci korzystanie z toalety, zaoszczędzisz na pieluchach, bo z czwórką dzieci na pewno będziesz potrzebowała wina!”. I życie…
P.S…i życie nas też zaskoczyło. Po ponad rocznych przygotowaniach do wyjazdu do Moskwy…do Moskwy nie jedziemy! Putinostan zostawiamy dla odważnych. Chris dostał pracę w Newport, Rhode Island, tak więc latem zaczyna się nasza przygoda za oceanem. Donosić wam będę…na wszystkich!
kocham te Wasze dzieci!! Sa super!!! I gra tez mi sie bardzo podoba.. tez chce te karty.. moze sie czegos jeszcze naucze.
Moni, mnie też się podoba…można sobie powyobrażać różne scenariusze, nie?
Ależ się świetnie czytało ! Aniu pisz pisz ! :^) …. ja bym tam w ciemno wziął RI zamiast caratu ;^)
Dzięki ci Piotrze…pisać będę jak tylko się spakuję ociupinkę…
Gdybym miała w domu japońską toaletę, to moje dzieci też by szybko nauczyły się siusiać nie w pieluchy. Niech kolega się nie wymądrza 😉 Pozdr.
Właśnie…niech się nie wymądrza!! Kaśka ma przerąbane a on takimi żartami rzuca…
Mamy podobny App 🙂 Ania, gratuluje przeprowadzki i w koncu decyzji ! Teraz juz wiadomo co pakowac a co nie …. Powodzenia
Racja, Kamila! Ale jednak wiecej wyprzedaję niż pakuję :-)…
Świetna gra! A córka to już w ogóle kosmiczna 🙂 Powodzenia na nowym lądzie!
U nas sami kosmici w domu…Dziękuję, moeyra!
Uff, koniec dylematow! to teraz tylko sie spakowac i… rozpakowac 🙂 bardzo trzymam kciuki.
Dziękuję, kaczko…ja też jestem zadowolona, ale lekko zestresowana i zmęczona jak cholera :-)…
To powodzenia w w tym Nowym Świecie! I nowych wspaniałych odkryć… niczym Kolumb życzę 😉
Będzie dobrze, lepiej RI niż Puttinograd. Też trzymam kciuki!
Pozdrawiam serdecznie z Włoch! I macham obiema rączkami…
Dziękuję makowej pani bardzo…a Włochy to jedno z wielu rzeczy, za którymi będę tęsknić! Ja też macham!
Kocham Twoją Kasię!
I fajne to karciane życie, przynajmniej dzieciaki muszą pogłówkować.
No Kaśka mi się udała…tak jakoś przy okazji :-)…
A trenujesz z dziećmi tę grę w domu…? 😉 Pozdrawiam, mam nadzieję, że mimo wrażenia, że nie ogarniasz – ogarniasz… I pamiętaj, jak przeprowadzka – to ciąża lepiej nie !…;-)
Dzięki Elu…będę się przez ciążą podczas przeprowadzki strzec bardzo :-)…