Wszystkie Nienawidzki, oprócz ostatniej, to takie pierdoły, czepianie się i szukanie dziury w początkowym stadium amerykańskiej transformacji. I czasownik „nienawidzić” jest zdecydowanie za mocny, no ale sama Nienawidzki Nienawidzkami nazwałam to jedziem…
Nienawidzę amerykańskiej pościeli z trzema poduszkami pod łeb (mam jakieś szeroko rozłażące się poczucie sprawiedliwości i pilnuję żeby co wieczór spać na innej poduszce co mnie strasznie męczy…) i pięcioma warstwami części mnie przykrywającej, którą to część moja polska dusza sprzątaczki musi codziennie rano doprowadzić do porządku, a co wyczynem jest nie lada, bo cholerstwo z trzy razy większe jest od powietrzni i tak dużego łóżka i się wetknać pod wierzchnią warstwę nie pozwala. Co się człowiek nałazi dokoła łóżka, to jego… Problem rozwiązałam dzisiaj kupując w Ikei (o Ikei będzie jeszcze, bo to moje największe przeżycie językowo-kulturowe od sześciu tygodni!!) Kustrutę, Alvine Kvistę i Strandkrypę oczywiście. Będę spać po europejsku!
Tyle się trąbi o ochronie środowiska, eco, bio, organic, że mleko od krowy karmionej piersią, mięso od rozgrzeszonego przed śmiercią kurczaka, pierze w poduszce od dobrze na tym zarabiającej gęsi i ser od owcy z doktoratem…Mieszkają matołki w przepięknym stanie, gdzie ocean, mnóstwo zieleni, natura piachem do domu włazi, a taki obrazek…Od ponad tygodnia jeżdżę samochodem po Jaśka do szkoły, wraz z trzydziestoma innymi mamami parkujemy pod szkołą pół godziny wcześniej i czekamy… Otwieram okna, włączam muzykę i czekam z tyłkiem przylepionym do ekologicznie skórzanego siedzenia mojego samochodu, albo wysiadam i tyłek wietrzę. Reszta? Wszyscy, dosłownie wszyscy, mają włączone silniki i się nawiewają klimatyzacją!! Przez pół godziny, trzydzieści raczej mało ekologicznych samochodów stoi pod szkołą i warczy…Nie pamiętam dokładnie ile minut można stać z zapalonym silnikiem w Niemczech, ale jakoś tak krótko! Ja nie jestem z tych co się do drzewa łańcuchami przykuwają, ale takie zachowanie doprowadza mnie do szału!!
I jeszcze jeden Nienawidzek w temacie klimatyzacji…klimatyzacja sama w sobie! Wariacki kraj to jest, w którym zabiera się swetry, szaliki, uszanki i walonki do muzeum, sklepu czy restauracji…Dawno tak nie zmarzłam jak siedząc przed ciepłymi obrazami Moneta w muzeum narodowym w Waszyngtonie. Naruszyłam przestrzeń osobistą kilku gości na ławce, przykryłam się rzeczami z torebki czyli mapą metra, pomadką i iPhonem, a i tak sopelek pod nosem się skrystalizował. Chyba, że te ekstremalne temperatury to jakaś akcja podnoszenia odporności narodowego organizmu…w taki wypadku, przepraszam…
Pierwszy raz bankomaty drive-thru (co się z samochodu tyłka nie rusza) widziałam w Marylandzie i się zaniepokoiłam stanem intelektualnym korzystających…Zaczęłam obserwować i okazało się, że mamy też piekarnie wjazdowe i apteki również…Przyobserwowałam sobie taki bank jeden pod naszym hotelem z jednym przelotnym bankomatem. Ósma rano, korek do bankomatu taki na pięć samochodów, pod bankomatem taka Ania (bo jestem pewna, że tak właśnie by mi się przytrafiło) podjechała trochę za blisko krawężnika, postanawia wycofać trochę, pani w samochodzie za nią lekko się zdenerwowała i nacisnęła na klakson, Ania się zreflektowała i ruszyła do przodu, zatrzymała się i kiedy otworzyła okno, okazało się, że ręka za krótka, otworzyła drzwi żeby wysiąść, drzwi lekko musnęły krawężnik, nic to…za Anią sznur samochodów, z włączonymi silnikami oczywiście, z pasażerami, którzy po to właśnie przyjechali do przelotnego bankomatu żeby było szybciej, a tu taki niefart! Z ciekawości zaglądam do banku…pusty parking, trzy wolne okienka z uśmiechniętymi twarzami i jeden bankomat przy drzwiach…bez ogonka oczekujących… No nie wiem co myśleć?
To były pierdoły…
Teraz prawdziwy Nienawidzek….
Nienawidzę, że nie jestem w Garmisch! Nienawidzę, że za oknem nie ma mojego, prywatnego Alpspitze. Nienawidzę, że jak się wychylę trochę z balkonu (nie mam nawet pieprzonego balkonu) to nie widzę najwyższego szczytu w Niemczech, który tylko czasami można podziwiać, ale wtedy kiedy można, zapiera dech w piersiach. Nienawidzę, że kiedy zawożę Jasia do szkoły nie widzę wdrapującego się po skałach wstającego słońca. Nienawidzę, że kiedy wychodzę z domu, nie czuję ostrego, górskiego powietrza, które włazi w każdą tkankę…chcę marudzić, że, jak zwykle, pogoda jest do kitu, chcę nie móc doczekać się pierwszego śniegu i pierwszych nart, chcę wkurzać się, że nie dostałam dobrej grupy na narty, chcę rano pojechać dwadzieścia kilometrów rowerem pod górkę, paść z wycieńczenia, a mieć szron na rzęsach, chcę dzieciom na przegryzkę kupić świeżego precla, napić się piwa z przyjaciółmi po kilkugodzinnej wycieczce górskiej, chcę pięć razy zejść do piwnicy po pranie, z praniem, po ogórki, z sałatką i do pralki, bo zapomniałam włączyć…chcę zadzwonić do domu i nie mówić „dobranoc” w porze mojego obiadu…tęsknię…bardzo…i nienawidzę tego stanu…
No ogolnie sie czepiasz… faktycznie:-) ale ostatnie.Boze,jak ja ostatnio tesknie za Austria – za wychodzeniem przez lake po tate, za szczyty we mgle rano w dridze do przedszkola, za rosa,za szronem, za grzybobraniem!,za wrzesnowymi wycieczkami w gory!,za kaczkami na jeziorach,za powietrzem, za usmiechem ludzi… za serem,za olejem z dyni,za pstragiem…
Ela, miałyśmy takie pechowe szczęście, że mieszkałyśmy w tak pięknych miejscach, co? Trudno nam jest teraz…u mnie chociaż ludzi uśmiechniętych pod dostatkiem. Przyjeżdżaj się pouśmiechać!
Aniuś, przepiękny tekst, piękny styl, cudne zdania – pewnie (jak to mi się często zdarza!) wrócę do niego nie raz, żeby móc się podelektować… Piszesz tak, że… ech… słów mi brak… Pierwsza część raczej mnie rozśmieszyła – choć wcale się nie dziwię, że to Cię wkurza…
Przy ostatnim akapicie łzy napłynęły do oczu…
P.S. Śniłaś mi się dzisiaj… 🙂
M., dziękuję za miłe słowa, a słowa od takiej mistrzyni słowa jak ty, to zaszczyt…i mam nadzieję, że sen fajny :-)!
Trzymaj się dzielnie kobieto! Tekst świetny. Naprawdę, z każdym zdaniem poziom empatii wzrasta. Trafiłam tu przypadkiem, ale po takiej dawce emocji nie mogłam nie pozostawić tych kilku słów i pozdrowień!
Natalia, BARDZO dziękuję i zapraszam na stałe…
Bardzo lubie tu zagladac .Powinnas pisac ksiazki! Bede pierwsza,ktore je kupi.Prosze o wiecej wpisow:)
ela, bardzo, naprawdę BARDZO mi miło i dziękuję za takie słowa…Będę pisać :-)!
Aniu, nic tylko musisz sobie te góry dorysować na niebie… 😉 I krótko w sprawie klimy w restauracjach. Kiedy zimno, szybciej się wychodzi, więcej klientów się przewinie. Czysty biznes. 🙂
Nie wiem, co się dzieje, z trudem przechodzą komentarze i zmieniają mi imię i kontakt. Nieładnie 😉
Też bym się czepiała gdyby mi ktoś zasmradzał powietrze 😉 U nas chyba dwa lata temu wprowadzili zakaz parkowania i stania z włączonym silnikiem dłużej niż 5 minut. Teraz wszyscy grzecznie gotują się w samochodach lub obok nich. W zeszłą sobotę siedziałam w 35C upale czekając na Zośkę przez ponad dwie godziny, myślałam, że zejdę! Ale silnik miałam grzecznie wyłączony. (Nie było nigdzie parkingu, a samochód stał na czerwonej linii, więc musiałam go pilnować).
A tak na poważnie – jestem juz „na wygnaniu” ponad 18 lat i ciągle tęsknię … Tęsknię za znajomymi i rodziną w Polsce, za znajomymi i pracą w UK, za pięknem okolic Seattle. Tęsknię za naszym domem w Cambridge, UK, za podróżami samochodem po USA. Gdziekolwiek byłam, mieszkałam zostawiłam kawałek siebie i tam chciałabym wrócić, choć na chwilę. Jednak teraz jestem TU i tak musi być.
Ściskam.