Znalazłam email do mojej przyjaciółki. Napisałam do niej we wrześniu. Napisałam, że tęsknię za domem. Napisałam, że owszem, wszystko jest w porządku, że każda normalna kobieta, żona, matka, feministka i kura domowa, widząca szklankę w połowie pełną i nawet ta, która szklanki nie widzi wcale, bo pesymizm przysłonił prawe oko powinna być szczęśliwa…nawet taka powinna… A ja nie byłam i nie jestem…
A matka powinna szczęściem dzieci żyć przecież. Dzieci chodzą do najlepszych szkół w Rhode Island. Najlepszych pod względem akademickim i najlepszych, jak się matce, ojcu i dzieciom nawet wydaje, pod względem społecznym. Dzieci przyjęte do dość hermetycznego środowiska zostały z otwartymi ramionami. Nie mogą pochwalić się ojcem senatorem i matką chirurgiem plastycznym, ale po oczach walą swoją wielkoświatowością, że do Austrii rowerem jeździli, że i w Londynie, w Paryżu, w Wiedniu, w Rzymie i Warszawie pizzę jedli, co dla dość jednolitego i nieruszającego się zbyt wiele tutejszego społeczeństwa jest atrakcją na miarę opadającej szczęki. I tak łapią przyjaciół na doświadczenia życiowe, trzy języki i trudne do wymówienia imiona. I jak tylko Janek przestanie chodzić w wiązanych ręcznie muchach do szkoły, a koszulkę na wuef z New York Yankees zamieni na Red Sox (bo to tak jakby pokazał się w koszulce Wisły Kraków na Głównym w Warszawie) będzie dobrze! Zdrowotnie dzieci opanowane również. Mamy jednych z najlepszych lekarzy w kraju dla Kasi i dobre ubezpieczenia – niczego więcej w Stanach nie potrzeba. Chris ma pracę i w zależności od ilości wypitego alkoholu, raz mówi, że super, raz, że się nie nadaje…no ale kto tak nie ma?! Ja mam pracę! Wymarzoną! Uwielbiam i wiem co robię i wydaje się (i studentom i szefostwu), że nawet bardzo dobrze wiem co robię! Dom, może nie wymarzony, ale odwężony chwilowo i terapeutyczny. Bo nie lepszej terapii dla perfekcjonisty, który zawsze musi mieć równo i pod kątem jak przewracające się żelazko przy każdej próbie postawienia go na desce do prasowania lub konieczność zdecydowania, czy obrazki na ścianie mają wisieć równolegle do linii sufitu, sofy czy podłogi, bo to trzy zupełnie nie równoległe do siebie linie. I ogród czarodziejski jest gdzie można się wyłożyć na leżaku w cieniu starych drzew, wąchać bez i patrzeć na hortensje, ale kto mnie zna to wie, że jedyne o czym marzę to brak ogrodu, po prostu!
A ja nie jestem szczęśliwa… A ja tęsknię… A ja chcę do domu…
Chcę wstać o szóstej rano i zobaczyć dwa metry śniegu pod drzwiami i zadzwonić do śpiącego jeszcze hałsmajstra żeby przyjechał odśnieżyć, bo dzieci do szkoły muszę dotransportować. Chcę żeby ochrzanił mnie sepleniący Herr Stehr w bawarskich narzeczu, że gumowa kierownica mojego roweru naruszyła biel zewnętrznej elewacji domu. Chcę stać w godzinnej kolejce w Tengelmann w Sylwestra z marchewką i szampanem w dłoni słuchając cichego, grzecznego narzekania kolejkowiczów i obserwowania obsługi sklepu nic z tą sytuacją nie robiącej. Chcę nie móc niczego kupić w niedziele i święta. Chcę żeby fryzjerka się do mnie nie odzywała przez dwie godziny grzebania w moich włosach. Chcę czekać na wtorek rano żeby zobaczyć co tam w Tschibo będzie w tym tygodniu…
Chcę gór za oknem, gór na balkonie, hortensji, która padnie po dwóch tygodniach, ukradzionego z ogródka sąsiadki bzu, oszronionego owłosienia twarzy, barchanowych majtek do kolan…chcę z przykrością odmówić kolejnej imprezy, bo nie ma już miejsca w kalendarzu…chcę czekać i umierać ze strachu na Jaśka śmigającego między drzewami i zobaczyć go pokrytego śniegiem, bez rękawicy, z rozpiętą kurtką (znaczy, że się wywalił pięć razy), ale z uśmiechem od ucha do ucha…chcę w wigilię rano jeździć po Garmisch i dzielić się opłatkiem z przyjaciółmi…chcę w Sylwestra wdrapać się z pochodniami na Almhuette i oglądać Garmisch z góry…chcę pokłócić się z Chrisem o to, czy lepszy śnieg w Austrii, czy u nas…chcę po kłótni wsiąść na rower i jechać dziesięć kilometrów pod górę tak szybko i mocno, że aż braknie tchu…chcę wiedzieć (i praktycznie tę wiedzę wykorzystać od czasu do czasu), że mogę wsiąść do samochodu i po ośmiu godzinach być w domu, w Polsce…chcę znowu poczuć, że jestem u siebie, że wiem gdzie idę i po co idę i wszystko to bez GPSa… I wiem, że dom tam gdzie rodzina, że jak dzieci dobrze się czują, to ja też powinnam, że mam się poświęcać dla ogólnie pojętego „dobra” komórki społecznej, ale ja po prostu, zwyczajnie, egoistycznie, interesownie i wyłącznie na własny użytek tęsknię za domem…
Też tak czasem mam, ale później jadę na dwa tygodnie do Polski i mi przechodzi 🙂
mynotsoordinarydays…tak było ze mną jak mieszkaliśmy w Niemczech…teraz trochę daleko…
jak ślicznie tam pod Alpami Bawarskimi .. nie dziwota, że tęsknisz :^)
pozdrawiam Was bardzo ciepło w Nowym Roku i życzę wiele dobra
Dzięki Piotrze i wam też wszystkiego dobrego w nowym roku, a Garmisch? Przychodzi Chris i mówi: „kontrakt się kończy w lipcu 2016 więc zaczynam szukać pracy w Europie za rok od marca…” Kto wie, kto wie…
Ja zawsze chciałam zobaczyć, czym pachnie Ameryka. Bardzo długo planowałam gdzieś w głowie, że jak emigracja to do Kanady najpewniej. Ale przerażała mnie odrobinę odległość. Później o temacie zapomniałam, a sytuacja zmusiła mnie do wyjazdu do Niemiec za mężem. Jestem tu 4 lata i mimo, że tęsknię za domem, tym polskim, rodzinnym, to gdy jestem w Polsce, tęsknię za tym niemieckim. Może ten bawarski klimat tak nas w sobie rozkochuje bez opamiętania?
A ja się wzruszyłam czytając ten tekst. Piękny!
Ppppfffffff
„Matka powinna, Ania powinna”!?!?!???
No przecież Ci nie smutno ze dzieci maja sie dobrze ale serca z kamienia przecież byś mieć nie chciała, pewnie ze tesknisz, dziwne by było gdyby nie….
Ale pewnie tez dobrze wiesz ze jak trochę czasu upłynie, to sie okaże, ze tu jest ulubiony sklep z bułkami, a tam maja dobra kawę, a tu sąsiad trochę irytujący i trochę interesujący, a tu jakas impreza się szykuje i więcej bedzie tych Twoich miejsc i rzeczy, i znowu bedziesz w domu….. Czas i oczy szeroko otwarte ;D ale przecież Ty to wszystko wiesz…
Przesyłam pozytywne wibracje w waszym kierunku….
Dzięki BeaSJ…i tak, wszystko to wiem i będzie lepiej…już za chwilę, za dwie :-)…