Ogień…

Version 2

W przeddzień moich czterdziestych pierwszych urodzin wylądowałam na pogotowiu. I nie, nie będę kozakować i mówić, że się nie wystraszyłam. Nagłe pogorszenie się stanu zdrowia, przeraża, nie ma co chojrakować. Ale oprócz oczywistej nadziei na pomoc, do amerykańskiego pogotowia gnała mnie też czysta ciekawość. Amerykańską izbę przyjęć na pogotowiu mam obcykaną ze starego „E.R” i nieco nowszego „Grey’s Anatomy”. Byłam przygotowana na pociętych piłami łańcuchowymi, z nożami w plecach, z wirusem czarnej ospy w poczekalni, na uczciwych, nieomylnych i seksownych lekarzy, na szybkie zwroty akcji, niespodziewane wątki i spektakularny happy end. No nie całkiem tak, ale się działo.

Wczesny wieczór. W jasnej i obszernej poczekalni pogotowia czytający książkę człowiek o kulach, John i słaniająca się na nogach ja. Po krótkiej rozmowie, przesympatyczna pani numer jeden uznała, że na OIOM się jeszcze nie kwalifikuję. Być może nie powinnam była ufać jej ocenie, gdyż na identyfikatorze nie doszukałam się niczego związanego z medycyną. Owa pani wysłała mnie do pani numer dwa, wielce empatycznej pani, która od razu wyczuła moją foto- i fonofobię, zgasiła światło i ściszyła głos. Mogło być całkiem miło gdyby nie zaczęła pytać o numery, numery wszystkiego co jej przyszło do głowy. Myślenie (szczególnie w okolicach matematycznych) podczas bólu głowy nie wychodzi mi najlepiej. Tak źle, że nie pamiętałam swojej daty urodzenia. Kazali czekać. Z mojego niemieckiego doświadczenia wiem, że trzy osoby w poczekalni to jakieś dziewięć godzin czekania. Przygotowuję się na śmierć na plastikowym krześle. Wchodzi pielęgniarka i uprzejmie zaprasza czytelnika o kulach. John siedzi naprzeciw mnie. Wytatuowany sześćdziesięciolatek w skąpej podkoszulce mruczy coś do siebie. Dobrze mu ze zmęczonych bólem oczu patrzy. Łączę się z nim w cierpieniu, bo mam wrażenie, że przyszliśmy tutaj z podobnym problemem. Oboje jesteśmy bladzi, słaniamy się na nogach, pocieramy zdrętwiałą lewą rękę i dotykamy rozrywanej bólem głowy. John odbiera telefon i z ciężkim tutejszym akcentem nawija: „No tak, siedzę tutaj, kurwa mać, od piętnastu pieprzonych minut i nic. Mają wszystko w dupie. Miałem zawał w domu, a teraz chyba mam drugi. A pieprzyć to wszystko.” Przestaję pocierać moje ramię. Nie chcę mieć zawału z Johnem. Tym bardziej drugiego.

Widocznie wyglądam gorzej niż John, bo kolejna pani pielęgniarka zabiera mnie. John się wścieka. Zabierają mnie do przyjemnego, ciemnego pokoiku. Jest cicho, miło i przytulnie. Robią pomiary, zaglądają w otwory, stukają w stawy, przynoszą sprzęt ostry i podają leki. Mówią, że pogadam z lekarzem jak tylko poziom bólu (w skali od 1 do 10) spadnie przynajmniej do ośmiu. Na razie jest jakieś dwa tysiące trzysta! Nic nie pomaga. Potrzebują zgody ustnej, wyrażonej donośnym „YES” na podanie silnego leku. Mówią, że silniejszy od morfiny. Ostrzegają, że mogą wystąpić lekkie omamy wzrokowe, obniżenie sprawności intelektualnej (obiecują, że to tymczasowe), otępienie, nudności, wymioty i ból żołądka. Ponieważ wszystko to już mam, zgadzam się bez namysłu. Pierwszorzędna decyzja! Minutę po podaniu leku nie tylko głowa przestał mnie boleć, przestałam ją w ogóle mieć. Oderwała się od ciała i dyndała nade mną. Zasłony falowały w rytm niesłyszalnej muzyki, myśli odpływały gdzieś w stronę żółtawej ściany, a swój własny głos słyszałam gdzieś z kąta pokoju. Niezwykłe uczucie! Pani doktor, która mylnie mniema, że moja sprawność intelektualna została nienaruszona, opowiada co mi się przydarzyło i jak to naprawią. Wraz z zasłonkami falują teraz włosy pięknej pani doktor. Ordynuje ona jeszcze jeden lek i informuje, że niektóre pacjentki czują jakby ogień. Ale gdzie ten ogień? Widzę, że znacząco dotyka dolnej części brzucha. Pęcherz? Nie – odpowiada wciąż falująca pani doktor – ogień w pochwie. Noooo, ognia w pochwie jeszcze nie miałam. Pytam, czy pacjentki się skarżą, czy są zadowolone. Różnie. Powoli lek dostaje się do mojego krwioobiegu i nagle jest! Ogień w pochwie! Wszystko przestało mi nagle falować i głowa wróciła na swoje miejsce. Po ugaszeniu ognia, wypisaniu papierków i recept, dostaję prikaz żeby, w razie powtórki incydentu, zgłosić się do lekarza rodzinnego. Pytam, czy mogę jednak do nich. Po ogień, czy po falujące zasłonki? – pyta pielęgniarka. Zdecydowanie po falujące, ale ogniem nie pogardzę! Uwielbiam nasz szpital!

P.S. A z papierków pani doktor wynika, że pożyję jeszcze trochę.

18 myśli w temacie “Ogień…

  1. Mariola 21 czerwca, 2015 / 9:53 am

    Jak zwykle Aniu czyta się Ciebie zachwycająco :)….mimo czającego się zagrożenia życia, Ty jednak dajesz radę…z humorem z polotem 🙂 super!

    • aniukowepisadlo 21 czerwca, 2015 / 3:05 pm

      Bardzo dziękuję, Mariola…to taki post-kryzysowy dystans, bo jednak nie zawsze daję radę.

  2. skylar 21 czerwca, 2015 / 9:55 am

    Swietnie opisane, choc jako aktywna migreniczka moge sie mniej wiecej domyslac co ci podano i jak sie czulas 😱 choc ognia w pochwie to nie mialam… 🙂 dobrze ze juz wszystko w porzadku.

    • aniukowepisadlo 21 czerwca, 2015 / 3:02 pm

      Skylar, dzięki! Tylko migreniczka drugą zrozumie, co? Ale teraz już wiem, że nie ma co się zajadać tabletkami, trzeba od razu do szpitala, tak takie atrakcje :-)!

  3. grugrubleble 21 czerwca, 2015 / 10:33 am

    Czyżby migrena? Jeśli tak, to współczuję i łączę się w bólu… I tylko się zastanawiam, jak to jest, że mnie jeszcze nigdy nie ali leki powodującego ogień w pochwie 😉

    • aniukowepisadlo 21 czerwca, 2015 / 2:59 pm

      Grugrubleble, migrena plus niebezpiecznie wysokie ciśnienie. Ten lek powodujący pochwową pożogę to jakiś steryd odbarczający ciśnienie, czy coś takiego! Polecam :-)!

  4. cieploicicho.wordpress.com 21 czerwca, 2015 / 9:17 pm

    O, i mnie dziś ogniem paliła skroń, migrena lubi sobie poszaleć w spokojne niedziele…
    Dobrze, że już wszystko dobrze a jeszcze lepiej, że pojechałaś po pomoc, ja zbyt często mówię ” dam radę” i cierpię zbyt długo, nie-potrzebnie.
    Wirtualnie łączę się w doświadczeniu i pozdrawiam z Irlandii , oby długo – nigdy – nie wracała migrenowa aura

    • aniukowepisadlo 21 czerwca, 2015 / 11:18 pm

      cieploicicho, do kitu z tą migreną, prawda? Mnie się takie silne ataki zdarzają rzadko, ale jak się już zdarzają, to na całego. Ja tobie też braku migren życzę!

  5. 5000lib 21 czerwca, 2015 / 11:39 pm

    Życzę Ci zdrowia i spokoju wewnętrznego, wiem, że na Tytanicu to nikomu nie pomogło, no ale cóż… Nie ma to być także pocieszeniem(bo pocieszenie to marne) dobrze, że nie musisz konfrontować SORu z tym co zapodają w Lekarzach i Leśnej Górze…

    • aniukowepisadlo 22 czerwca, 2015 / 12:39 am

      Ha, ha…muszę przyznać, że nie miałam przyjemności być na polskim pogotowiu. To dopiero byłby wpis! Pod warunkiem, że przeżyłabym :-)!

      • 5000lib 22 czerwca, 2015 / 10:42 am

        Lepiej nie kusić losu…. Widzę, że humor dopisuję więc nie jest aż tak źle.

  6. Apaczowa 22 czerwca, 2015 / 12:09 am

    No się wystraszyłam, jak o tej Twojej lewicy przeczytałam!!!
    Co Ty sobie za prezenty fundujesz na urodziny? A i mnie przy okazji ciśnienie podnosisz!
    Cieszę się, że przynajmniej wszystko dobrze się skończyło, wyszłaś bogatsza o nowe doświadczenia, no i do tego jeszcze Johna poznałaś 😉

    W takim razie jedyne, czego Ci z okazji urodzin życzę, to zdrowia jak najwięcej! Niby taki banał, a jednak tyle razy okazuje się, że najważniejszy…

    • aniukowepisadlo 22 czerwca, 2015 / 12:42 am

      Dziękuję serdecznie, Apaczowo za życzenia! Ja też się wystraszyłam, każdy wie co może oznaczać drętwa lewa! Ale jak to mówią, złego diabli nie biorą! A John? Jeszcze nie jest jasne co z naszej znajomości się wykluje :-).

    • aniukowepisadlo 22 czerwca, 2015 / 5:47 pm

      Dzięki Natalia! Z tym ognistym uczuciem, to sama nie wiem, czy to pozytywne, czy negatywne było. Na pewno BARDZO dziwne!

  7. kaczka 22 czerwca, 2015 / 4:59 pm

    Pochwa w ogniu! Czego ci Amerykanie nie wymysla! A gdy lewitowalas ku wyjsciu z glowa pod pacha to John czekal nadal? (usilnie szukam czegos, do czego moglabym sie przyczepic i powiedziec ‚phi! u nas byloby nie do pomyslenia!’)

    I wiesz, no! Unikaj tego cisnienia!

    • aniukowepisadlo 22 czerwca, 2015 / 5:50 pm

      kaczko, Johna już nie spotkałam, ale po drodzę, w pokoju obok widziałam nie dającego oznak życia czytelnika o kulach. Aż się boje pomyśleć co zrobili z Johnem!

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s