sprawa panamska…

DSC03544

Zebranie aż się odbyło na ten temat. Osobne na ten i tylko ten temat. Niespełna trzydziestoletnia dziewuszka postury Calineczki, z trzęsącymi się od kofeiny dłońmi, podająca się od kilka tygodni za moją szefową ogłasza, że przyjeżdżają Panamczycy. W naszej szkole nikogo z Panamy jeszcze nie było, w szkole, w której pracowało nadpobudliwe Dziecię Elfów, owszem. Postanowiła więc oświecić nas w sprawie panamskiej. I ostrzec. Państwo panamskie miało nam wysłać na naukę angielskiego połowę wielce elitarnej, szkoły katolickiej. Z tej okazji dostaliśmy pół godziny cennych wskazówek. Mieliśmy piersią własną chronić główne źródło dochodu szkoły – Saudyjczyków – bo ci, według katolickiej grupy panamskiej, mają być tutaj w celach tylko i wyłącznie terrorystycznych. Mieliśmy metodycznie omijać dyskusje o religii, różnicach w światopoglądach, poligamii i roli kobiet, czy raczej jej braku, w życiu religijnym, czy w życiu w ogóle… Wspólnym tematem, którego również mieliśmy nie poruszać jest homoseksualizm – obie religie zgodne są co do tego, że albo takowe nie istnieje, albo jest grzechem śmiertelnym. Saudyjczycy mieli mieć w głębokim tyle siostry zakonne, które miały się pojawić jako opiekunki grupy panamskiej. Mieliśmy ich w grupy nie łączyć, gadać ze sobą i tak nie będą. Panamskie, rozpuszczone modlitwą, dzieciory miały nikogo nie słuchać, nie robić zadania domowego i pluć na nauczycieli. Nie ma co skarżyć siostrom na dzieciory, bo siostry miały sobie z nimi nie radzić. Dzieci będą wybredne, nie będą jadły amerykańskiego jedzenia, będzie im zimno, nudno, będą chciały zmienić nauczyciela, książkę, szkołę i Dziecię Elfów ze stołka zrzucić. Mamy przygotować się na ciężkie cztery tygodnie, przeżyć je z jako taką godnością i wyjść choćby z pół-twarzą.

To się przygotowałam. Stoliki w grupy – azjatycką, arabską i południowoamerykańską poustawiałam. Lekcję o dobrodziejstwach jogi wywaliłam z książki. Dżon, który w książce miał iść ze Stiwem do kina został wymieniony na Suzi. Nie ma co ryzykować. W razie problemów z dyscypliną mieliśmy opracowany plan ewakuacji budynku i telefony awaryjne, przesunęłam nawet moje biurko bliżej drzwi…tak na wszelki.

W poniedziałek stawiłam się w pracy ubrana skromnie i niewyzywająco. Dostałam dwie grupy. Zaglądam cichaczem do klasy. Stoliki się pomieszały. Uczniowie z Chin, z Arabii Saudyjskiej, Maroka i świeżość panamska stoją przy wielkiej mapie i paluchami po niej dziabią. Panama nas zaskoczyła. Przysłała mi przestraszone dwunastolatki, takie krótkie jakieś, opalone na beż, pulchniutkie, do całowania. Takie moje Jaśki. Po kilku dniach okazało się, że są też ciekawi innych religii, innych kultur i wszystkiego innego są ciekawi… Za każdym razem jak mewa zadrze się za oknem, wszyscy biegną do okna i zwijają się ze śmiechu. „Pani, pani…a Maria i Diego są w sobie zakochani!! Pokażę pani”. Na zdjęciu Maria i Diego idą z autobusu jakieś cztery metry od siebie. W jednym kadrze się zmieścili więc są, rzecz jasna, zakochani. „Pani, pani…a Alejandro ma chłopaka. Oni są gejami” i leży krasnal na podłodze i nóżkami ze śmiechu kopie. Alejandro ze wstydu zaciąga czapkę na oczy. Nad nim stoją Saud i Mohammed i kiwają ze zrozumieniem głowami. W kącie siostra Ester siedzi i rozmawia z jednym z najbardziej religijnych Saudyjczyków o…czasie Present Perfect. W zazwyczaj pustym koszyczku na telefony komórkowe pod drzwiami, same panamskie ajfony szóstki, od czasu do czasu dzwoniące Dżastinem Biberem (Saudyjczykom muszę wydzierać siłą i grozić więzieniem). Rozrabiają oczywiście, ale dwunastoletnia przedmłodzież po to jest, żeby rozrabiać. Jak rozrabiają za bardzo, wystarczy wspomnieć najświętsze istnienie siostry Ester i od razu wszystkim przechodzi.

Na pierwszych zajęciach zapoznaję uczniów z zasadami szkoły, moich zajęć i takie tam. Nauczona doświadczeniem saudyjskim, ostrzegam, że jeśli ktoś wyjdzie „do ubikacji” na dłużej niż dziesięć minut, wpisuję nieobecność. Przejęły się panamskie skrzaty. Któregoś dnia, Jose wyszedł za potrzebą. Nie liczyłam na jak długo. Jestem od uczenia, nie od liczenia. Wchodzi wystraszony Jose, podchodzi do mnie i mówi: „pani…przepraszam, że tak długo byłem w ubikacji, ale wie pani…no…tego…kupę robiłem…już nie będę…”. Gracias Jose. Może jednak zrób. To niezdrowo tak kupy nie robić…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s