Cisza…

Cisza to wielowarstwowa rzecz. Cisza to brak fonii, brak dźwięków, brak brzmienia. Cisza, dla mnie, oznacza coś jeszcze. To również nieczekanie na szmer, głos, krzyk. To wyciszenie się wewnętrzne.  To taki wyższy stopień radzenia sobie z brakiem dźwięków, świadomość, że cisza może być coraz dłuższa i przewlekła, wydawać się wręcz nieskończona. Może być taka zupełna, bez obietnicy na jej przerwanie.

Na kursach medytacji uczymy się jak radzić sobie z dźwiękami dookoła nas. Nie ignorować, nie udawać, że ich nie ma, nie starać się ich nie słyszeć. Uczą nas bycia świadomym ich istnienia i delikatnie, jak piórkiem, odsunąć je od siebie. Nie lada ci to sztuka. Wymaga czasu i pracy. Ileż to razy odpychałam piórkiem dźwięki dochodzące zza płotu w domu, w Stanach. Delikatnie trącałam piórkiem przejeżdżający pociąg, plotkujące sąsiadki tuż pod oknem, odgrażającego się na całe gardło Bobbiego (jeśli ktoś nie zna Bobbiego, to tu i tu). Z czasem, piórko stawało się coraz cięższe, a moje ruchy coraz bardziej agresywne. Zdarzało się, że waliłam piórem gdzie popadnie, oberwało się każdemu skrzypnięciu płota i szurnięciu buta. Ćwiczyłam codziennie i mimo, że postępy były, nie raz lekkie piórko zmieniało się w ciężki młot.

Ale co się dzieje kiedy czynnik dźwiękowy zostanie usunięty z życia? Co się dzieje kiedy przeprowadzasz się na kreteńską wieś w środku zimy? Dzieje się cisza. Cisza wszechobecna, nieustająca, niczym nie przerywana. Cały kurs medytacji diabli biorą. Nie ma na czym świadomości zawiesić, nie ma czego piórkiem chlasnąć. Nieproszonych dźwięków brak.

Mieszkamy w małej wiosce, na maleńkim półwyspie. Obok domu przebiega droga, po której tylko kilka razy w ciągu dnia przejeżdża samochód. Połowa tych razów to ja. Sąsiad z jednej strony przyjeżdża tylko latem, z drugiej strony mieszka niehałaśliwa rodzina – koza, owca oraz wynajmujący od nich kawałek drewutni bezpański kot. Jedynym przerywnikiem ciszy są koguty zamieszkujące wieś. Zabawę w głuchy telefon zaczynają o czwartej rano. Zaczyna kogut niedaleko naszego domu, chociaż tak wcześnie rano wydaje się, że stoi tuż pod naszym oknem, za nim po kolei siedem, w porywach osiem kogutów wydziera swoje dzioby. Po ostatnim następuje krótka przerwa, akurat na przymknięcie zmęczonego oka, po czym zabawa zaczyna się od nowa i trwa godzinę. Cierpliwi przeczekują i śpią dalej, niecierpliwi wstają i oglądają CNN. Mamy też, mieszkające w klatce na zewnątrz, kanarki, o wyskokach których już wkrótce, ale te grzecznie śpią do ósmej i chodzą, czy też lecą, spać po zapadnięciu zmroku. Poza tym, ich śpiew jest tak nieustanny i tak przyjemny, że stały się już elementem ciszy. To nasze podwórko. A za płotem? A za płotem i jeszcze kilkoma innymi płotami – park. Nie wiem czy narodowy, czy bardziej lokalny, ale park. Park ciszy. Chodzę tam często na spacer z psem. Wspinając się pod górę słyszę tylko swój oddech i nieobcięte pazury psa stukające o skały. I szum morza. I tak przez godzinę, lub dwie. Od czasu do czasu pokaże się jakaś zwinna kózka, która skacze po skałach bezszelestnie jakby te były miękką, puszystą trawą. Przygłuchawy już chyba pies nawet nie zauważa jej obecności. Czasem mijamy stado owiec, które w bezruchu, w zupełnej ciszy łypią na nas ślepiami zdziwione, że ktoś w ogóle tędy przechodzi.

Na plażach wciąż pustki. Turystów brak, a dla tubylców za zimno. Codziennie odwożę dziecko do szkoły. W drodze do domu zatrzymuję się na plaży, włażę na samotnie stojącą wieżę ratowniczą i słucham morza i ciszy. Czasami medytuję, czasami po prostu siedzę i nie mogę wyjść z oniemienia, że jest tak bezgłośnie. Nadsłuchuję i czekam na dźwięk wyprodukowany przez człowieka, pojazd, lub zwierzę choćby jakieś. A tu nic. Cisza.

Cisza to taka dziwna sprawa. Wszyscy pragniemy chwili spokoju, ale kiedy trwa zbyt długo, staje się niepokojąca, trochę niewygodna. Upłynie jeszcze wiele cichych chwil zanim się do niej przyzwyczaję, zanim się z nią oswoję. Zanim piórkiem przestanę niepotrzebnie machać.

 

7 myśli w temacie “Cisza…

  1. M 25 marca, 2018 / 12:46 pm

    Bardzo rzadko udaje mi się odnaleźć ciszę. Ostatnio – kiedy przysiadłam na skale nad Morskim Okiem. Najpierw byłam zdumiona – jedynym dźwiękiem był mój oddech – potem ogarnął mnie zachwyt. Cisza jest niezwykle kojąca. Oczyszczająca z emocji wszelakich. I tak trudna do odnalezienia w dzisiejszym świecie…

    • aniukowepisadlo 26 marca, 2018 / 6:44 am

      Zgadza się – bardzo trudno o ciszę w dzisiejszych, hałaśliwym świecie. Ale muszę przyznać, że nad długotrwającą ciszą muszę popracować :-). Trudno mi zamknąć oczy, na przykład, na cichej plaży, bo całe moje jestestwo wyczekuje jakiegoś ruchu, ogłosu, trzaśnięcia…nie wiem. To rzeczywiście jest inna umiejętność – przebywanie w ciszy.

  2. Monia. 27 czerwca, 2018 / 6:15 am

    Takiej ciszy brakuje chyba każdemu w obecnym świecie…

      • Monia. 30 czerwca, 2018 / 1:12 pm

        Żyjemy zbyt szybko, zbyt głośno… Tylko zbyt cicho dla siebie wzajemnie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s